- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Marty Friedman
Wykonawca: | Marty Friedman - Marty Friedman (gitara) |
strona: 2 z 5
Marty Friedman, Bratysława 18.05.2011, fot. Verghityax
Mieszkasz w Japonii już od wielu lat. Czy ciężko było się przestawić na tamtejsze zwyczaje? Jak sobie poradziłeś z językiem?
Język znałem już zanim się tam przeniosłem. A decyzję o przeprowadzce podjąłem, ponieważ chciałem grać japoński pop i rock, pragnąłem zaangażować się w tamtejszą scenę muzyczną, która swoją drogą jest olbrzymia - japońscy artyści to około 90% ich rynku. Pozostałe 10% to wykonawcy tacy, jak U2, Maroon 5, Coldplay, Mariah Carey... Miałem szczęście, bo gdy tylko przeniosłem się do Japonii, udało mi się dołączyć do formacji mojej ulubionej wokalistki, Aikawy Nanase. Od tamtego momentu wkręciłem się w mnóstwo zajęć - to kupa roboty, ale przyjemnej.
Jak długo zajęło ci przyswojenie sobie japońskiego w mowie i piśmie na biegłym poziomie?
Nigdy tak naprawdę nie uczęszczałem na żaden kurs japońskiego. Uczyłem się go bardzo długo i po trochu, ale nie jestem w stanie powiedzieć, ile dokładnie mi to zajęło, bo posługuję się tym językiem płynnie od wielu lat, choć nadal nie doszedłem do perfekcji.
Co było pierwszym doświadczeniem, które zainteresowało cię Japonią?
Moje pierwsze zetknięcie z kulturą Japonii nastąpiło podczas trasy z Cacophony, jaką odbyliśmy w tym kraju. Byliśmy oczarowani. Całe to miejsce było takie świetne, ekscytujące i unikalne. Zupełnie, jakbyśmy przebywali na innej planecie.
Czy łatwo było ci się przyzwyczaić do japońskiego rynku muzycznego? Przypuszczam, że znacząco różni się on od europejskiego. Macie tam specjalne, limitowane wydania, przeznaczone wyłącznie dla Japonii. Do tego te wszystkie białe, szare i czarne obi...
Jestem pewien, że biznes muzyczny w każdym kraju wygląda inaczej. Ja trafiłem tam, bo podobała mi się japońska muzyka. Chciałem dorzucić do niej swoje trzy grosze. Uważam, że dokonałem właściwego wyboru, ponieważ artysta zawsze powinien podążać za swoimi marzeniami.
Masz swoją własną wytwórnię. Co możesz o niej opowiedzieć?
W Japonii jest coś, co nazywa się Nico Nico Douga. To trochę jak YouTube, ale jest tam o wiele bardziej popularne. Wszyscy ci młodzi muzycy i wykonawcy prezentują tam swoją twórczość, pośród której można trafić na prawdziwe perełki, postanowiłem więc założyć wytwórnię, żeby pomóc zadebiutować obiecującym talentom. Obecnie mam na taśmie dwa projekty - jeden to kapela złożona wyłącznie z dziewczyn, a drugi to całkowicie męska załoga. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to pod koniec roku ukażą się ich debiutanckie albumy.
Ta wytwórnia ma dystrybucję na cały świat, czy tylko na Japonię?
Tylko na Japonię.
Jak wybierasz artystów, z którymi chcesz współpracować? Grywasz w tak wielu formacjach... Odrzucasz czasem jakieś propozycje?
Angażuje się w różne rzeczy. Obecnie gram z wokalistką o pseudonimie A-Mei. Myślę, że można by ją nazwać Christiną Aguilerą Azji. Występujemy w wielkich halach i na stadionach... Właściwie, to mój gitarzysta, Takayoshi, udziela się u niej razem ze mną. A-Mei pochodzi z Tajwanu i jest absolutnie niesamowita. Spytała mnie, czy nie chciałbym dołączyć do jej zespołu, żeby wprowadzić trochę rocka i heavy. Ona wykonuje raczej ballady oraz klimaty w stylu dance i popu i postanowiła uczynić swoją muzykę nieco cięższą.