- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
felieton: Slayer - analiza tekstów
strona: 3 z 7
"Nie ma litości"
Pierwszy album Slayera, zatytułowany "Show No Mercy", swoją premierę miał w 1983 roku, a jego patronem był Szatan. Ale taki Szatan żywcem wycięty z komiksów, "Biblii" LaVeya czy z dwóch pierwszych albumów Anglików z Venom. Czyli przerysowana, groteskowa kreatura z kozim łbem, uzbrojona w ogień, miecz i pentagram.
Zło nie ma żadnych granic. Wypełnia je żądza nienawiści uzbrojona w topory, furię i siłę. Trwa walka o to, by światem zapanował chaos, a do czarnych zastępów zaprzęgnąć coraz to nowe dusze. Jeńcy nie są brani, a niezliczone straty nikogo nie dziwią. Aniołowie padają trupem od mieczy żołnierzy piekieł, ku wielkiej uciesze Szatana, który triumfuje i niezmiernie cieszy się, gdy wypełniana jest jego wola. Trwa walka na śmierć, z której ludzkość już się nie odrodzi. Świat czeka już tylko na nadejście Antychrysta, który przyniesie totalną zagładę.
Taki oto naiwny, nieco dziecinny i żywcem wycięty z horrorów klasy B przekaz zawiera z grubsza płytowy debiut. Może i dziś taka poetyka brzmi niezbyt poważnie, ale pamiętajmy, że to początek lat 80. Aby zaistnieć należy szokować, wzbudzać kontrowersję, chociażby poprzez zdefiniowanie nazwy Slayer jako skrót od "Satan Laughs As You Eternally Rot" - "Szatan się śmieje, kiedy gnijesz wiecznie".
Jedynym odstępstwem od reszty utworów jest militarny "The Final Command", w którym nie ma ani słowa o Szatanie, ale za to już bezpośrednio padają słowa "Blitzkrieg tactics of the German command. Born with the power of God in his hand", które wprost można odczytać jako pochwałę niemieckiej armii, a urodzony z bożą mocą w ręku, to nikt inny jak? No właśnie. Warto wspomnieć, że słowo "Bóg" również pojawia się na tej płycie pierwszy i ostatni raz.