- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Soulburn
Wykonawcy: | Eric Daniels - Soulburn (gitara), Twan van Geel - Soulburn (gitara basowa, wokal) |
strona: 2 z 3
Wannes Gubbels był basistą i wokalistą Soulburn w latach 1996 - 1998. Jak się poznaliście?
Eric Daniels: O Wannesie usłyszałem od Boba na początku lat 90., gdy opracowywaliśmy z Asphyx materiał na "The Rack". Bob zetknął się z nim za pośrednictwem tape tradingu. Potem, kiedy kompletowaliśmy skład Soulburn, Wannes wyraził chęć dołączenia do nas.
Pierwszy longplay Soulburn, pt. "Feeding on Angels", ukazał się w czerwcu 1998 roku. Rok później podjęliście zaskakującą decyzję, by przemianować się na Asphyx.
Eric Daniels: Tak. Są ludzie, którzy najchętniej włączyliby "Feeding on Angels" do dyskografii Asphyx. Nie wiem skąd się to bierze. Ten album wcale by do niej nie pasował. Słychać na nim blackmetalowe wpływy, których w Asphyx nie uświadczysz.
Z perspektywy czasu jestem przekonany, że zmiana nazwy na Asphyx była błędem. Powinniśmy byli wypuścić kolejny krążek jako Soulburn.
Co prowadzi mnie do następnego pytania. W kwietniu 2000 roku, już pod szyldem Asphyx, wydaliście longplay zatytułowany "On the Wings of Inferno". Zamiast iść za ciosem i ruszyć w trasę, zagraliście raptem garść koncertów i wkrótce zespół przestał istnieć. Dlaczego?
Eric Daniels: Zabrakło nam sił, by dalej to ciągnąć. Druga połowa lat 90. nie rozpieszczała nas ani odrobinę. Nasz nowy album trafił na sklepowe półki, a jedyne, co czuliśmy, to zmęczenie. Poza tym nadszedł fatalny okres dla death metalu. Dziś możesz grać dowolny gatunek muzyki i poradzisz sobie, nawet jeśli cieszy się on małą popularnością. Wystarczy, że opanujesz obsługę mediów społecznościowych i bez problemu dotrzesz do swoich fanów. Wtedy wszyscy byli zdani na łaskę wytwórni i magazynów branżowych. Kiedy zapanowała moda na inne brzmienia, wiele deathmetalowych kapel po prostu przepadło. Część z nich odrodziła się po kilkunastu latach nieobecności.
Czym zajmowałeś się po rozpadzie Asphyx? Robiłeś coś związanego z muzyką?
Eric Daniels: Nie. Poświęciłem się życiu zawodowemu i przez dziewięć lat nie miałem nic wspólnego z metalem. Przydał mi się ten odpoczynek. Wiesz, muzycy to tylko ludzie, nie maszyny. Proces twórczy bazuje na emocjach i często skutkuje licznymi obciążeniami. Nie da się utrzymywać szczytowej formy w nieskończoność i co dwa albo trzy lata nagrywać płyty wypełnionej samymi świetnymi numerami.
Jeśli nie masz nic przeciwko, czy moglibyśmy zanurzyć się teraz w przeszłości i pomówić o najdawniejszych dziejach Asphyx?
Eric Daniels: Jasne, nie ma sprawy.
Formacja powstała w 1987 roku, ty zasiliłeś jej szeregi dwa lata później. Pamiętasz, jak do tego doszło?
Eric Daniels: Gdy dołączyłem do Asphyx, w zespole byli Tony (Brookhuis - przyp. red) i Bob (Bagchus - przyp. red.). Do tej pory zrealizowali dwie demówki ("Carnage Remains" i "Enter the Domain" - przyp. red.). Brakowało nam wokalisty, więc zwerbowaliśmy Theo (Loomansa - przyp. red.).
Choć "The Rack" oficjalnie jest pierwszym longplayem studyjnym Asphyx, wcześniej zarejestrowaliście "Embrace the Death". Miało to miejsce w 1990 roku, już po odejściu Tony'ego Brookhuisa i jeszcze przed dołączeniem Martina van Drunena. Album nie ukazał się jednak zgodnie z planem i dopiero w 1996 roku wypuściła go na rynek wytwórnia Century Media Records. Co się stało?
Eric Daniels: Nagraliśmy ten materiał na północy Holandii. Pamiętam, że studio mieściło się w piwnicy. Jeden gość z Wielkiej Brytanii (Daryl Turner z C.M.F.T. Productions - przyp. red.) chciał podjąć się wydania "Embrace the Death". Niestety w trakcie sesji dotarła do nas wiadomość, że jego wytwórnia zbankrutowała. Nie mieliśmy wystarczających środków na ukończenie płyty, więc zostaliśmy z surową wersją zgraną na kasetę magnetofonową. Do dziś ten album nie doczekał się należytego miksu. To, co Century Media Records opublikowała w 1996 roku na CD, to właśnie zawartość tamtej kasety. Nigdy nie dysponowaliśmy taśmą-matką i nie mam pojęcia, co się z nią stało. Pewnie wylądowała w koszu.
Asphyx (od lewej do prawej: Eric Daniels, Martin van Drunen i Bob Bagchus), materiały prasowe
W 1990 roku zagraliście w Holandii koncert, w ramach którego supportował was Paradise Lost. Brytyjczycy właśnie wydali swój debiut - "Lost Paradise".
Eric Daniels: Zgadza się, ten koncert odbył się w Hardenbergu. Nie wiem tylko, dlaczego to oni występowali przed nami, a nie na odwrót. Chyba organizator zadecydował o kolejności. Obserwowaliśmy ich na scenie, wypadli wyśmienicie. Nie sądzę, żeby Asphyx był wtedy większą nazwą.
W latach 80. i 90. w metalowym podziemiu kwitło zjawisko tape tradingu. Byłeś w to zaangażowany?
Eric Daniels: W naszym obozie była to głównie domena Boba. Ilekroć do niego wpadałem, puszczał mi jakieś nowinki. Nigdy w życiu nie widziałem tylu listów i kaset walających się w jednym pomieszczeniu. Bob pisał między innymi z Euronymousem z Mayhem. Dostał od niego EP-kę "Deathcrush", z kolei Bob przesyłał mu wczesne dokonania Asphyx.
"The Rack" - pełnoprawny debiut w barwach Century Media Records - zarejestrowaliście w 1991 roku w "Harrow Studios" u Harry'ego Wijeringa. Czy to prawda, że Asphyx był pierwszym zespołem, który nagrał tam płytę?
Eric Daniels: Trafiliśmy tam dzięki znajomościom Boba - on kolegował się z Harrym, kiedy mnie jeszcze nie było w Asphyx. Ale zanim Harry otworzył studio, wynajmował w tym budynku salki prób, z czego i my korzystaliśmy. Bardzo nam to odpowiadało, choćby z uwagi na dogodny dojazd. To właśnie tam szlifowaliśmy materiał, który później znalazł się na "The Rack". Któregoś razu spytaliśmy Harry'ego, czy nie mógłby nam zrealizować demówki. Użył w tym celu ośmiośladowego magnetofonu. Dobrze nam się współpracowało, więc bez obaw powierzyliśmy mu stery, gdy przyszła pora zrobić album. "Last One on Earth" również został nagrany w "Harrow Studios".
Pamiętasz, kto wymyślił ten miażdżący riff, który otwiera tytułowy utwór na "The Rack"?
Eric Daniels: To zabawna historia. Akurat skończyliśmy próbę u Harry'ego Wijeringa. Przećwiczyliśmy nasz standardowy repertuar, po czym zacząłem pakować gitarę do futerału, a Bob zabrał się za rozmontowywanie perkusji, kiedy nagle Martin oznajmił, że ma parę riffów, które koniecznie musi nam zagrać. Z powrotem wyciągnęliśmy sprzęt i w jeden wieczór skomponowaliśmy ten numer w całości. Gdybyśmy się wtedy nie zmobilizowali, sztandarowy kawałek Asphyx mógł nigdy nie powstać.