- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Hirax
Wykonawca: | Katon W. De Pena - Hirax (wokal) |
strona: 4 z 5
Hirax, Bydgoszcz 5.11.2011, fot. vSpectrum
Od niedawna macie nowego gitarzystę. Jak Mike Guerrero sprawdza się w zespole?
Mike jest świetny i lubi jeździć w trasy! Nasi poprzedni gitarzyści nie byli tak zaangażowani w życie kapeli. Potrzebny był nam facet, który zrozumie pokręcone akcje typu z dnia na dzień dostajemy telefon, że potrzebne jest zastępstwo za jakąś kapelę, a my pakujemy graty i od razu ruszamy na lotnisko. Był na przykład taki numer z graniem w Meksyku. Mayhem odwołał swój koncert i organizator dzwonił do nas w ostatniej chwili, czy damy radę zagrać za nich. No i co? Przylecieliśmy tam następnego dnia. Mike jest facetem, który właśnie w takiej sytuacji nie będzie marudził, że mu nie pasuje, tylko spakuje się i po prostu poleci z nami zagrać koncert. A musisz wiedzieć, że trzeba mieć naprawdę wielkie jaja, żeby znosić trasy koncertowe. Prawie nie śpimy, imprezy trwają do rana, o świcie trzeba załadować się do busa i jechać w następne miejsce, a tam też nie ma czasu na odpoczynek, tylko schemat się powtarza. Poza tym z Mikiem w składzie Hirax stanowi świetną, zgraną drużynę, w której nie ma miejsca na przerośnięte ego, tylko na ciężką pracę i wzajemny szacunek. Myślę, że między innymi przez to dobrze się z nami dogadują także organizatorzy. Kiedy można, to owszem, imprezujemy, ale jeśli organizator mówi, że trzeba się zbierać, ruszamy dupę bez gadania.
A jak się dogadujecie z organizatorami tego koncertu?
Świetnie, naprawdę świetnie. I powiedziałbym tak nawet, gdyby cię nie było w tym pokoju, Greg! (śmiech) (wskazuje na jednego z organizatorów, siedzącego naprzeciwko - przyp. red.) Jak już mówiłem, jesteśmy układnymi facetami i staramy się nie sprawiać trudności tym, którzy pracują na nasze koncerty. Poza tym z niektórymi osobami z tej ekipy widzimy się już kolejny raz, bo pracowały przy naszym poprzednim koncercie w Polsce. Nie mamy problemu, żeby zaufać tym kolesiom i traktować ich bardziej jak kumpli niż współpracowników. Wyobraź sobie, że nawet mieliśmy okazję poznać ich rodziny, u niektórych byliśmy w domu na obiedzie... To znacznie więcej niż biznes, to już normalna przyjaźń.
Przypomniała mi się jeszcze anegdota o tym, skąd pochodzi nazwa Hirax. Podobno zobaczyłeś taki napis na ścianie w toalecie i zdecydowałeś, że słowo fajnie brzmi jako nazwa kapeli... Kiedy to było i gdzie?
W 1984 roku, szukałem wtedy dobrej nazwy dla zespołu i olśniło mnie, kiedy na ścianie w łazience zobaczyłem słowo "Hirax". Strasznie głupia historia, nie? (śmiech) Spytałem resztę kapeli, czy im się podoba i razem zdecydowaliśmy, że nazwa zostaje. Stworzyłem wtedy pierwotną wersję logo, ale było kiepskie i mój kumpel Tom Warrior z Celtic Frost zaproponował, że je poprawi. Oto i cała historia, Hirax wziął nazwę ze ściany w kiblu! No, ale przynajmniej jest ona łatwa do zapamiętania i do wymówienia. Chociaż na przykład w Ameryce Południowej zamiast "Hajraks" mówią "Hiraks".
W Polsce też...
Tak... Ale nie wtedy, kiedy śpiewacie podczas koncertu! (mowa o publiczności śpiewającej "Ole ole ole ole, Hirax, Hirax!" na koncercie w Katowicach - przyp. red.) Nie mam pojęcia, jak to się stało, że śpiewacie tak, jak nasza publika w Ameryce Południowej? Skąd ci fani to wzięli?
Pewnie widzieli na YouTube.
Pewnie tak! Nigdzie na świecie poza Ameryką tego nie słyszeliśmy, a w Polsce proszę...