- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Tides From Nebula
Wykonawca: | Adam Waleszyński - Tides From Nebula (gitara) |
Przed koncertem grupy Tides From Nebula 30.10.2011 w Olsztynie w klubie "Nowy Andergrant", przeprowadziłem wywiad z gitarzystą zespołu Adamem Waleszyńskim, który okazał się bardzo otwartym i szczerym rozmówcą. Opowiedział między innymi o początkach formacji, trasach koncertowych oraz nagranych już płytach.
strona: 1 z 3
Tides From Nebula, Kraków 3.11.2011, fot. G. Chorus
rockmetal.pl: Powiedz, jak to wszystko się zaczęło. Czy od razu był postrock?
Adam Waleszyński, Tides From Nebula: Nie, bo szukaliśmy wokalu. Na początku mówiliśmy, że niby gramy tego postrocka, ale my posługujemy się taką etykietą, że gramy - bo tak jest faktycznie - instrumentalną muzykę gitarową. Przestrzenną co prawda, ale czy nazwać to postrockiem? Zależy, bo mamy przecież postrock szwedzki ze smyczkami i wiolonczelami, a także amerykański, bliski metalu. Ale nie, jak zakładaliśmy kapelę, chcieliśmy po prostu grać przestrzennie oraz klimatycznie i szukaliśmy wokalisty. Lecz wokalista się nie znalazł, a między nami była taka energia, iż stwierdziliśmy, że jest dobrze właśnie tak. I we czterech to będzie szło do przodu.
Czy formacja ma lidera i kto komponuje muzykę?
Nie mamy lidera. Jeśli chodzi o komponowanie, wszystko robimy we czterech. Oczywiście zdarza się coś takiego, że ktoś przynosi motyw bazowy. Ale bardzo często jest on zupełnie zmieniany. Brzmi całkowicie inaczej na samym końcu. No i wiadomo, bywa tak, że czasami ktoś z nas jest bardziej lub mniej aktywny. Jednak wszystko robimy we czterech. U nas jest pełna demokracja i mamy taką zasadę, że pracujemy nad materiałem, dopóki każdy z nas nie będzie miał ciar na plecach. Bo jak każdy z nas je ma, to O.K. - jest dobrze. Z drugiej strony jesteśmy też krytyczni w stosunku do tego, co robimy. Fragment trwający pięć sekund możemy opracowywać przez trzydzieści godzin. Gdy go już zrobimy i stwierdzimy, że to nie jest to, potrafimy wyrzucić wszystko do kosza. Ale nie - nie mamy lidera.
Czy brak wokalisty to wybór czy konieczność?
To był wybór, ponieważ nie znalazł się pasujący do nas piąty wariat, więc stwierdziliśmy, że wszystko brzmi dobrze instrumentalnie, dobrze nam się gra. Wszystko to, mówiąc nieładnie, siedzi i jest ze sobą powiązane. Spodobało nam się w takiej postaci i stwierdziliśmy: O.K., jeżeli chcemy coś robić, wkładamy całą energię we czterech. No i zaczęła się współpraca.
Nie sądzisz, że brak wokalu nie pozwala przekazać wam wszystkich emocji i powoduje, iż przekaz artystyczny może być przez to uboższy?
Nie, nie jest. Właśnie według mnie osobiście, jest bogatszy, bo nie narzucamy żadnej historii. Możemy opowiedzieć coś w swój sposób, jakby nakierować na temat. Właśnie, my bardziej kierujemy na temat niż go narzucamy. Mając wokal podajemy na talerzu całą napisaną historię, a grając instrumentalnie zastawiamy możliwość interpretacji własnej, osobistej słuchaczowi. I to jest właśnie korzystne w muzyce instrumentalnej. Jest o wiele bogatsza, jeżeli chodzi o zawartą treść. Ponieważ - wydając płytę - jakby tworzymy pewną całość w sposób, w jaki my to widzimy. Okładki, utwory, tytuły. Każdy z nas widzi to zupełnie inaczej, ale spotykamy się w tym samym miejscu. A jednocześnie nie podajemy publicznie, co my sobie tam myślimy. Zawsze staramy się zawierać w muzyce emocje. A jak one będą odebrane, to już jest kwestia słuchaczy. I to jest to, co najbardziej lubimy.