- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
felieton: Dziennik koncertowej podróży
strona: 3 z 5
I tutaj kolejna dygresja. Po kilku refleksjach na temat "dlaczego wybrałem Pragę, a nie Warszawę" w relacji z Opeth, czytelnicy (czyt. warszawiacy) wylali na mnie wiadro pomyj, pisząc komentarze o moich rzekomych kompleksach w kontekście "autor to dopiero musi pochodzić z wiochy" (swoją drogą, skąd wiedzieli?). Ja tymczasem kompletnie nie rozumiem, co spowodowało oburzenie, jeśli nie kilka słów prawdy? Pociąg jedzie te 300 km w dokładnie 6 i pół godziny okrężną drogą przez Katowice, powrót jest dopiero o 5 rano, bo przecież wszystkie nocne połączenia zostały zlikwidowane, więc przez noc człowiek tkwi pod szaro - betonowy Pałacem Kultury wraz z bezdomnymi. Dookoła jeden monopolowy i dwóch Turków sprzedających kebaby. Więc nie ma to, jak poczuć klimat stolicy.Następny maraton rozpoczyna się w pierwszy majowy weekend. W Kamiennej Górze kolejny raz w tym roku wpadam na Petera Wiwczarka z Vader, tym razem nie w wydaniu koncertowym, a historyczno - rekonstrukcyjnym. Oczywiście z okazji otwarcia podziemi (których nota bene do tej pory nie zwiedziłem). Kilka godzin później jestem już ze znajomymi w Jeleniej Górze. Strugi deszczu, błoto po kolana, kocioł pod sceną. Prawie jak na "Woodstocku", czyli jest bardzo dobrze - a nie może być inaczej, jeśli na scenie zagościła załoga z Acid Drinkers. Zespołu, który jest w stanie zagrać wszystko.
Metallica, Warszawa 10.05.2012, fot. W. Dobrogojski
Powiedziałem sobie, że już nigdy więcej nie pojadę na Metallikę. Najlepszą ich sztuką w życiu, jaką dane mi było oglądać, była ta w 2008 roku w Chorzowie, przy czym następna z praskiego "Sonisphere" była kompletną chałturą i nieporozumieniem. Odwalony na pół gwizdka koncert to nie jest coś, na co powinna sobie pozwalać taka firma, jak Metallica. Dwa dni przed tegorocznym koncertem w Pradze dostałem informację, że mogę mieć bilet pod scenę taniej o 50 zł, na co wybuchłem śmiechem. Ale jednak z takimi sytuacjami trzeba się przespać, bo już rano następnego dnia zaświtała mi myśl o sprawdzeniu cen na naszym portalu aukcyjnym, gdzie w ciągu następnych kilku minut nabyłem bilety do "Golden Circle" jakieś 200 zł taniej. Miejsce w samochodzie się dla mnie znalazło, więc jedziemy na "Czarny Album" w całości. No, może w całości, ale jak się okazało na miejscu - "zagrany od końca", co sprawiło, że znalazłem się na jednym z najdziwniejszych w odbiorze koncertów, na jakich byłem do tej pory. Tutaj należą się gromkie brawa czeskiej publice. Za to, że każdy na Metallice stał, jak żelbetonowy kloc uparcie trzymając w lewej ręce kiełbasę, a w prawej kufel piwa. W uszach obowiązkowe stopery, a na szyi zawieszony aparat. Stoję, patrzę, pod sceną bawią się cztery osoby, a wszyscy dookoła ustawieni w bezpiecznej od nich odległości - myślę - na pewno Polacy. I nie było innej opcji, bo po przestawieniu kilku babć i dzieciaków (ku ich wielkiemu oburzeniu i zdziwieniu, że ktoś na koncercie ma czelność przepychać się pod scenę) okazało się, że jedynymi osobami przy barierkach jest zaprzyjaźniona wrocławska i jeleniogórska ekipa z Overkilla (zobacz zdjęcia z Warszawy).