- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Uriah Heep
Wykonawcy: | Phil Lanzon - Uriah Heep (instrumenty klawiszowe), Bernie Shaw - Uriah Heep (wokal) |
strona: 1 z 4
Uriah Heep, Kraków 12.10.2011, fot. Verghityax
rockmetal.pl: Dzień dobry, panowie. Zacznijmy rozmowę od waszego ostatniego albumu studyjnego, zatytułowanego "Into The Wild". Czy coś szczególnie was inspirowało podczas prac nad tym materiałem?
Phil Lanzon: Myślę, że inspiracji było całkiem sporo. Sam napisałem mnóstwo piosenek w ciągu minionych lat. Najczęściej tworzymy wspólnie z Mickiem (Boxem, gitarzystą formacji - przyp. red.). On przynosi jakieś riffy, dobieramy do tego moje pomysły i wrzucamy wszystko do wirówki (śmiech). Kryteria, jakimi kierowaliśmy się w przypadku "Into The Wild" to melodia, energia i mocne brzmienie. Chcieliśmy skomponować coś poruszającego, co zapada w pamięć, a przy tym kipi energią.
Do pracy nad płytą ponownie zaangażowaliście Mike'a Paxmana w roli producenta.
Phil Lanzon: Tak, Mike pracował już z nami przy "Wake The Sleeper".
Jak tym razem wyglądało nagrywanie?
Phil Lanzon: Można powiedzieć, że Mike jest niczym szósty członek zespołu. Stanowił dla nas niewyczerpane źródło motywacji. Przynosiliśmy nowe kompozycje, siadaliśmy razem i puszczaliśmy mu demo. Pięć minut później wiedzieliśmy już, czy jest dobrze, czy źle. Na szczęście zazwyczaj było dobrze (śmiech). Ponadto Mike ma bardzo osobiste podejście do pracy - wspomagał nas nie tylko zza konsolety, ale również w salce nagraniowej. Pod jego kierownictwem osiągaliśmy najlepsze rezultaty.
Jako utwór promujący album wybraliście "Nail On The Head"?
Bernie Shaw: Właściwie to wytwórnia wybrała ten numer na singiel.
Phil Lanzon: My tylko dostarczyliśmy im materiał. Wywiązaliśmy się ze swojej części umowy. Reszta należała do nich.
"Into The Wild" wydaliście pod szyldem włoskiej Frontiers Records. Co sprawiło, że nie kontynuowaliście współpracy z poprzednią wytwórnią?
Bernie Shaw: Bo nie mieliśmy z ich strony żadnego wsparcia. Daliśmy im dwa dobre, rockowe albumy - "Wake The Sleeper" i "Celebration" - i nie zrobili zupełnie nic. Obiecali nam złote góry, jak to wielkie firmy mają w zwyczaju, i na obietnicach się skończyło. Problem polegał na tym, że pierwotnie podpisaliśmy kontrakt z Sanctuary Records, ponieważ posiadali prawa do naszych starych albumów. Niedługo później zostali wykupieni przez Universal Music i zamiast być dużą rybą w małym stawie staliśmy się małą rybką w morzu. Zanim do tego wszystkiego doszło z Sanctuary Records układało nam się naprawdę świetnie, załatwiali reklamy telewizyjne, a nasze płyty były w obiegu, bo dobrze wykonywali swoją robotę. Universal Music już wcześniej odrzucili naszą ofertę, gdy byliśmy na etapie szukania wydawcy, więc po przejęciu wylądowaliśmy w wytwórni, która od samego początku nie chciała mieć z nami do czynienia. Usłyszeliśmy setki pokrzepiających zapewnień od ludzi w garniturach i co z tego wynikło? Nic. W efekcie naprawdę mocny album, jakim jest "Wake The Sleeper" przeszedł bez echa. Jednakowoż zagraliśmy światową trasę koncertową i jak sugeruje tytuł, przebudziliśmy wielu ludzi.
Phil Lanzon: To, co wydarzyło się z Sanctuary Records, to po prostu pech. Fatalny zbieg okoliczności, którego nie dało się przewidzieć. Podpisaliśmy umowę i nagle wszystko szlag trafił. Album poszedł w odstawkę i musieliśmy czekać niemal rok, aż się ukaże. To kawał czasu. Nic nie mogliśmy na to poradzić, gdyż ręce mieliśmy związane kontraktem.
Bernie Shaw: Chcieliśmy odzyskać nasz materiał. Powiedzieliśmy: "Przecież wcale go nie chcecie. Zaproponowaliśmy wam wydanie albumu rok temu i odmówiliście. Co teraz macie zamiar zrobić?". A oni na to: "Bez obaw, załatwimy kampanię promocyjną, nakręcimy sprzedaż". Oczywiście, były to słowa bez pokrycia. Całymi miesiącami próbowaliśmy z nimi negocjować, żeby odkupić prawa do płyty. Obiecaliśmy im nawet część zysków ze sprzedaży, jeśli pozwolą nam przekazać ją wytwórni, która należycie by się nią zajęła. Dostaliśmy wówczas trzy konkurencyjne oferty. A goście z Universal dalej swoje: "Nie, nie, nie, my to załatwimy". Jak tylko przejęli Sanctuary, zwolnili prawie wszystkich jej pracowników, oprócz jednego. I ten jeden człowiek otrzymał jedno biuro w gmachu Universal Music.
Phil Lanzon: Oto, dlaczego już z nimi nie współpracujemy.