- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Gallileous
Wykonawcy: | Tomasz "Stona" Stoński - Gallileous (gitara), Anna Pawlus - Gallileous (wokal) |
strona: 1 z 5
Gallileous, Wodzisław Śląski 15.04.2023, fot. Verghityax
Gallileous to w pogrzebowym doom metalu nazwa kultowa, głównie za sprawą przełomowej demówki "Passio et Mors..." z 1994 roku. Znalazł się na niej gęsty jak smoła materiał, do którego w ówczesnej Polsce zbliżył się chyba tylko bardziej melodyjny i zarazem gorzej wyprodukowany Ysigim. Niekorzystne czynniki zewnętrzne i wewnętrzne położyły kres dobrze zapowiadającemu się zespołowi w roku 1995. Powróciwszy z niebytu po jedenastu latach, Gallileous odważnie zaczął eksplorować nieznane dla siebie terytoria muzyczne, by w końcu, umiejętnie żonglując licznymi wpływami, wypracować swój unikalny styl. O przebiegu tej niełatwej podróży, walce z przeciwnościami losu oraz ostatnich dokonaniach formacji opowiedzieli mi gitarzysta Tomasz "Stona" Stoński i wokalistka Anna Pawlus.
rockmetal.pl: Cześć! Zanim porozmawiamy o waszym ostatnim wydawnictwie, chcę się cofnąć do momentu, który na nowo określił tożsamość zespołu. Wraz z zaangażowaniem w 2015 roku Anny Pawlus na stanowisko wokalistki dokonaliście śmiałej wolty stylistycznej, moim zdaniem na lepsze. Jak doszło do nawiązania współpracy?
Stona: Gdy zostaliśmy w Gallileous we trzech z Pawłem (Cebulą, basistą - przyp. red.) i Mirkiem (Cichym, perkusistą - przyp. red.), doszliśmy do wniosku, że w długiej i obfitującej w personalne perturbacje historii zespołu najsłabszym ogniwem był zawsze wokalista. Wcześniej pracowaliśmy ze Zgredem z krakowskiego Iblis. Niestety z powodu dzielącej nas odległości próby odbywały się nieregularnie i przez to czyniliśmy niewielkie postępy. Sytuacja ta była nam nie na rękę, więc zaczęliśmy sondować lokalną scenę, nie ograniczając się do kapel metalowych, lecz szukając również wśród rockowych i bluesowych. Tak trafiliśmy na Ankę. Skontaktowałem się z nią, przyjechała na jedną próbę, potem na drugą i zdecydowała się z nami zostać.
Gallileous, Siemianowice Śląskie 25.06.2021, fot. Verghityax
Anka wydaje się być wyborem dość nieoczywistym, a to ze względu na swój udział w deathmetalowej formacji Carura. Nie wiem, Aniu, czy ten temat jest nadal aktualny?
Anna Pawlus: Nie, Carura zakończyła działalność jakieś sześć lat temu.
Pamiętam, że miałem okazję widzieć Carurę w 2013 roku w Częstochowie, gdzie otwieraliście koncert Votum. Nie sądziłem wówczas, że dysponujesz taką skalą głosu.
Anna Pawlus: Ja zawsze miałam kilka zespołów na raz, ponieważ nie chciałam robić wokalnego miszmaszu w jednym. Carura była od wrzasków, Gallileus od czystego śpiewu, choć i tu zdarzały mi się tu wycieczki w stronę skwierczenia, z kolei w grupie bluesowej wykorzystywałam jeszcze inną technikę. W ten sposób mogłam się czuć spełniona na wszystkich frontach.
Gallileous, Siemianowice Śląskie 25.06.2021, fot. Verghityax
Skoro już o tym wspomniałaś, mogłabyś rzucić nieco światła na wątek swojego projektu bluesowego?
Anna Pawlus: Tak, projekt nazywał się The Blues Experience i pochodził z Rybnika. Graliśmy razem parę lat, po drodze wydając płytę z autorskim materiałem, zatytułowaną "Hold On Time". Robiliśmy nawet przymiarki do drugiego albumu, ale wtedy pojawił się Gallileous, który w tamtym momencie byłby już moją szóstą kapelą. Stwierdziłam, że nie jestem w stanie trzymać tylu srok za ogon, dlatego pożegnałam się z The Blues Experience.
Śpiewałam też w Juicy Band, który był nieco bardziej rozpoznawalną marką, zwłaszcza za granicą. Wystąpiliśmy na "Rawa Blues Festival", bodaj czterokrotnie. Ostatecznie i ten zespół się rozpadł.
Gallileous, Katowice 26.09.2021, fot. Verghityax
Waszym pierwszym wspólnym dziełem z Anią na wokalu jest longplay "Stereotrip", który ukazał się w 2016 roku. Jak przebiegała praca nad tą płytą?
Stona: Kiedy Ania zjawiła się w naszym obozie, część kawałków była w dużej mierze gotowa. Zresztą poszło nam jak z płatka. Pisząc utwory na "Stereotrip" przyjęliśmy zupełnie odmienny tok myślenia, niż dotychczas. Na poprzednich wydawnictwach wykazywaliśmy tendencję do nadmiernego rozbudowywania kompozycji, nierzadko przeradzały się one w improwizacje. Tym razem chcieliśmy tego uniknąć i podążyć podobną drogą, co The Beatles: jeden motyw, zwrotka, refren. Piosenki miały mknąć do przodu i emanować energią. Ania elegancko to podchwyciła, a jej bluesowe doświadczenie zaprocentowało. W zasadzie jedyną naszą sugestią było to, by nie growlowała.
Na tamtym etapie Paweł, Mirek i ja byliśmy świetnie zgrani. Wspólne wojaże po Europie nieźle nas zahartowały - odwiedziliśmy między innymi Finlandię, Wielką Brytanię i Austrię.
W ramach tej trasy, która odbyła się w 2013 roku, promowaliście "Necrocosmos". O ile mnie pamięć nie myli, w Finlandii miał towarzyszyć wam Zgred, lecz zmienił zdanie tuż przed wyjazdem.
Stona: Tak, to był gwóźdź do trumny Zgreda jako wokalisty Gallileous (śmiech). Planowaliśmy jechać we czterech, ale właśnie wtedy dostał propozycję roboty, na której bardzo mu zależało. Terminy ułożyły się na tyle niefortunnie, że musiałby rozpocząć swój pierwszy dzień w nowej roli kilkanaście godzin po powrocie do Polski. Obawiając się ewentualnych opóźnień, wolał nie ryzykować. Dla nas ten wyjazd był sprawą bezdyskusyjną, więc chwyciłem za mikrofon i wykrzesałem z siebie ile tylko mogłem. Ten nieoczekiwany zwrot akcji przełożył się potem na brzmienie albumu "Voodoom Protonauts".
Jak wspominasz wyprawę do Finlandii?
Stona: Zaprosił nas Jani Koskela z formacji 0XiST. Nocleg zapewnił nam u siebie w domu. Zagraliśmy razem w trzech miastach: w Helsinkach, Tampere i Riihimaki, ponadto wspomagały nas jakieś lokalne grupy. To była rewelacyjna przygoda, a także swego rodzaju próba sił. Gallileous przeszedł już tyle zmian osobowych, że od powodzenia tego wypadu uzależnialiśmy dalszą działalność.
Wracając do "Stereotrip", kto wykonał okładkę do tego albumu? Samochód pędzący przez kosmiczną otchłań nieodparcie kojarzy mi się z teledyskiem do "Negasonic Teenage Warhead" Monster Magnet.
Stona: Znam ten klip, ale nie on posłużył nam za źródło inspiracji. Auto, które widzisz na okładce, to stary Ford. Wypatrzyłem go i sfotografowałem podczas parady samochodów zabytkowych. Zdjęciem tym, przerobionym na komiksową modłę, chcieliśmy nawiązać do estetyki retro, bo już sama warstwa muzyczna stanowi lekki ukłon w stronę lat 70. Całą oprawę graficzną przygotowała nam Ivory Blekk. Czuwała ona nad aspektem wizualnym naszych wydawnictw od EP-ki "Equideus".