strona: 2 z 4

Leash Eye, materiały zespołu

Okay, wróćmy do tematu... Słuchałam ostatnio waszego wywiadu w radiu. Prowadzący wygłosił dość kontrowersyjną tezę, że wszystkie popularne kapele w Polsce śpiewają po polsku, a robienie tekstów po angielsku mało kiedy rzeczywiście przekłada się na sukces za granicą, bo tamtejsze rynki są już zapełnione podobnymi kapelami. Nie zgodziłeś się z tym...

Hmm... pamiętam, ale nie chodziło o nie zgadzanie się. Raczej o nasze podejście do tematu, bo z taką muzyką nie możemy śpiewać po polsku, to byłoby niespójne. Jako porównanie podałem wtedy przykład country śpiewanego po amerykańsku i po polsku. Ja nie wiem, czy zwłaszcza w ostatnim czasie chodzi nam o jakiś sukces za granicą. Pewnie, że byłoby to fajne, ale chyba nie w tym rzecz, żeby tak się ukierunkować. Zwykliśmy mówić "gramy se" i to właśnie robimy. Nie robimy niczego na siłę. Po prostu nam to pasuje i układa się w kompletny obrazek. Chciałbym jednak zaznaczyć, że nie gardzimy językiem polskim, czego dowodem jest nasza pierwsza płyta.

Myślisz, że łatwiej napisać dobry tekst po angielsku czy po polsku?

Nie wiem... Mnie łatwiej po polsku, ale większość twierdzi, że to pisanie po angielsku jest łatwiejsze z uwagi na konstrukcję języka i jego prostsze formy.

Wracając do pracy nad płytą... Wybór producenta... dlaczego Orion?

Bo był to wybór najłatwiejszy... (śmiech). Dodatkowo znamy się z lat, kiedy Orion nie grał jeszcze z Behemoth. Zawsze chcieliśmy spróbować nagrywania z producentem, czyli z osobą, która ma świeże spojrzenie na materiał. Są momenty kiedy nie do końca wiadomo, jak pewien fragment zagrać... Ma się kilka wersji i nie wiadomo, którą wybrać... Wtedy producent decyduje i jest po kłopocie. Inna sprawa, że Orion grał w Black River, a stamtąd już jest blisko do nas. Uważam, że to był bardzo dobry wybór.

Jaka jest największa zaleta Oriona jako producenta? A czym najbardziej was wkurzał?

No właśnie niczym, a jeżeli już, to tym, że czasem dłubał przy czymś, mimo że my już mówiliśmy, że jest dobrze i żeby nie ruszać... (śmiech). No, ale to malutki minus, bo przecież to były działania na rzecz wspólnej sprawy. Jeśli chodzi o zalety, to jest to ogromny spokój i naprawdę nieprawdopodobna znajomość urządzeń studyjnych oraz technik rejestracji. Zapomniałbym... kreatywność i łamanie barier. Chciałbym też wspomnieć o jeszcze jednym osobniku znanym raczej ze świata ciężkiego metalu, czyli o Heinrichu (Vesania, eks Decapitated), który jako inżynier dźwięku w "Sound Division Studio" dołożył naprawdę dużą, o ile nie ogromną cegłę do tego, jak brzmi "V.I.D.I.".

Muszę zatem spytać jeszcze o jedną osobę. Na płycie gościnnie wystąpił Piotr Cugowski. Skąd w ogóle taki pomysł, żeby go zaprosić?

Rozmawialiśmy o gościnnym udziale kogoś znanego... Jedną z propozycji był Titus, ale nagle ja albo Sebastian wyskoczyliśmy z Piotrem Cugowskim. Wydawało się nierealne, ale od czego mamy Facebooka? Znalazłem profil i wysłałem zaproszenie... Potem poszło jak z Metal Mindem... Wysyłka numerów i pozytywna odpowiedź. Generalnie to pomysł ostatecznie przeforsował Sebastian, który jest fanem głosu Piotrka... Trudno nie być (uśmiech).

To może na następnej płycie już nie Piotr, tylko Krzysztof?

Raczej nie, prędzej Wojtek... (śmiech).