zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku poniedziałek, 25 listopada 2024

wywiad: Soulburn

5.03.2023  autor: Verghityax

Wykonawcy:  Eric Daniels - Soulburn (gitara), Twan van Geel - Soulburn (gitara basowa, wokal)

strona: 1 z 3

Soulburn (od lewej do prawej: Marc Verhaar, Remco Kreft, Eric Daniels i Twan van Geel), fot. Eus Straver
Soulburn (od lewej do prawej: Marc Verhaar, Remco Kreft, Eric Daniels i Twan van Geel), fot. Eus Straver

Muzycy Asphyx nigdy nie potrafili być bezczynni, co na przestrzeni ponad trzech dekad zaowocowało mnóstwem projektów pobocznych, że wspomnę tylko o Hail of Bullets, Grand Supreme Blood Court, Siege of Power czy Soulburn. Ten ostatni - dowodzony przez gitarzystę Erica Danielsa - choć niezbyt aktywny koncertowo, od reaktywacji w 2013 roku wydał trzy udane albumy. O kulisach powstania najnowszego z nich, zatytułowanego "Noa's D'ark", Eric Daniels opowiedział mi z pomocą wokalisty grupy, Twana van Geela. Na tle pozostałych projektów Holendrów, Soulburn zajmuje pozycję dość szczególną, bowiem jego historia nierozerwalnie wiąże się z losami Asphyx. Aby o tych zależnościach opowiedzieć, udaliśmy się w podróż w czasie, która zaprowadziła nas do lat, w których death metal święcił swoje największe triumfy.

rockmetal.pl: W 2020 roku wydaliście "Noa's D'ark", swój czwarty longplay studyjny. Po tytule wnoszę, że nawiązujecie do arki Noego.

Twan van Geel: Zgadza się. Kiedy zacząłem pisać teksty na ten album, wybuchła pandemia. Skojarzyło mi się to z jedną z biblijnych plag, jakby ten wirus miał przetrzebić rodzaj ludzki i przypomnieć nam, gdzie nasze miejsce. Oczywiście Noe zbudował arkę, aby ocalić życie na Ziemi przed wielką powodzią. Teraz jednak, w moim odczuciu, przyszłość rysowała się w znacznie ciemniejszych barwach. Niektórzy nie doczekali szczęśliwego zakończenia. Choć uważam się za mizantropa i wolę towarzystwo zwierząt niż ludzi, starałem się wlać odrobinę światła w moje słowa. Sięgnąłem przy tym po pewne aspekty współczesnego satanizmu, zwłaszcza prymat wolnej woli i stawianie się ponad wszelkimi bogami. Pogardzam religią. Każdy powinien myśleć sam za siebie i żyć na własnych zasadach. To jedyna droga do wykorzystania pełni swego potencjału. Dopiero wtedy, będąc świadomy i odpowiedzialny za swoje poczynania, możesz bez fałszu przekazać tę energię innym.

Materiał na "Noa's D'ark" zarejestrowany został w trzech studiach: gitary i perkusja w "Tom Meier Studio Recordings", bas w "The House of Doom", a wokal w "Double Noise Studio". Skąd taka decyzja?

Eric Daniels: Tak było wygodniej, bo nie mieszkamy blisko siebie: Twan w Tilburgu, który położony jest na południu Holandii, ja we wschodniej części kraju, z kolei Remco (Kreft, gitarzysta - przyp. red.) i Marc (Verhaar, perkusista - przyp. red.) na zachodzie. Oczywiście nie wszystko sprowadza się do odległości. Wiedzieliśmy, że w tych studiach uzyskamy świetne brzmienie.

Twan van Geel: Na naszej decyzji zaważyła też sytuacja z koronawirusem.

Eric Daniels: To prawda. Nie moglibyśmy całym zespołem wejść do studia, ponieważ przepisy zezwalały tylko trzem osobom na jednoczesne przebywanie w danym miejscu, a jeszcze musisz mieć ze sobą inżyniera dźwięku. Początkowo dręczyły nas wątpliwości, czy w ogóle uda się ten album nagrać. Rząd co rusz wprowadzał nowe zakazy i obawialiśmy się, że wszystkie studia będą z tego powodu zamknięte.

Soulburn (od lewej do prawej: Remco Kreft, Marc Verhaar, Twan van Geel i Eric Daniels), fot. Eus Straver
Soulburn (od lewej do prawej: Remco Kreft, Marc Verhaar, Twan van Geel i Eric Daniels), fot. Eus Straver

Miksami i masteringiem zajął się JB van der Wal, który swego czasu przewinął się przez Aborted, Leaves' Eyes i Atrocity, a obecnie udziela się na basie w Dool. Czemu wybraliście go do tego zadania?

Eric Daniels: Z JB zakolegowaliśmy się na jakimś koncercie. Lata temu występował w zespole o nazwie Herder, robił dla niego również miksy i mastering. Poziom realizacji tych wydawnictw był naprawdę wysoki. Zaimponowało mi, że - prócz gry na gitarze - JB potrafi odnaleźć się w roli producenta. To wyjątkowo kreatywny facet, który swój fach podniósł do rangi sztuki. Poza tym dobrze zna się z Tomem (Meierem - przyp. red), u którego nagrywaliśmy gitary i perkusję. Jeżeli dojdzie do powstania kolejnego albumu Soulburn, prawdopodobnie znów skorzystamy z usług JB.

"Noa's D'ark" to wasze pierwsze dokonanie z Markiem Verhaarem za perkusją. W 2018 roku zastąpił on na tym stanowisku Boba Bagchusa. Czemu Bob odszedł i jak wpadliście na trop Marca?

Eric Daniels: W 2018 roku wypuściliśmy zawierającą dwa utwory EP-kę, zatytułowaną "Carpe Noctem" - utwory te opublikowaliśmy ponownie jako bonus na "Noa's D'ark". Krótko po sesji do "Carpe Noctem" zadzwonił do nas Bob. Powiedział, że muzyka, którą wspólnie tworzyliśmy, nie daje mu już satysfakcji ani poczucia więzi z resztą grupy. Trochę nas to zdeprymowało, ale pozostaliśmy przyjaciółmi.

Marc kręcił się przy zespole od jakiegoś czasu, zdarzało się, że pomagał nam nosić sprzęt na koncertach. Najbardziej kumplował się z nim Remco. Któregoś dnia Remco zaczął narzekać, że dojazd na próbę zajmuje mu parę godzin i nie ma do kogo gęby w aucie otworzyć. Zapytał, czy może zabrać Marca ze sobą. Gdy poznaliśmy się nieco lepiej, dowiedzieliśmy się, że Marc gra na perkusji (w Graceless - przyp. red.) i ma spore doświadczenie w stylistyce deathmetalowej. Po rozstaniu z Bobem Remco zasugerował, że Marc mógłby dołączyć do Soulburn. Poszło gładko. Nie mieliśmy bębniarza niespełna dwa tygodnie.

Soulburn (od lewej do prawej: Twan van Geel, Remco Kreft, Eric Daniels i Marc Verhaar), materiały prasowe
Soulburn (od lewej do prawej: Twan van Geel, Remco Kreft, Eric Daniels i Marc Verhaar), materiały prasowe

W ósmym kawałku na "Noa's D'ark", zatytułowanym "Anointed - Blessed - and Born for Burning", gościnnie wystąpił twój dawny towarzysz broni z Asphyx: Martin van Drunen. To chyba wasza pierwsza współpraca od czasu Grand Supreme Blood Court.

Eric Daniels: Tak, pod szyldem Grand Supreme Blood Court wydaliśmy jeden longplay ("Bow Down Before the Blood Court" w 2012 roku - przyp. red.).

Twan van Geel: Pomysł zaproszenia Martina pojawił się dość spontanicznie. Najpierw Eric napisał riffy, następnie Marc i Remco zaaranżowali wokół nich ścieżki perkusyjne, a na koniec ja ułożyłem swoje linie wokalne. Kiedy usłyszałem główny riff do "Anointed - Blessed - and Born for Burning", pomyślałem sobie, że brzmi to zupełnie jak stary Asphyx i że wokal Martina pasowałby tu jak ulał. Jestem wielkim fanem jego głosu od momentu, gdy jako jedenastolatek zetknąłem się z płytą "Malleus Maleficarum" Pestilence. Skonsultowawszy się z Erikiem, wysłałem Martinowi maila z propozycją gościnnego udziału. Na szczęście odniósł się do niej bardzo entuzjastycznie. Obiecał, że zajmie się tym, jak tylko skończy pracę nad nowym albumem Asphyx ("Necroceros" - przyp. red.). Surowe, potępieńcze wrzaski, które nam przesłał, zwaliły mnie z nóg. Nie chciał żadnych efektów w miksie, więc zastosowaliśmy się do jego zaleceń. I słusznie, bo wyszło znakomicie.

Dopiero potem dowiedziałem się, że Eric, komponując materiał na "Noa's D'ark", wygrzebał taśmę demo, którą nagrał w domu na początku lat 90. Nie pamiętał, co na niej jest, a ponieważ nie posiada magnetofonu, musiał zwrócić się do jakiegoś gościa, żeby przekonwertował mu zawartość kasety na pliki audio. Część riffów z tej kasety znalazła się w "Anointed - Blessed - and Born for Burning". Tym sposobem historia zatoczyła koło.

Soulburn (od lewej do prawej: Marc Verhaar, Twan van Geel, Remco Kreft i Eric Daniels), materiały prasowe
Soulburn (od lewej do prawej: Marc Verhaar, Twan van Geel, Remco Kreft i Eric Daniels), materiały prasowe

Od momentu reaktywacji Soulburn w 2013 roku światło dzienne ujrzały trzy longplaye oraz EP-ka. Poprzedni etap działalności zespołu, choć w nieco innym składzie osobowym, trwał zaledwie dwa lata i zaowocował demówką oraz jednym albumem. Co sprawiło, że postanowiliście wrócić do tego projektu po szesnastu latach przerwy?

Eric Daniels: Pomysł wyszedł ode mnie. Bob miał zamiar wystartować z jakimś projektem od zera, namówiłem go jednak, byśmy dali Soulburn jeszcze jedną szansę. W latach 90. funkcjonowaliśmy jako trio. Uzgodniliśmy, że tym razem dokooptujemy drugiego gitarzystę, co pozwoli nam wznieść potężniejszą ścianę dźwięku. Potrzebowaliśmy też nowego wokalisty i basisty. Wannes (Gubbels - przyp. red.), który wcześniej pełnił obie role, nie był zainteresowany ponownym otwieraniem tego rozdziału. Mimo to nie zostawił nas z pustymi rękoma. Oznajmił, że zna gościa, który idealnie zajmie jego miejsce. Tym gościem był Twan.

« Poprzednia
1
Komentarze
Dodaj komentarz »

Materiały dotyczące zespołu

Na ile płyt CD powinna być wieża?