- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Dead Meadow
Wykonawcy: | Jason Simon - Dead Meadow (gitara, wokal), Steve Kille - Dead Meadow (gitara basowa) |
strona: 2 z 4
Okładka "Warble Womb" przypomina mi grafikę z "Shivering King And Others". Czy moje spostrzeżenie jest trafne?
Steve Kille: To nie jest zbieg okoliczności. Raczej kolejny nasz psikus w stylu wspomnianego "Wiggle Room". Byliśmy akurat w domu naszego dźwiękowca, kiedy Mark zaliczył odlot po kwasie. Strasznie się nakręcił i zaczął wymieniać wszystkie rzeczy, które chciałby zobaczyć na okładce "Warble Womb". Miałem wówczas trzeźwy umysł, więc spisałem jego listę życzeń. W rezultacie na dioramie pojawiła się potem cała plejada odjechanych postaci, w tym potwór z mackami, tancerki go-go, jaskiniowcy i Dock Ellis.
"Warble Womb" ukazał się nakładem Xemu Records, w barwach której wypuściliście wcześniej "Three Kings". Dlaczego dołączyliście do tej wytwórni? Czy było to spowodowane złą współpracą z Matador Records?
Steve Kille: Xemu Records jest wytwórnią naszego dobrego kumpla, który zaproponował mi pracę u siebie. Dla nas to była okazja, aby móc samemu decydować o pewnych sprawach i zachować pełną kontrolę nad naszymi wydawnictwami.
Praca z Matador Records układała nam się bardzo pomyślnie, ale rozstaliśmy się, ponieważ im zależy na nowych gwiazdach, najlepiej takich, które sprzedadzą pół miliona egzemplarzy płyty. My nie jesteśmy na tym etapie. Nadal się z nimi kolegujemy, a część dawnej kadry Matador Records wciąż wspiera nas na własną rękę.
Cofnijmy się w czasie do roku 1998. Jak doszło do powstania Dead Meadow?
Jason Simon: Steve i ja chcieliśmy założyć zespół wzorujący się na kapelach, których słuchaliśmy w młodości. Kapelach takich, jak Black Sabbath i Led Zeppelin. Przez długi czas byliśmy mocno zaangażowani w lokalną scenę punkową w Waszyngtonie. Wyłamanie się i zrobienie czegoś, co nawiązywało do rocka, było dla nas niczym powiew świeżego powietrza. Mieliśmy wrażenie, że pomiędzy punkowymi załogami z lat 90 a grupami metalowymi ziała wielka pustka, brakowało czegoś pomiędzy. Nikt wtedy nie grał psychodelicznego rocka, jakiego chcielibyśmy słuchać, więc musieliśmy sami zakasać rękawy.
Kto wymyślił nazwę Dead Meadow?
Jason Simon: Najpierw zasugerowałem nazwę The Blasted Heath (Przeklęte Wrzosowisko - przyp. red.), był to pas jałowej ziemi z opowiadania H.P. Lovecrafta pod tytułem "Kolor z przestworzy". Uznaliśmy jednak, że to brzmi zbyt brytyjsko. Można powiedzieć, że Dead Meadow to zamerykanizowana wersja. No i podoba nam się jej wydźwięk.
Zanim powołaliście do życia Dead Meadow, udzielaliście się w lokalnych kapelach: The Impossible Five i Colour. Moglibyście o tym opowiedzieć?
Jason Simon: The Impossible Five to był zespół inspirujący się waszyngtońskim punkiem oraz ścieżkami dźwiękowymi do filmów szpiegowskich z lat 60. Razem ze Stevem założyliśmy potem Colour, gdyż chcieliśmy grać więcej psychodelicznego rocka.