- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Blaakyum
Wykonawca: | Bassem Deaibess - Blaakyum (wokal) |
Czym jest metal dla muzyków z Libanu? Co daje tym, którzy na co dzień zmagają się z cenzurą, są nazywani satanistami i w każdej chwili mogą być oskarżeni o czary? Opowiada Bassem Deaibess, wokalista Blaakyum z Libanu.
strona: 1 z 3
Blaakyum, materiały prasowe
Jesteś liderem najstarszego heavymetalowego zespołu w Libanie, ale dopiero niedawno ukazał się wasz pierwszy album, dlaczego tak późno?
Bassem Deaibess, Blaakyum: Historia Blaakyum sięga rzeczywiście siedemnastu lat wstecz. Wszystko zaczęło się w 1995 roku, wtedy to był mój pierwszy zespół. W 1998 r. udało nam się nagrać jeden kawałek, pt. "Am I Black", planowaliśmy nagranie pełnego albumu, ale pozostali członkowie zespołu nie byli dość zdeterminowani. Widzisz, w Libanie jak masz jakiś pomysł, wychodzisz z inicjatywą, to wszyscy starają się ciągnąć cię w dół. Nie jest też łatwo coś osiągnąć, kiedy cały czas jesteś traktowany jak przestępca i ktoś cię ciągle inwigiluje albo nawet aresztuje. Przez to mieliśmy po 1998 r. niekończące się zmiany w składzie, które naprawdę opóźniały wszystkie próby nagrania czegokolwiek. W 1999 r. miałem już gotowy materiał na album, ale skład znów się posypał. W 2001 roku daliśmy jeden z naszych największych koncertów, ale to nie uratowało zespołu. Rok później przyszła kolejna wielka fala ataków na grupy metalowe i rockowe ze strony rządu i władz religijnych. Nie było możliwości, żeby w ogóle występować czy nagrywać. Do tego doszły moje problemy z wokalem. Na całe dwa lata musiałem przestać śpiewać. Dla wokalisty to koszmar.
Jednak nie poddawałem się i odzyskałem głos. Dołączyłem też do składu Communion, który gra covery classic i hard rock, m.in. Led Zeppelin i Deep Purple, to jest bezpieczne. Występowałem z nimi aż do 2007 r., byliśmy najlepszym takim zespołem w Libanie. Później dołączyłem jeszcze do zespołu Solitaire, który grał metal progresywny, nagraliśmy razem album, ale okazało się, że nie ma producenta, który jest w stanie go wydać i wypromować. Problem z produkcją i promocją to jedna z największych bolączek metalowej sceny w Libanie. Dużo lepiej, muszę przyznać, szło mi w Syrii. W 2004 roku zostałem wokalistą The Hourglass. Chłopaki ciężko pracowali i dzięki temu wydaliśmy dwa albumy i jedną EP-kę: "To Land of the Free" (2004), "The Resurrection of the Horrid Dream" (2007) i "Ancient Hope" EP (2010).
Skoro tak dobrze ci szło z Hourglass i Communion, z którymi ciągle jeszcze występujesz, po co ci jeszcze Blaakyum?
Starałem się pisać nowe utwory dla Communion, nawet przez moment udało mi się przekonać chłopaków, żebyś coś włączyli do repertuaru, ale zespół ostatecznie nie był zainteresowany ani nagraniem płyty, ani rozwijaniem się muzycznie. Traktują te występy jako hobby. Więc w 2007 r. reaktywowałem Blaakyum. Zaczęło nam iść całkiem nieźle, zwłaszcza po tym, jak w tym roku dostaliśmy się do międzynarodowych finałów GBOB ("Global Battle of the Bands") w Londynie. Zajęliśmy ostatecznie 7. miejsce (nieźle, jak na zespół metalowy), a kiedy wróciliśmy do domu, mieliśmy już ofertę nagrywania płyty... ale niestety znów przepadło, rozpoczęła się kolejna nagonka. W Libanie nie ma wsparcia dla metalowych muzyków i jedyną rzeczą, którą mamy zagwarantowaną, to to, że albo możemy wylądować w więzieniu za satanizm, albo być traktowani jak zakała społeczeństwa i jego najgorsze brudy. Tutaj nikt nie powie o nas "artyści", dla rządu i władz religijnych nie ma znaczenia, że jesteśmy intelektualistami i wykształconymi ludźmi... I tak, znowu trudno było utrzymać członków grupy. Bycie w zespole metalowym w Libanie to ciągłe wyrzeczenia i wieczna walka - z rządem, władzami religijnymi, zarówno chrześcijańskimi, jak i muzułmańskimi, to też bardzo kosztowna rzecz. Bo jak chcesz dać koncert, wychodzisz na zero, sam go organizujesz i przez wiele lat nic nie zarobisz na tym, a jak chcesz jechać w trasę, musisz się prosić i kombinować, jak to zorganizować, żeby to ktoś ciebie zaprosił z jednej strony, żeby nikt po powrocie się nie przyczepił, a z drugiej, jak choć trochę na tym zarobić. To nie tak, jak w Europie, że są wytwórnie i przemysł, i wszyscy się pchają, ale jak się dopchają, to jakoś się już kręci. Tutaj "się kręci" jeśli w ogóle istniejesz. No, ale po wielu walkach udało się. Mamy studio, które sami współtworzyliśmy, i teraz mamy także płytę. Po 17 latach ufff, to chyba najdłużej wyczekiwany premierowy album w historii metalu.
W Libanie zajęło im nagranie tej muzy tyle lat i gość wygląda na to, że jest legendą lokalnego metalu. Gdyby ta muzyka powstała u nas, to zespół byłby krytykowany że riffy szablonowe, że mało się wyróżniają, że brzmienie i warsztat niedoskonałe. Na koncertach byłoby 10 osób na krzyż, a wywiad co najwyżej w jakimś kserowanym zinie. Powinni chyba chłopaki wyjechać stamtąd, móc popatrzeć z bliska na inne zespoły i mieć możliwość zaistnieć w normalnych warunkach.