- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Gallileous
Wykonawcy: | Tomasz "Stona" Stoński - Gallileous (gitara), Anna Pawlus - Gallileous (wokal) |
strona: 3 z 5
Gallileous, Wodzisław Śląski 15.04.2023, fot. Verghityax
Niecałe dwa lata po premierze "Moonsoon" udaliście się do kompleksu pałacowego w Porażynie (wzniesionego na początku lat 80. XIX wieku dla Franza Heinricha von Beyme, dziedzica Opalenicy - przyp. red.), by tam zarejestrować materiał na swój szósty longplay studyjny, pt. "Fosforos". Czemu wybraliście to miejsce?
Stona: Gwoli ścisłości studio "Vintage Records" już nie funkcjonuje w tej lokalizacji. Na szczęście Szymon Swoboda dalej spełnia się jako realizator, po prostu gdzie indziej. A o wyborze miejsca przesądziły projekty, w które Szymon był zaangażowany, obejmujące głównie muzykę garażową. Sposób, w jaki nagrywa, jest bardzo organiczny, z możliwie najmniejszą ingerencją techniki cyfrowej w obróbkę brzmienia.
Sam kompleks pałacowy usytuowany jest w lesie. Może zabrzmi to trywialnie, ale te okoliczności przyrody nasunęły mi skojarzenie z teledyskiem do "Perfect Strangers" Deep Purple, który oglądałem wielokrotnie, będąc dzieckiem. Nocowaliśmy w przypałacowym hostelu, rano jedliśmy śniadanie i szliśmy do zabytkowej masztalarnii, w której Szymon urządził swoje studio. W przerwach spacerowaliśmy po zagajniku, by odpocząć. Żadnych ludzi ani samochodów, zero zgiełku. Wspaniały klimat.
Gallileous, Chorzów 19.01.2018, fot. Verghityax
Lejtmotywem tekstów na "Fosforos" są rozmaite potwory, zarówno mityczne, jak i bajkowe. Włączyliście do tej menażerii między innymi golema, monstrum Frankensteina, Bukę, bakeneko i bazyliszka. Skąd taki koncept?
Anna Pawlus: Potwory stanowią metaforę dla czegoś, co Carl Jung opisał w swojej teorii archetypu cienia. To wyprawa w głąb siebie polegająca na wejściu w kontakt z własną świadomością i odkryciu najciemniejszych zakamarków swojej jaźni. To właśnie tam gnieżdżą się nasze wewnętrzne potwory. Oczywiście nie wszystkie są jednakowe. Mogą się od siebie różnić i wyrażać to odmiennymi pragnieniami. Monstrum Frankensteina w rzeczywistości szukało towarzystwa i akceptacji, podobnie Buka, która roztaczała wokół siebie zimno i budziła grozę swym wyglądem. Trzeba tego swojego potwora odnaleźć i zrozumieć, a poprzez to wejść na wyższy poziom świadomości.
Okładkę albumu zdobi "Jutrzenka, Phosphoros, Hesperos, Helios", jedna z jedenastu ilustracji, które Stanisław Wyspiański przygotował na potrzeby polskiego wydania "Iliady" Homera.
Stona: Tak. Jutrzenka czy Fosforos to także Lucyfer, Gwiazda Poranna i niosący światło. Poświęciliśmy mu utwór tytułowy. O samym Fosforosie niewiele wiadomo. W swojej "Mitologii" Jan Parandowski zamieścił o nim zaledwie wzmiankę.
Swój rysunek Wyspiański wykonał ołówkiem. Czemu nie zachowaliście oryginalnej kolorystyki?
Stona: Myślę, że etap mroku mamy już dawno za sobą. Poza tym ciężko byłoby nam zamknąć się w czerni i bieli po takiej płycie jak "Moonsoon", której okładka jest niezwykle barwna.
Gallileous, Chorzów 19.01.2018, fot. Verghityax
"Fosforos" trafił do sprzedaży nakładem Prog Metal Rock Promotion. Dlaczego rozstaliście się z Musicom?
Stona: Współpraca z Musicom dobrze nam się układała pod kątem finansowym, zagwarantowali nam wydanie "Stereotrip" i "Moonsoon" w digipacku na świetnej jakości papierze. Przy pierwszym z tych longplayów otrzymaliśmy też wsparcie promocyjne: pojechaliśmy na weekend do Warszawy, by spotkać się z przedstawicielami mediów, prócz tego wystąpiliśmy na festiwalu "Warsaw Prog Days". Niestety później niewiele już się wydarzyło, a premierze "Moonsoon" towarzyszyła szczątkowa wręcz reklama.
Roberta (Wojcieszaka - przyp. red.) z Prog Metal Rock Promotion polecił nam Bogdan Dziewoński z Rockserwisu. Okazało się, że Robert jest starym metalowcem i w latach 90. prowadziła zina. W jego ramach korespondował nawet z Karolem (Stępniem - przyp. red.), naszym ówczesnym basistą. Choć dziś zajmuje się wyłącznie muzyką progresywną, wyraźnie ujęło go to, co usłyszał na "Fosforos" i postanowił w nas zainwestować.
Gallileous, Katowice 26.09.2021, fot. Verghityax
Już po nagraniu "Fosforos" z Gallileous odszedł Paweł Cebula, który udzielał się w zespole od czasu reaktywacji. Jak do tego doszło?
Stona: Zmieniły mu się priorytety i w rezultacie skupił się na wychowywaniu dwójki dorastających dzieciaków. Z tego, co wiem, ma kupę radochy z odwożenia syna na treningi piłki nożnej. Naturalnie pozostajemy w dobrej komitywie.
Po Pawle stanowisko basisty zajął Mateusz Weber-Mieszczak, aczkolwiek wymiksował się z kapeli po około roku. Co się stało?
Stona: Mateusza poznałem lata temu w pubie "Szuflada" w Wodzisławiu Śląskim - my graliśmy tam koncert, on z kolei pracował za barem. Zafascynowała go nasza twórczość z okresu "Voodoom Protonauts" i przypuszczalnie żywił nadzieję, że dalej będziemy trzymać się tego stylu. Mateusz jest znakomitym basistą, ale to, co obecnie reprezentujemy, chyba trochę rozmijało się z jego gustem muzycznym. Poza tym od samego początku sygnalizował nam, że ma też swój projekt (M2R1 - przyp. red.), który jest dla niego ważny. Odejście było jego decyzją.
Gallileous, Wodzisław Śląski 15.04.2023, fot. Verghityax
W lutym 2023 roku ogłosiliście, że nowym basistą Gallileous został Marek Świecki. Jak trafił do waszego obozu?
Stona: Nasza dobra znajoma - Sylwia "Sati" Całka (wokalistka nieistniejącego już Crimson Ice - przyp. red.) - zamierzała wrócić do śpiewania i w efekcie natknęła się na zespół, którego Marek był członkiem. Nie układało się w nim najlepiej, wobec czego Sylwia dała Markowi cynk, że szukamy basisty. Posłuchał tego, co tworzymy, przyszedł na próbę i oznajmił, że chce z nami grać do końca życia. Ze wszystkich basistów, którzy przewinęli się przez Gallileous, on ma bezapelacyjnie największy zapał.
Gallileous, Katowice 5.02.2011, fot. Verghityax
Jeżeli nie macie nic przeciwko, chcę teraz poruszyć wątek przeszłości Gallileous. Zespół reaktywował się w 2006 roku - po jedenastu latach przerwy. Z dawnej załogi powróciłeś ty, Stona, a także Mirek i Wino (Krzysztof Winkler - przyp. red.). Skład uzupełnili Paweł na basie oraz Dagmara na klawiszach, prywatnie dziewczyna Wina. Co pchnęło was do wznowienia działalności?
Stona: Prawdę powiedziawszy, był to zbieg okoliczności. Mirek wrócił z Wielkiej Brytanii, gdzie przebywał w celach zarobkowych, ja właśnie skończyłem studia, do tego na horyzoncie pojawił się Paweł. Wino i Dagmara pisali sobie jakąś muzykę do szuflady. Nikt jeszcze wtedy nie myślał o wskrzeszeniu Gallileous.
Życie nie obeszło się z Winem łaskawie - stan jego zdrowia był nie najlepszy. Chcieliśmy pomóc mu stanąć na nogi, więc zaczęliśmy go odwiedzać. Od słowa do słowa i chwyciliśmy za instrumenty. Stwierdziliśmy, że skoro znów gramy razem, czemu by nie odkurzyć szyldu Gallileous? Ciężko mi jednoznacznie ocenić, czy powrót do tej nazwy był właściwym ruchem. Niektórzy zarzucali nam, że to już nie jest ten Gallileous, co na "Passio et Mors...", ale to wciąż byliśmy my. Kto wie, gdyby zespół nie rozpadł się w 1995 roku, może nadal tłuklibyśmy funeral doom? Albo poszlibyśmy w kompletnie innym kierunku. Pamiętam, że jak zostaliśmy we trzech z Mirkiem i Karolem Stępniem, zainteresowaliśmy się bardziej awangardową estetyką i luźnymi improwizacjami. Rozważaliśmy nawet zakup zestawu mikrofonów, żeby rejestrować odgłosy poruszania się po lesie.