- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Atheist, Till The Dirt
Wykonawca: | Kelly Shaefer - Atheist, Till The Dirt (wokal) |
strona: 4 z 8
Atheist, "Hellfest 2011", 19.06.2011, fot. Verghityax
Przykro mi to słyszeć. Rozumiem, że miała okazję obserwować próby Oblivion, twojego pierwszego zespołu. Prócz ciebie udzielał się w nim chłopak o imieniu Mark, ale nic więcej na jego temat nie znalazłem.
Mark Shapiro, przyjaźnimy się do dziś. Na basie grał Mike Kuehling, zmarł niecałe osiem lat temu. Byliśmy kumplami z dzieciństwa, mocno zafiksowanymi na punkcie Judas Priest i Iron Maiden. To był rok 1983 albo 1984, zanim gwiazda Metalliki rozbłysła. Mark miał perkusję, Mike bas, ja gitarę. Razem katowaliśmy "Breaking the Law" i każdy heavymetalowy kawałek, jaki udało nam się opanować. Pewnego dnia załatwiliśmy sobie salę prób w starym magazynie, ale Mike'owi rodzice zabronili wychodzić z domu, co położyło kres istnieniu Oblivion. W tym samym budynku grała też grupa Havoc. Steve Flynn, którego nie widziałem od bardzo dawna, kumplował się z jej członkami i to tam na niego wpadłem. Kiedy byliśmy nastolatkami, on był w paczce najpopularniejszych uczniów, ja niekoniecznie. To było przedziwne, bo żaden z nas nie śmierdział groszem. Mimo to Steve wiedział, jak zakręcić się wokół najbogatszych dzieciaków. Kpił wtedy z mojej koszulki z The Beatles, którą często nosiłem (śmiech). Gdy spotkałem go w sali prób, pogadaliśmy chwilę i z marszu zagraliśmy "For Whom the Bell Tolls". Byłem poruszony. Oto znalazłem wspólny język z gościem, który podzielał moją pasję do brutalnej muzyki. Mark Shapiro preferował lżejsze odmiany metalu, jak Judas Priest. Slayer i Metallica nie sprawiały mu frajdy. Przygoda z Oblivion nie trwała długo, ciężko to nawet uznać za prawdziwy zespół. Napisaliśmy raptem jedną kompozycję, zatytułowaną "State of Oblivion". Jakże kreatywnie (śmiech). Nie pamiętam, co robiłem trzy dni temu, ale mógłbym bezbłędnie odtworzyć riff z tamtego kawałka. To absurdalne.
Po rozpadzie Oblivion błyskawicznie powołaliście do życia R.A.V.A.G.E.
Początkowo to nie był akronim. Byliśmy znani jako Ravage. Dopiero przed premierą splitu "Raging Death" okazało się, że inna kapela, stylizująca się na Dokken, już posługuje się tą nazwą. Żeby uniknąć nieporozumień, wymyśliliśmy Raging Atheists Vowing a Gory End. Prędko zmęczyło nas wypowiadanie tego i skróciliśmy do Atheist.
Nim przejąłeś w Ravage obowiązki wokalisty, za mikrofonem stał niejaki Scrappy.
Tak, Steve Freid. Wciąż się przyjaźnimy. On chciał śpiewać jak Paul Di'Anno, z kolei Steve Flynn i ja dążyliśmy do radykalizacji brzmienia, za wyznacznik obierając takie grupy, jak Kreator i Destruction. Występowaliśmy głównie na imprezach u znajomych, we trzech, bez basisty. W repertuarze mieliśmy nasze ulubione utwory Metalliki, "Die by the Sword" Slayera, "Panic" Anthraxu, "Psalm 9" i "The Tempter" Trouble. Na jednej z tych domówek poznaliśmy Randa (Burkeya, przyszłego gitarzystę Atheist - przyp. red.). Prezentowaliśmy akurat swoją interpretację "Creeping Death" i nagle jakiś podpierający ścianę dupek krzyczy do mnie: "źle to grasz!". Weź pod uwagę, że mówimy o niepozornym, nadmorskim miasteczku, gdzie mało kto słyszał wówczas o Metallice. Patrzę na niego i pytam: "A kim ty, kurwa, jesteś?". Typek podszedł, wziął gitarę, odwrócił ją do góry nogami i wykonał "Black Magic" Slayera. Zwaliło nas z nóg. Rand przyjechał właśnie z Kalifornii i nie miał się gdzie podziać, więc doraźnie waletował u nas. Pierwszym numerem, nad którym pracowaliśmy kolektywnie, był "No Truth". Rand napisał ten akustyczny wstęp.
Tym sposobem poszerzyliśmy skład o drugiego gitarzystę. Ja zacząłem eksperymentować z wokalem, dlatego drogi nasza i Steve'a Freida się rozeszły. Dużo ćwiczyliśmy i szybko robiliśmy postępy, lecz Rand był o klasę lepszy od nas. Zawsze górował nade mną jako gitarzysta prowadzący. Moja rola polegała na wymyślaniu riffów i zszywaniu poszczególnych elementów ze sobą. Rand świetnie znał się na harmoniach i mógł poszczycić się rozległą wiedzą muzyczną. Pokazał nam kapele, o których wieść jeszcze tu nie dotarła - Floryda była nieco zacofana pod tym względem.
Teraz sobie przypomniałem, że w pewnym momencie poprztykaliśmy się z Randem i na gitarze zastąpił go Mark Schwartzberg. Pochodził zdaje się z Nowego Jorku i miał fajny styl. Zarejestrował z nami tę gównianą demówkę, pod tytułem "Rotting in Hell". Koszmarna jakość, ale dzięki tej demówce zwróciliśmy na siebie uwagę Borivoja Krgina i Dona Kaye'a, co zaowocowało kontraktem obejmującym wydanie "Piece of Time". Jako raczkujący zespół nigdy nie wiesz, który kawałek układanki okaże się kluczowy dla twojej kariery. Najpierw wysłałem "Rotting in Hell" do Dona Kaye'a i poprosiłem go o opinię. Stwierdził, że brzmi okropnie, ale ma w sobie coś interesującego. Następnie odezwałem się do Borivoja Krgina, który prowadził zin "Violent Noize". Borivoj dostał potem pracę w wytwórni i załatwił nam 7200 dolarów na nagranie "Piece of Time".
Atheist (Roger Patterson), materiały prasowe
Waszym basistą był Roger Patterson. Jak doszło do zaangażowania go?
Rogera poznałem jeszcze jako smarkacz - rozwoziliśmy gazety w tej samej okolicy. Nasz kolejny kontakt miał miejsce cztery albo pięć lat później, kiedy z Ravage rozbijałem się po różnych knajpach i spelunkach. Któregoś wieczoru łoiliśmy nasz standardowy zestaw coverów na imprezie w rodzaju bitwy zespołów. Tylko my reprezentowaliśmy podziemie, reszta kapel wykonywała szlagiery w duchu Queensryche. Roger przyszedł tam razem z Ronniem, swoim bratem bliźniakiem. Obaj wyglądali jak rasowi punkrockowcy w swoich skórzanych kurtkach. Roger pochwalił się, że gra na basie w grupie Aggressor, inspirującej się dokonaniami Venom i Sodom. Drugim ogniwem w Aggressorze był nieżyjący już Patrick Martin, lokalny spec od wymieniania się taśmami. Zaprosiłem Rogera do siebie. Wpadł następnego dnia i przyniósł ze sobą swój bas Kramera z aluminiową szyjką. To, co na nim wyczyniał, spowodowało u nas opad szczęki. Natychmiast zaproponowaliśmy mu współpracę.
Zarządziliśmy codzienne próby. Harowaliśmy jak dzikie woły, ale świetnie się przy tym bawiliśmy. Nasza salka znajdowała się w sporym magazynie w Bradenton, mieście sąsiadującym z Sarasotą. Stało tam coś na kształt sceny. Ludzie przychodzili, jakby to był najzwyklejszy klub, czasem po czterdzieści, pięćdziesiąt osób. Pisaliśmy już wtedy autorski materiał, na podorędziu mieliśmy około siedmiu utworów. Zdarzało się, że ogrywaliśmy wszystkie po cztery razy jednego wieczoru. W tym samym pawilonie ulokowały się chłopaki z Crimson Glory. Obserwowaliśmy, jak piłują "Mayday" i inne swoje klasyki.
U schyłku działalności R.A.V.A.G.E. pojawiła się postać enigmatycznego gitarzysty o imieniu Gary. Podobno wyleciał, zanim na dobre dołączył.
Był członkiem formacji przez jeden dzień, serio. Nie pamiętam już nawet, jak miał na nazwisko. Przyjęliśmy go, bo nadawał na tych samych falach i miał długie włosy (śmiech). W tamtej epoce to kwalifikowało cię do bycia w zespole (śmiech). Dołączył do R.A.V.A.G.E. w dniu, w którym zaplanowaliśmy sesję fotograficzną, więc załapał się na zdjęcia. Rychło wyszło na jaw, że historie o jego rzekomej znajomości instrumentu można włożyć między bajki. Nie wiem, jak potoczyły się jego dalsze losy.
Dzięki za super wywiad
Czy można poprosić jeszcze of wywiad z Davidem Vincentem z Morbid Angel I am Morbid. W ten sposób byłby to pewien tryptyk (Pestilence, Atheist i Morbid Angel).
Pozrowienia.
BTW Dobry wywiad, wybitny zespół, trochę nieznanych faktów się dowiedziałam.
Materiały dotyczące zespołów
- Atheist
- Till The Dirt