- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Riverside
Wykonawca: | Mariusz Duda - Riverside |
W roku 2011 r. zespół Riverside obchodził dziesięciolecie swojej działalności. Po jubileuszowych koncertach przyszedł czas na chwilę odpoczynku, a po niej na nowy rozdział w historii grupy. O podsumowaniach, planach na przyszłość i muzycznych podróżach poza Riverside rozmawiałam z wokalistą i multiinstrumentalistą Mariuszem Dudą.
strona: 1 z 4
Riverside, Warszawa 29.05.2011, fot. W. Dobrogojski
rockmetal.pl: Cześć Mariusz. Co słychać w Riverside?
Mariusz Duda, Riverside, Lunatic Soul: Ostatnio spotkaliśmy się na próbie i zaczęliśmy komponować nowe rzeczy. Na razie skończyło się na jednym utworze. Generalnie zabieramy się za pracę nad nową płytą. Trochę ciężko nam się wdrożyć po dłuższym odpoczynku, co chwilę coś nam przeszkadza, jak nie siarczyste mrozy, to skręcona noga Michała (Łapaja, klawiszowca - przyp. red.) (śmiech), ale zaczynamy iść do przodu.
Wygląda na to, że musieliście chwilę odpocząć po waszym jubileuszowym roku.
Tak, zdecydowanie, ale już tego odpoczynku wystarczy.
Nawiązując do płyty, która ukazała się z okazji dziesięciolecia waszej działalności - "Memories In My Head", chciałam cię zapytać, jakie wspomnienia tobie osobiście pozostały w głowie z tego właśnie roku?
Przede wszystkim cieszę się, że udało nam się w ubiegłym roku zagrać koncerty przed tak dużą publicznością - począwszy od maja, kiedy pobiliśmy swoje rekordy frekwencyjne w klubach, skończywszy na "Przystanku Woodstock", gdzie publiczność była naprawdę spora i z tego, co mi wiadomo, naprawdę zainteresowała się naszym koncertem. To było bardzo miłe wydarzenie. A poza tym... pojawiła się taka refleksja dotycząca przeszłości i przyszłości Riverside. Wiesz, zakończyliśmy pewien etap. Album "Memories In My Head" był podsumowaniem naszego dziesięciolecia w formie muzycznej. Teraz możemy więcej eksperymentować, kombinować, a kolejne płyty mogą zahaczać śmielej o nowe, niezbadane przez nas tereny.
A gdybyś miał zrobić prywatne podsumowanie jako muzyk? Co do tej pory udało ci się osiągnąć?
Najbardziej cieszę się, że w Riverside udało nam się wypracować pewien styl. To chyba najważniejsze w dzisiejszych czasach, gdzie są tysiące identycznie brzmiących kapel. Sztuką jest dorobić się czegoś na tyle unikatowego, żeby było to rozpoznawalne. Nie twierdzę, że jesteśmy najbardziej oryginalnym zespołem na świecie, ale jest w naszej muzyce coś charakterystycznego i nawet jeśli pobrzmiewają w niej echa innych zespołów, całość brzmi oryginalnie. Natomiast jeśli chodzi o płyty, to wydaje mi się, że opus magnum mamy nadal przed sobą.
Powiedziałeś kiedyś, że "bezgraniczne eksperymentowanie może skończyć się tym, że nigdy nie osiągniesz własnego stylu". Porównałeś też proces komponowania do mieszania zapałek. Które zapałki trzeba ze sobą połączyć, żeby powstał ten rozpoznawalny, riverside'owy styl?
Myślę, że bardzo ważne jest, by zespoły w pierwszych latach swojej działalności wyraźnie nakreśliły swój styl, żeby móc zaistnieć w świadomości i oddzielić się trochę od tłumu. Żeby obracały się wokół tego, co robią, zachowując podstawę, ale zmieniając poszczególne elementy, by płyty nie brzmiały identycznie. Aby przez to powoli przyzwyczajały twórców i słuchaczy do dalszych zmian. Stąd metafora pudełka od zapałek, jako podstawy czy fundamentów, i zapałek, jako poszczególnych elementów. Przy trylogii starałem się obracać wokół tego samego pudełka, mieszając zapałki w różnej kolejności. Przy "ADHD" do pudełka zapałek wrzuciłem już szpilki i pinezki. Teraz myślę w ogóle o zmianie podstawy i przerzuceniu się np. na... segregator (śmiech). W Riverside zawsze stawialiśmy na pewną specyficzną melodykę. Czy to wokalu, czy poszczególnych instrumentów. Myślę, że to, co jeszcze jest dla nas charakterystyczne, to fakt, że misz-masz wszystkich naszych instrumentów tworzy jedną całość. Żaden nie jest instrumentem prowadzącym. I chyba najlepiej słychać to na płycie "Anno Domini High Definition". Poza tym nigdy nie chcieliśmy być żadnym zespołem prekursorskim, ale stawialiśmy na taki sposób komponowania, żeby w rezultacie nie nudzić się przy słuchaniu naszych płyt. Dzięki temu udało się w niektórych miejscach stworzyć oryginalne muzyczne kolaże i dotrzeć do słuchaczy, którzy przede wszystkim nie chcą się przy muzyce nudzić. Tak myślę.