- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Asphyx
Wykonawca: | Martin van Drunen - Asphyx (wokal) |
strona: 2 z 3
Asphyx, Ostry Grun 23.07.2016, fot. Verghityax
Powiedziałeś kiedyś, że w death metalu najważniejsze są gitary, a rolą perkusji jest ich podkreślenie, w co świetnie wpisywał się dość prosty styl gry poprzedniego perkusisty Boba Bagchusa. Czy coś zmieniło się wraz ze zmianą personalną za bębnami?
Husky ma oczywiście swój własny styl, inny niż Bob, ale sekcja rytmiczna w Asphyx nadal pełni to samo zadanie. Jednak na płycie "Incoming Death" udało nam się wykorzystać ją w trochę inny sposób. Daje gitarom dodatkowego kopa. Myślę, że tym razem sekcja jest o wiele mocniejsza niż na dotychczasowych płytach Asphyx. Paul wykonał też wyśmienitą robotę, jeśli chodzi o gitary. Jest kilka melodyjnych partii, które przyprawiają mnie o gęsią skórkę.
Ile utworów znajduje się na nowej płycie?
Jedenaście i dwa covery. Nie wiem tak naprawdę, ile mogę zdradzić przed premierą albumu, więc na razie może bez tytułów... (śmiech)
To może chociaż ujawnisz, czyje to covery?
Chciałbym, ale jeszcze nie mogę. Właściwie to jesteś pierwszą osobą, z którą o tym rozmawiam. Dopiero mamy zabrać się za ustalanie szczegółów całej medialnej kampanii promocyjnej i nie chciałbym przedwcześnie nic namieszać. (śmiech)
W takim razie wyjaśnij chociaż znaczenie tytułu "Incoming Death".
Chętnie. Znaczenie jest bardzo proste. Wyobraź sobie, że jesteśmy na wojnie. Trwa pierwsza wojna światowa. Żołnierze siedzą w okopie, a w każdej chwili może spaść na nich granat czy bomba. Może spaść na nich śmierć. Znienacka i bez ostrzeżenia. To właśnie my - Asphyx. Użyłem tej metafory, żeby podkreślić brutalność muzyki na nowej płycie. Nie ma takiej angielskiej frazy, podobnie jak wcześniej wymyśliłem słowo "Deathhammer". Lubię jednak słowo "śmierć" w tytułach naszych piosenek czy płyt. Często go używam, bo jest mocne i dobrze oddaje naszą muzykę.
A co z tekstami na nowej płycie? Jest w nich dużo śmierci?
Tematyka tekstów na "Incoming Death" jest bardzo zróżnicowana. Jest trochę wojny, trochę elementów gore, dwie smutne piosenki, dwie bardzo melancholijne. Pod względem tekstów nie wprowadziliśmy tym razem żadnych wielkich innowacji. O ile jednak ich pisanie nie było dla mnie dużym problemem, o tyle przyznam, że miałem pewną trudność z wymyśleniem oryginalnych tytułów. W metalu wydarzyło się już tyle, że trudno jest wpaść na coś świeżego i niebanalnego. Myślę jednak, że jakoś sobie poradziłem. (śmiech)
Waszym poprzednim albumem, zatytułowanym "Deathhammer", zawiesiliście poprzeczkę bardzo wysoko. Nie obawialiście się, że może być trudno przebić ten krążek czy nawet mu dorównać?
Oczywiście, że tak. "Deathhammer" został bardzo dobrze przyjęty przez fanów i zebrał świetne recenzje. Po takiej płycie zawsze jest stres i wyjątkowa mobilizacja, żeby utrzymać wysoki poziom. Ale moim zdaniem "Incoming Death" to kolejny krok naprzód. Na poprzednim krążku było bardzo dużo szybkich, typowo deathmetalowych kawałków. Teraz jest o wiele mniej monotonnie. Dużo kombinowaliśmy ze zmianami tempa, utwory są bardziej zróżnicowane i w każdym numerze dzieje się coś ciekawego. Myślę, że szczególnie rozwinęliśmy wolniejsze, doomowe elementy. Tak, jak już powiedziałem, niektóre fragmenty przyprawiają mnie o gęsią skórkę. Wydaje mi się też, że tym razem teksty są znacznie lepiej dopasowane do atmosfery każdej piosenki. To żadna tajemnica, że "Deathhammer" jest albumem, który trudno będzie przebić. Między innymi dlatego praca nad jego następcą zajęła nam tyle czasu. Oczywiście pomijając już to, że w jej trakcie Bob opuścił zespół, a potem zajęło chwilę, zanim Husky się wdrożył. Z tego powodu nie mogliśmy również grać częstych prób. Te wszystkie czynniki złożyły się na to, że na następcę "Deathhammer" trzeba było poczekać stosunkowo długo. A wydanie przeciętnego krążka nie wchodziło w grę. Woleliśmy posiedzieć nad tym nieco dłużej, ale nagrać coś przynajmniej porównywalnego z poprzednią płytą. A potem zdaliśmy sobie sprawę, że nagraliśmy coś jeszcze lepszego... (śmiech) Oczywiście ostateczny werdykt w tej kwestii należy do fanów, ale zwykle, kiedy jesteśmy zadowoleni ze swojej twórczości, podoba się ona również naszym słuchaczom.
Asphyx, Ostry Grun 23.07.2016, fot. Verghityax
Co jest dla was ważniejsze - to, że sami czujecie się spełnieni, czy pozytywny odbiór muzyki przez fanów?
Szczęśliwie składa się tak, że metal, który gramy, to metal, którego oczekują od nas nasi fani. W tej sytuacji jest nam zdecydowanie łatwiej. Sami jesteśmy fanami muzyki metalowej, więc staramy się wypuszczać taką muzykę, jakiej sami chcielibyśmy słuchać. Coś, pod czym możemy się z czystym sumieniem podpisać i czego za jakiś czas nie będziemy się wstydzić. Myślę, że presja, którą sami na siebie nakładamy jako zespół, w ostatecznym rozrachunku bardzo się opłaca.
Czy w ramach promocji nowego albumu planujecie wcześniej udostępnić kilka piosenek w internecie albo nagrać teledysk?
Mamy zamiar zagrać dzisiaj jeden nowy numer i zarejestrować go na wideo. Słyszeliśmy, że jest tu ekipa, która nagrywa relację z festiwalu, ale nie udało nam się dotąd ustalić konkretów. Jeśli wszystko się uda i jakość będzie przyzwoita, opublikujemy nagranie w internecie. Natomiast po powrocie z festiwalu "Gothoom", w najbliższy poniedziałek, rejestrujemy profesjonalny teledysk, czego osobiście serdecznie nie znoszę.
Dlaczego?
Och, daj spokój... Nienawidzę tego. Wpuśćcie mnie lepiej na scenę i pozwólcie mi robić moją robotę. Nie jestem jakąś gwiazdeczką, która pozuje przed kamerą.
A macie już jakiś pomysł na ten teledysk?
Nie mamy nic. Nie mam pojęcia, co będziemy robić w poniedziałek. Przez to całe pisanie muzyki na nowy album i jej nagrywanie mój mózg jest pusty. Wyeksploatowałem się z pomysłów. To jest w ogóle chore, że my jako zespół musimy zajmować się takimi rzeczami. Normalnie za fabułę i koncepcję teledysku odpowiedzialny jest reżyser. Powinniśmy przyjść na gotowe i w ogóle się tym nie martwić. Tymczasem co? To my mamy wszystko wymyślić. Dajcie nam kawałek sceny, będziemy grać, a wy filmujcie. Dokładnie tacy jesteśmy i tak chcemy być pokazywani.
Czy są jakieś metalowe teledyski, które uważasz za warte uwagi i zapadające w pamięć?
Prawie nie oglądam teledysków. Wolę odpalić płytę i posłuchać muzyki, wizualizowanie zespołu nie jest mi do niczego potrzebne. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że w dzisiejszych czasach dzieciaki spędzają godziny na oglądaniu YouTube i zespoły muszą promować się również w ten sposób, żeby do nich dotrzeć. Ale chyba się starzeję, bo za moich czasów wyglądało to całkiem inaczej. Nie mieliśmy aż takiego dostępu do muzyki, nie wspominając już o teledyskach. Człowiek czekał cały tydzień, żeby obejrzeć "Headbanger's Ball" w MTV i cieszył się jak głupi, kiedy obok tego całego glamowego gówna, jakichś Cinderelli i Guns N' Roses, puścili jeden teledysk Slayera. Taaak! Teraz jestem szczęśliwy i mogę iść spać. Tydzień później puścili jeden teledysk Celtic Frost. Taaak! Radość stulecia. To było coś wyjątkowego i miało dla fanów większą wartość. Żeby oglądać swoje ulubione zespoły, musieliśmy po prostu chodzić na koncerty. Czasy się zmieniły. Teraz dzieciaki mają swoje konta na YouTube, tworzą sobie tam playlisty, a kiedy kumple przychodzą na piwo, impreza przenosi się przed komputer i gapią się razem na teledyski i piją. Ja nie znam czegoś takiego. Puszczaliśmy płyty i robiliśmy normalne imprezy. Podobają mi się natomiast teledyski, które są robione z jajem. Jest na przykład taki obrazek do utworu "Overdose & Overdrive" moich przyjaciół z Malignant Tumor, w którym zespół leży w kostnicy, powstaje z martwych, pije, a potem uderza w miasto. Później jest scenka, w której pijany perkusista jedzie do swojej matki, grzecznie je obiad, a potem matka zastaje go w zagrodzie jak pieprzy kozę... (śmiech)