- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Soilwork
Wykonawca: | Dirk Verbeuren - Soilwork (instrumenty perkusyjne) |
strona: 1 z 5
Dirk Verbeuren, Bielsko-Biała 27.09.2012, fot. Verghityax
rockmetal.pl: Cześć, Dirk. Na początek chciałbym cię zapytać, w jaki sposób muzyka zagościła w twoim życiu. Od czego się to zaczęło?
Dirk Verbeuren, Soilwork: Moi rodzice byli zagorzałymi wielbicielami muzyki, w domu ciągle leciało radio albo płyty winylowe. Wiesz - rock, pop, muzyka klasyczna. W wieku siedmiu lat dostałem w szkole szansę, by nauczyć się grać na jakimś instrumencie. Wybrałem skrzypce. Rodzice bardzo mnie do tych lekcji zachęcali, toteż ćwiczyłem przez kilka lat. Po drodze doszły jeszcze fortepian i śpiew. Kiedy miałem dwanaście albo trzynaście lat, ojciec kupił mi gitarę elektryczną i niewielki, 30- lub 40-watowy wzmacniacz. On sam grywał wcześniej na gitarze akustycznej i nauczył mnie podstawowych chwytów. W młodości słuchałem naprawdę dużo muzyki, głównie popu i starego hip-hopu, jak Public Enemy, Beastie Boys i Run-D.M.C. Metal odkryłem dopiero w wieku piętnastu lat czy coś koło tego. To właśnie metal zwrócił moją uwagę na perkusję - albumy takie, jak "Reign In Blood", stare dokonania Metalliki, Terrorizer i debiut Morbid Angel. Wkrótce zacząłem improwizować, używając do tego drewnianych linijek i kartonów. Tata zobaczył to i po jakimś czasie uznał, że pora załatwić mi mój pierwszy zestaw. Wciągnąłem się i nie mogłem przestać (śmiech).
Czy pamiętasz jeszcze ten pierwszy zestaw?
Oczywiście. To był maleńki zestaw jazzowy firmy Maxtone - w skład wchodził jeden crash, jeden ride i jeden hi-hat. Brakowało mu naciągów rezonansowych, miał tylko uderzane. Jeśli chodzi o rozstawianie, nie dawał zbyt wielu możliwości, ale dla mnie był idealny. Z początku i tak nie miałem bladego pojęcia, co robię. Siedziałem ze słuchawkami na głowie i próbowałem odtworzyć to, co przed chwilą usłyszałem. W ten sposób uczyłem się grać.
Jaki był pierwszy koncert, na który w życiu poszedłeś? Pamiętasz, co to było?
To musiało być w 1989 albo 1990 roku. Poszedłem wtedy na sztukę Public Enemy. Pierwszym metalowym koncertem, w jakim uczestniczyłem, był występ Metalliki w Paryżu w ramach trasy promującej "...And Justice For All". Pochodzę z Belgii, ale wówczas mieszkałem już we Francji. Jak się zastanowić, we Francji spędziłem większość życia. Co przypomina mi, że moim trzecim koncertem metalowym był paryski przystanek na trasie "Clash of the Titans", czyli Slayer, Megadeth, Anthrax i Suicidal Tendencies. To był pierwszy raz, kiedy Slayer zawitał do Francji - ludzie tylko ich chcieli zobaczyć i w dupie mieli pozostałe składy. Przez cały czas darli się "Slayer! Slayer!" (śmiech). Kiedy wreszcie weszli na scenę, rozpętało się piekło.
Czy to w tamtym okresie wraz w paroma kolegami założyłeś Scarve?
To było kilka lat później. Po ukończeniu liceum chciałem na poważnie zająć się muzyką. Jakimś cudem udało mi się przekonać rodziców, by pozwolili mi zapisać się do szkoły muzycznej w Nancy. To miejscowość leżąca na północnym wschodzie Francji, co wiązało się z kolejną przeprowadzką. Tam poznałem Patricka Martina. Połączyło nas zamiłowanie do tych samych zespołów - Sepultura, Coroner i Loudblast. Gadaliśmy o nich godzinami, aż pewnego razu zasugerowałem, że powinniśmy zacząć tworzyć własne utwory. Patrick miał parę pomysłów na riffy i tak to się zaczęło.
Dziwne, że w temacie gridcore ani słowa o genialnym "Inventory of Fixtures" SCD.
Ostatnio grali w PL na Ursynaliach w 2013, słaby gig. Najnowszy materiał The Living Infinite bez ładu i składu.