zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 22 listopada 2024

wywiad: Asphyx

17.08.2016  autor: Katarzyna "KTM" Bujas

Wykonawca:  Martin van Drunen - Asphyx (wokal)

strona: 1 z 3

Asphyx, Ostry Grun 23.07.2016, fot. Verghityax
Asphyx, Ostry Grun 23.07.2016, fot. Verghityax

Jedną z gwiazd trzeciego dnia festiwalu "Gothoom Open Air" była holenderska formacja Asphyx. W związku ze zbliżającą się premierą nowego albumu "Incoming Death" miałam okazję zapytać lidera zespołu, Martina van Drunena, czego fani mogą spodziewać się po tym wydawnictwie. Rozmowa potoczyła się także w innym kierunku i okazało się, że Martin ma także wiele do powiedzenia na temat współczesnego środowiska metalowego oraz relacji zespołów z fanami.

rockmetal.pl: Ledwie przyjechaliście na festiwal, a już zastałam was przy wyjściu z backstage'u rozdających autografy i robiących sobie zdjęcia z fanami. Wydajecie się bardzo otwartym i kontaktowym zespołem.

Martin van Drunen, Asphyx: Oczywiście, taką mamy w Asphyx filozofię. Istniejemy dzięki naszym fanom, więc jeśli tylko mamy czas i okazję, spotykamy się z nimi. Staramy się nie zapominać, że naszą obecną pozycję zawdzięczamy wyłącznie tym ludziom. Niezależnie od tego, gdzie jesteśmy - może to być Polska, Słowacja, Ameryka Południowa, Rosja czy nawet Chiny - nasze podejście jest w tej kwestii niezmienne. Jeśli tylko czas pozwala nam na spotkanie z fanami, korzystamy z tej okazji.

Zdarzyły ci się jakieś niecodzienne zdarzenia związane z fanami? Jakiś wyjątkowy prezent albo dziwna prośba?

Zanim przyszliśmy tutaj robić wywiad, rozmawiałem z jednym kolesiem z Aruby, byłej holenderskiej kolonii. Nie miałem nawet pojęcia, że tam w ogóle są jacyś metalowcy. On prowadzi audycję radiową i poprosił mnie, żebym nagrał mu zapowiedź do kolejnego odcinka. Natomiast jeśli chodzi o prezenty, to często dostaję od fanów książki. No i często zdarza się, że dziewczyny życzą sobie autografy w bardzo osobistych miejscach... (śmiech)

Naprawdę zdarza się to kapelom grającym tak ekstremalną muzykę?

O tak, są takie dziewczyny. Polują pod wejściem i kiedy tylko wyjdziesz, dopadają cię i dają jasno do zrozumienia, że są gotowe na wszystko.

Ale oczywiście nie jesteście zainteresowani.

Nie, odkąd mamy stałe dziewczyny. Przedtem bywało różnie... (śmiech) Nie będę udawał, że jestem święty. Mam swoje za uszami, ale od jakiegoś czasu unikam. Na przykład nasz gitarzysta Paul (Baayens - przyp. red.) ma dziś swój ostatni koncert jako wolny facet. Żeni się w przyszłym miesiącu. Tak szczerze, to nie wiem do końca, dlaczego dziewczyny uganiają się za muzykami. Może wydaje im się, że jeśli kapela ma rozpoznawalną nazwę, to facet świetnie zarabia i wystarczy go upolować, żeby mieć wygodne życie i jeździć sobie z nim po świecie na koncerty. Ale są też takie, które po prostu chcą się zabawić. Nie będę kłamał, że w przeszłości mi się nie zdarzało, było miło, a rano do widzenia. To trochę jak wyjście ze znajomymi na drinka. Pijesz, dobrze się bawisz, a rano wstajesz i dalej żyjesz swoim życiem.

Przejdźmy zatem do właściwego tematu wywiadu. Wydajecie niedługo nowy album i chciałabym cię trochę o niego wypytać. Nie jest dużą niespodzianką, że płyta "Incoming Death" ukaże się nakładem Century Media. Asphyx jest chyba zespołem najdłużej związanym z tą wytwórnią.

Tak, jesteśmy najdłużej urzędującym zespołem w Century Media. Z tego powodu jesteśmy dla nich wyjątkowi. Oni dla nas też. Z uwagi na wieloletnią współpracę mamy wyjątkowo dobry kontakt i jest to relacja o wiele bardziej osobista niż zwykłe układy biznesowe. Spotykamy się też na płaszczyźnie prywatnej, chodzimy razem na drinka i nie ograniczamy się wyłącznie do kontaktu wytwórnia - zespół. Co nie oznacza jednak, że jesteśmy uprzywilejowani kosztem innych zespołów. Century ma pod swoimi skrzydłami wiele kapel, a na swoim koncie wiele premier albumów. Mogę jednak z czystym sumieniem stwierdzić, że w wydanie nowego krążka Asphyx wytwórnia włożyła tyle wysiłku, ile my w jego nagranie. Nie zamierzamy zmieniać wydawcy, mimo że mogłoby się to wiązać z lepszą ofertą finansową, bo cenimy sobie rodzaj relacji, który mamy obecnie. Z nową wytwórnią nigdy nie mielibyśmy pewności, gdzie wylądujemy, na jakich ludzi trafimy i jak to będzie wyglądać od strony personalnej. Spokój w tej materii jest dla nas ważniejszy niż zawartość portfela.

Asphyx, Ostry Grun 23.07.2016, fot. Verghityax
Asphyx, Ostry Grun 23.07.2016, fot. Verghityax

Jak powstawał nowy album? Tradycyjnie w sali prób czy pisaliście materiał w domu i wymienialiście się plikami?

Tym razem postąpiliśmy całkowicie inaczej niż do tej pory. A to dlatego, że nasz nowy perkusista Husky (Stefan Huskens - przyp. red) mieszka w Niemczech. Trudno nam było umawiać się na próby tak często, jak mielibyśmy na to ochotę. Na początek spotkaliśmy się kilka razy, żeby ograć z nim stary materiał i przy okazji zrobiliśmy też kilka nowych kawałków, które ostatecznie znalazły się na płycie. Później jednak było nam trudno spotykać się wystarczająco często, żeby sprawnie ukończyć pracę nad albumem, i byliśmy zmuszeni nagrywać nasze pomysły na mp3 i wysyłać mu do opracowania w domu. Przyznaję, że jest to dla nas trochę dziwny sposób pracy, bo do tej pory Asphyx funkcjonował całkiem inaczej, ale okazało się, że rezultat jest fantastyczny. Okazuje się, że w ten sposób też da się pracować bez żadnej szkody dla muzyki.

To będzie wasza pierwsza płyta z Huskym, który dotąd wspomagał was tylko na koncertach, odkąd Bob Bagchus opuścił zespół. Czy możesz zdradzić przyczyny waszego rozstania z dotychczasowym perkusistą?

Przyczyna jest bardzo prosta. Bob nie był już w stanie pogodzić życia rodzinnego z graniem w zespole. Dokonał takiego wyboru, bo czuł, że jeżdżąc w trasy i poświęcając czas muzyce zaniedbuje swoich bliskich. Kiedy masz żonę i dzieci, to staje się twoim priorytetem. Musieliśmy odnieść się do tego ze zrozumieniem. Jako założyciel zespołu Bob nie chciał jednak, żeby to, co osiągnęliśmy do tej pory poszło na marne i powiedział nam, żebyśmy grali dalej bez niego. Asphyx nigdy nie był na takim poziomie, jak teraz i ostatnie, czego byśmy chcieli, to rozczarować naszych fanów. Mieliśmy jednak problem - skąd do diabła weźmiemy nowego bębniarza? Nie chodziło nam już nawet o jakiegoś wybitnego technicznie muzyka, ale o człowieka, który będzie czuł się zaszczycony i dumny, że jest częścią tego zespołu. Dlatego Husky był idealną osobą na to stanowisko. Wiedzieliśmy, że jest fanem Asphyx i ma nawet tatuaże z logo zespołu.

Jak się poznaliście?

Znamy Husky'ego od dawna z jego drugiego zespołu o nazwie Desaster. Widujemy się z nimi regularnie, imprezujemy razem i dobrze się znamy. Również od strony towarzyskiej wiedzieliśmy, że Husky nadaje się do Asphyx. (śmiech) Wracając natomiast do nowej płyty, wydaje mi się, że jest nadal bardzo w naszym stylu, ale pojawiły się też rzeczy, których nigdy dotąd nie robiliśmy. To może być dla fanów niespodzianką. Jestem jednak pewien, że im się spodoba, bo nasze eksperymenty nigdy nie przekraczają pewnych ram. To nadal Asphyx.

« Poprzednia
1
Komentarze
Dodaj komentarz »

Materiały dotyczące zespołu

- Asphyx

Na ile płyt CD powinna być wieża?