- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Exciter
Wykonawca: | Dan Beehler - Exciter (wokal, instrumenty perkusyjne) |
strona: 1 z 3
Exciter, Byczyna 11.06.2022, fot. Verghityax
Zapożyczanie nazw od tytułów piosenek innych wykonawców to w muzyce nic nowego. Zrobiły to grupy Running Wild i Overkill. Zrobiły zespoły Radiohead i The Sisters of Mercy. Zrobił to również kanadyjski Exciter, sięgając do płyty "Stained Class" Judas Priest. Speedmetalowcy zaczęli z wysokiego C, wypuszczając w 1983 roku pomnikowy "Heavy Metal Maniac". W ciągu następnych lat z mozołem pokonywali kolejne szczeble branżowej drabiny. Pomimo świetnie przyjętych "Violence & Force" i "Long Live the Loud", a także coraz większych tras koncertowych, w pewnym momencie wytracili impet. Spadła jakość wydawnictw. Umocnieniu pozycji na rynku nie pomagały też liczne roszady personalne. Dziś Exciter znany jest przede wszystkim maniakom klasycznego metalu, co w niczym nie umniejsza tej kultowej kapeli. Jeśli chcecie się dowiedzieć, jak naprawdę miała wyglądać okładka "Heavy Metal Maniac", ile znaczy wsparcie rodzeństwa i jak dyrektor Shrapnel Records odpędzał złe moce, to zapraszam do lektury wywiadu z Danem Beehlerem, śpiewającym perkusistą formacji.
Exciter, Byczyna 11.06.2022, fot. Verghityax
rockmetal.pl: Cześć Dan! Przez lwią część trwającej czterdzieści lat kariery Exciter nie udało wam się odwiedzić Polski. Stało się to dopiero w 2022 roku, kiedy zagraliście dwa razy na "Black Silesia Festival" w Byczynie. Drugi występ miał szczególne znaczenie, wykonaliście bowiem - po raz pierwszy w historii - całą zawartość swojego debiutanckiego albumu, zatytułowanego "Heavy Metal Maniac". Wobec tego pozwól, że naszą rozmowę poświęcimy wczesnemu etapowi działalności Exciter. Od czego zaczęła się twoja przygoda z muzyką?
Dan Beehler: Zamiłowanie do muzyki zawdzięczam mojemu starszemu o pięć lat bratu. To on znosił do domu płyty i był mi mentorem. Dzięki niemu, mając dwanaście lat, poznałem takie zespoły, jak Alice Cooper, Grand Funk Railroad i Aerosmith, wtedy też ukazał się debiutancki longplay Kiss. Rok później dostałem pierwszy zestaw perkusyjny, to było przełomowe. Po dwóch latach ćwiczeń dołączyłem do kapeli Ala Johnsona (przyszłego basisty Exciter - przyp. red.).
Brzmienie bębnów pociągało mnie od małego. W dzieciństwie nóż i widelec służyły mi przede wszystkim do wybijania rytmu na blacie stołu. Kiedy ojciec kupił mi perkusję, potrafiłem już zagrać prosty bit.
Exciter, Byczyna 11.06.2022, fot. Verghityax
Pamiętasz swój pierwszy zestaw?
Tak. To był Silvertone w kolorze Red Sparkle z domu towarowego Simpsons-Sears. Odkupiłem te gary od swojego najlepszego kumpla ze szkolnej ławy. Co zabawne, został on później moim technikiem i pełnił tę rolę do 1985 roku (śmiech). Rozstawiliśmy bębny w piwnicy domu moich rodziców i wkroczyłem na drogę intensywnej nauki. Doprowadzałem tym matkę i ojca do szaleństwa (śmiech).
W 1977 roku zasiliłeś projekt o nazwie Jet Black.
Zgadza się. To właśnie była kapela, do której zwerbował mnie Al Johnson, gdy miałem piętnaście lat. Na gitarze grał w niej Brian McPhee, który po latach zastąpi Johna (Ricciego - przyp. red.) w Exciter.
Exciter, Byczyna 11.06.2022, fot. Verghityax
To było trio?
Nie, kwartet. Grał z nami jeszcze gitarzysta rytmiczny Fred Coppola.
Z Allanem Johnsonem połączyła cię wieloletnia przyjaźń. Jak na siebie wpadliście?
W tym miejscu znów muszę podziękować bratu. Uznał, że opanowałem już podstawy perkusji i powinienem znaleźć sobie zespół, zamiast w kółko hałasować w piwnicy. Na jego nagabywania za każdym razem reagowałem tak samo: "Nie jestem wystarczająco dobry, by grać w prawdziwym zespole". W końcu postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Przejrzał ogłoszenia grup szukających bębniarza i - nic mi nie mówiąc - odpowiedział na jedno w moim imieniu. Któregoś dnia oznajmił: "A, byłbym zapomniał. Dziś wieczorem chłopaki wpadną zagrać z tobą próbę". "Co?!" - spanikowałem. Wkrótce pod dom zajechał samochód, z którego wyszli Al i Fred. Gapiłem się na nich z rozdziawioną gębą. Fred wyglądał jak Paul Stanley, a Al miał długie blond włosy, satynowe gacie i buty na platformie. "O kurwa" - pomyślałem - "to jakieś gwiazdy rocka. Nie mam żadnych szans". Ogarnęła mnie panika. Wbrew temu, czego się spodziewałem, próba przebiegła pomyślnie i tak zostałem członkiem Jet Black.
Exciter, Byczyna 11.06.2022, fot. Verghityax
Zdołaliście zarejestrować jakaś demówkę?
Nie. Chcieliśmy coś skomponować na krótko przed rozpadem, ale brakowało nam umiejętności. Byliśmy dzieciakami, które dopiero wprawiały się w graniu na instrumentach. Nasz repertuar składał się z coverów piosenek Kiss, Teda Nugenta, Aerosmith i Rush.
Jet Black przestał istnieć w 1978 roku. Po kilku miesiącach John Ricci ściągnął ciebie i Allana do Hell Razor. Jak do tego doszło?
W 1979 roku John rozstał się ze swoją sekcją rytmiczną. Nie zasypiał jednak gruszek w popiele i czym prędzej wyznaczył datę przesłuchania, na które zaprosił całe mnóstwo muzyków, w tym Ala. Gdy jeden z perkusistów się nie stawił, Al zasugerował moją kandydaturę. John się zgodził, więc błyskawicznie spakowałem rzeczy i udałem się na miejsce. Zaskoczyło mnie, z jak wieloma konkurentami przyszło nam się zmierzyć. John przetestował nas i stwierdził: "Dobra, możecie zostawić tu swoje graty, bo jesteście przyjęci". Miałem raptem siedemnaście lat. To był początek Exciter.
Exciter (od lewej do prawej: John Ricci, Dan Beehler i Allan Johnson), materiały prasowe
Jakie wrażenie wywarł na tobie John Ricci?
W czasie, kiedy ja chodziłem do siódmej albo ósmej klasy podstawówki, John cieszył się w Ottawie reputacją herosa metalu. Pracował w sklepie muzycznym usytuowanym przy tej samej ulicy, co moja szkoła, a do tego miał własny zespół, którego logo widniało na plakatach. To właśnie sprawiło, że dołączenie do Hell Razor potraktowaliśmy jako nieliche wyróżnienie. Tamtego dnia na próbie rozkręciliśmy Marshalle na dziesięć, a chemia między naszą trójką narodziła się w okamgnieniu.
Nie wiem czy to Jeff Waters jest taki trudny w obyciu... Bo akurat sprawia wrażenie miłego i sympatycznego gościa.