- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Banisher
Wykonawca: | Hubert Więcek - Banisher (gitara) |
strona: 4 z 4
Decapitated, Lublin 8.12.2018, fot. Łukasz "Luxus" Marciniak
Był jakiś aspekt twojej roboty w Decapitated, za którym nie przepadałeś?
Bardzo nie lubiłem spotkań typu meet & greet. Na przestrzeni pół godziny sto dwadzieścia osób ma po piętnaście sekund, by wejść z tobą w jakąkolwiek interakcję. W tak krótkim czasu nie da się z nikim normalnie pogadać, przeważnie wszyscy zadają ci te same pytania, do tego ciągle ktoś cię popędza albo podrzuca rzeczy do podpisu. Niektórzy pewnie teraz pomyślą: "Co za buc! Nie lubi podpisywać płyt". Nie, absolutnie nie mam nic przeciwko autografom. Mój problem z meet & greet polega na tym, że jest to wymuszone, kompletnie sztuczne i przez to niefajne. Więcej w tym maszynowego powtarzania czynności, niż relacji z drugim człowiekiem. Zdecydowanie wolę chodzić dzień czy dwa po terenie festiwalu i tam spotykać się z ludźmi. Można wtedy spokojnie usiąść, strzelić sobie fotkę i wychylić piwko.
Decapitated, Pszów 29.04.2016, fot. Verghityax
W 2019 roku do swojego portfolio dołożyłeś posadę gitarzysty koncertowego w Acid Drinkers. Jak doszło do nawiązania współpracy z Kwasożłopami?
To całkiem zabawna historia. Z okazji trzydziestolecia działalności artystycznej zespołu narodził się pomysł zrobienia albumu w hołdzie Acid Drinkers (płyta ta, zatytułowana "Ladies and Gentlemen on Acid", ukazała się w 2019 roku - przyp. red). W tym celu wybrani wykonawcy mieli przygotować po jednym coverze z repertuaru Acidów. Na liście zaproszonych formacji znalazł się między innymi Decapitated. Nagraliśmy swoją interpretację "Fuel of My Soul" i dla picu zamieniliśmy się z Wackiem rolami: on wbił ślady basu, a ja zarejestrowałem gitarowe solo.
Tę okrągłą rocznicę uczczono też na żywo. Jubileuszowy koncert odbył się w Poznaniu (5 października 2019 roku w "CK Zamek" - przyp. red.) i Wacek miał tam wystąpić w charakterze gościa specjalnego. Tak się jednak złożyło, że Wackowi wypadło w tym terminie tournee z Machine Head, więc Ślimak zadzwonił do Rasty z pytaniem, czy nie przyjechalibyśmy w zastępstwie. Ja się zgodziłem, Rasta również. Już na miejscu ekipa z zaskoczeniem przyjęła wiadomość, że gram na gitarze, bo dotychczas kojarzyli mnie wyłącznie jako basistę. Wyszło naprawdę fajnie, zwłaszcza że niegdyś szlifowałem swoje umiejętności słuchając właśnie Acid Drinkers.
Decapitated, Warszawa 20.11.2016, fot. Dariusz "Lazarroni" Łasak
Jakiś miesiąc po tym wydarzeniu zatelefonował do mnie Ślimak i spytał, czy mój grafik jest bardzo napięty? Okazało się, że mieli zaplanowaną trasę koncertową, a Popcorn chwilowo nie był dyspozycyjny z powodu nagłej sytuacji rodzinnej. Szukali kogoś, kto by go wyręczył, gdyż nie uśmiechała im się perspektywa grania w trójkę. Nieco mnie tym zszokowali, a jednocześnie czułem podekscytowanie. Zapytałem, ile utworów miałbym opanować i w jakim czasie? Odparł, że dwadzieścia i muszę być gotowy przed weekendem. Był poniedziałek wieczór. Zakasałem rękawy i nauczyłem się materiału w dwa dni, przy czym wyglądało to zupełnie jak z moim przystąpieniem do Decapitated. Tłukłem te numery po czternaście czy piętnaście godzin dziennie, aż dosłownie słaniałem się ze zmęczenia. Na czwartek umówiliśmy się ze Ślimakiem na próbę. Dojazd z Rzeszowa do Poznania zajął mi bodaj osiem godzin. Zanim tam dotarłem, już zmierzchało. Próby generalnej z całą kapelą nie udało się odbyć, ponieważ po drodze dopadło mnie zatrucie pokarmowe. W rezultacie moją debiutancką sztukę z nimi zagrałem z partyzanta. Na szczęście dalej było już tylko lepiej. Zaliczyliśmy razem jedenaście albo dwanaście koncertów. Z początku trochę obawiałem się odzewu fanów - wszak nie wchodziłem tam na pozycję skrzydłowego, lecz jako zastępca Popcorna. Mimo to nie doświadczyłem żadnych negatywnych reakcji, co wiele dla mnie znaczy. Wspominam to jako super przygodę i spełnienie marzeń z dzieciństwa, a także pewną nobilitację. Acid Drinkers to jeden z zespołów, na których się wychowałem i darzę ich olbrzymią sympatią.
Decapitated, Lublin 8.12.2018, fot. Łukasz "Luxus" Marciniak
Na liście formacji, w których się udzielałeś, widnieje enigmatyczny projekt o nazwie Mr Smoketoomuch. Byłbyś w stanie rzucić nieco światła na ten wątek?
Gdy miałem około dwudziestu lat, tymczasowo obraziłem się na metal i zapragnąłem zrobić coś niemetalowego. Taki bunt przeciw buntowi (śmiech). Zacząłem się wtedy kolegować z chłopakami z Cremaster. Ich perkusista (Badhed - przyp. red.), który również mieszka w Rzeszowie, próbował mnie namówić na granie rocka. Na początku 2007 roku słowo stało się ciałem i powołaliśmy do życia Mr Smoketoomuch. Skład uzupełnili Monter, ówczesny basista Cremaster i Siwy z 004 za mikrofonem. Zagraliśmy razem jeden koncert - w klubie "Pod Palmą". Na widowni było szacunkowo trzysta osób, bo udało nam się podczepić pod jakiegoś większego wykonawcę. Oprócz tego zarejestrowaliśmy EP-kę ("You Don't Have to Can" - przyp. red.) z pięcioma utworami, ale nigdy jej nie opublikowaliśmy. Złożył się na to szereg przyczyn. Przede wszystkim realizator totalnie zjebał swoją robotę. Wiesz, to był człowiek typu: "Jak nagracie, tak będzie". Słyszał, że tu wokalista fałszuje, tam gitara nie stroi i zero reakcji. To właśnie jest to, o czym rozmawialiśmy wcześniej - praca z realizatorem. Taki gość powinien wykrzesać z ciebie maksimum możliwości, a nie siedzieć z założonymi rękami. W efekcie ścieżki gitarowe na EP-ce zawierają kilka mankamentów, natomiast to, co tam się dzieje z wokalami, to jest Yoko Ono rzeszowskiego rocka. Kiedy usłyszałem finalny miks, tak się wkurwiłem, że wyrzuciłem płytę przez okno, a chłopakom oznajmiłem, iż ja się pod tym nie podpiszę. Pokłóciliśmy się i zespół poszedł do piachu. W tamtym okresie byłem dość buńczuczny, niedojrzały emocjonalnie i przejawiałem sporo agresji w sprawach muzycznych. Wymagałem od ludzi całkowitego poświęcenia, czasem rzeczy niewykonalnych. Nie potrafiłem zrozumieć, że komuś nie zależy równie mocno jak mi. Na szczęście zakopaliśmy topór wojenny.
Redemptor, Bielsko-Biała 7.10.2022, fot. Verghityax
Wkrótce pojawił się pomysł wskrzeszenia tego projektu z Jackiem Ławniczakiem (Vommbathem - przyp. red.), ówczesnym wokalistą Vedonist. Nazwaliśmy się Ninja Boost, bo taki napis widniał na przełączniku nożnym mojego wzmacniacza Rivera (śmiech). Zrobiliśmy jeden kawałek, poszliśmy z tym do Must Be the Music, ale kompletnie nie pykło i grupa znów się rozpadła. Później starałem się znaleźć nowego śpiewaka w Krakowie, nawet spiknąłem się z dwoma łebkami. Niestety współpraca nam się nie układała, wobec czego dałem sobie z tym spokój i przestałem się gniewać na metal. Zająłem się na powrót Banisher i w konsekwencji powstał album "Scarcity". Był to pierwszy etap działalności tego zespołu, którego nie musiałem się wstydzić, choć z perspektywy czasu pewne rzeczy zrobiłbym dużo lepiej.
Co do moich rockowych wojaży, na przełomie 2018 i 2019 roku zostałem wcielony do Speculum. Wypuściliśmy singiel z teledyskiem, w planach było wydanie drugiego, lecz wystąpiły jakieś problemy z miksem - wydaje mi się, że producent wyciął nam zwrotkę. Z tego, co pamiętam, jeden z piosenkarzy się o to obruszył i postanowił odejść. Przetasowania personalne doprowadziły do utworzenia grupy Pyton i tym razem to mnie wysiudano, a konkretnie na skutek mojego braku dyspozycyjności, ponieważ byłem wówczas zaangażowany w Decapitated. Gdy zagadnąłem ich o harmonogram koncertów, okazało się, że mają już kogoś na moje miejsce. Taki był finał mojej przygody z graniem rocka.
Wielkie dzięki za rozmowę.