- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Dead Meadow
Wykonawcy: | Jason Simon - Dead Meadow (gitara, wokal), Steve Kille - Dead Meadow (gitara basowa) |
strona: 1 z 4
Dead Meadow to zespół znany przede wszystkim wielbicielom muzyki stonerowej, choć jego muzycy tej etykietki unikają. Wychowani na punku i hardcore w Waszyngtonie, postanowili pójść pod prąd i zagłębić się w psychodelicznym rocku. Gitarzysta i wokalista Jason Simon oraz basista Steve Kille pozwolili nam zajrzeć do swego świata, dzieląc się informacjami na temat ostatniego albumu studyjnego, pt. "Warble Womb", oraz starszych wydawnictw. Opowiedzieli także o sesji u Johna Peela, swoich inspiracjach Lovecraftem i dlaczego nagrywanie z ćpającym producentem niekoniecznie jest najlepszym pomysłem.
rockmetal.pl: Cześć! Zacznijmy od waszego ostatniego albumu studyjnego, pt. "Warble Womb". Ma fajne pustynne brzmienie, ale jest zdecydowanie lżejszy, niż poprzednie wydawnictwa. No i klimat też nieco bardziej southernowy. Co zadecydowało o zmianie stylu?
Jason Simon, Dead Meadow: Nigdy nie nagrywamy z jakimś odgórnym założeniem. Nasze decyzje uzależnione są od tego, co nas aktualnie interesuje i się nam podoba.
"Warble Womb" to trwający ponad siedemdziesiąt minut kolos. Od początku planowaliście wydać tak długi album czy samo tak wyszło?
Jason Simon: Samo tak wyszło... Od czasu poprzedniego wydawnictwa nazbierało nam się sporo utworów i postanowiliśmy zamieścić je wszystkie na "Warble Womb".
Czy tytuł "Warble Womb" kryje jakąś historię? Czyj to był pomysł?
Steve Kille, Dead Meadow: Któregoś dnia miałem bardzo barwny sen. Śniło mi się, że nagraliśmy album pt. "Wiggle Room" i z miejsca stał się on naszym największym bestsellerem... Opowiedziałem tę historię staremu kumplowi, który zajmuje się grafiką. Sęk w tym, że gość się przesłyszał, kiedy mówiłem o tytule. Dotarło do niego "Warble Womb". Tydzień później wysłał nam stworzoną dla żartu okładkę z płodem słonia zamkniętym w butelce z tytułem na etykiecie. Ten pomysł przypadł nam do gustu i uznaliśmy, że wykorzystamy go na albumie, bez motywu płodu rzecz jasna.
W sesji nagraniowej do "Warble Womb" wziął udział pierwszy perkusista Dead Meadow, Mark Laughlin. Co sprawiło, że wrócił do zespołu? Jak wam się współpracowało po tylu latach przerwy?
Jason Simon: Kiedy Stephen McCarty odszedł z kapeli, Mark ustalił z nami, że zagramy razem jeden jedyny koncert i nic więcej, a skończyło się na tym, że przeprowadził się do Los Angeles i wrócił do nas na dłużej. Mark jest ostry jak brzytwa, a do tego nie brak mu wyobraźni. Niestety wcześniej niełatwo się z nim pracowało, a i obecnie potrafi być trudnym człowiekiem... Mimo to bardzo go kochamy.
Skoro już jesteśmy przy temacie Marka, w internecie znalazłem informację, że niedawno znów się rozstaliście, że jego miejsce zajął Juan Londono. Jak do tego doszło i gdzie znaleźliście Juana?
Jason Simon: Mark zwyczajnie doszedł do wniosku, że granie tras koncertowych i długie wojaże mu nie służą. W ich trakcie często mu odbija. Oczywiście nadal jesteśmy dobrymi przyjaciółmi. Juan grał wcześniej w Strangers Family Band. To świetna ekipa, z którą nieraz dzieliliśmy scenę. Przesłuchaliśmy kilku perkusistów, licząc na to, że trafimy na kogoś, kto zrozumie, o co nam chodzi, a przy okazji wniesie coś od siebie. Juan okazał się najlepszym wyborem i dobrym kompanem w podróży.