- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Venom Inc.
Wykonawcy: | Mantas - Venom Inc. (gitara), Demolition Man - Venom Inc. (gitara basowa, wokal) |
strona: 3 z 3
Venom Inc., Katowice 31.03.2018, fot. Verghityax
Kiedy dwa lata później promowaliście "Black Metal", wasze występy otwierała Metallica, najpierw w kwietniu 1983 roku w USA, a następnie w lutym 1984 roku w Europie. Zachowałeś jakieś szczególne wspomnienia związane z ekipą Larsa Ulricha?
Mantas: Do Nowego Jorku ściągnął nas Jon Zazula z Megaforce Records. Podobno zobaczył klipy do "Witching Hour" i "Bloodlust", i załatwił nam dwa koncerty w "Paramount Theatre" na Staten Island. Supportować miała nas młoda kapela z Bay Area, nazywająca się Metallica. Nigdy o nich nie słyszeliśmy. Zaskoczyli nas swym porażającym entuzjazmem, zachłystywali się wszystkim, co rock and rollowe. Nocą w hotelu musiałem grozić Larsowi, że zejdę na dół i skopię mu dupę, jeśli nie przestanie tak głośno imprezować (śmiech). Gdy niecały rok później otwierali nasze sztuki na Starym Kontynencie, tak nabroili w Szwajcarii, że cała ochrona obiektu chciała dać im wycisk, więc schowali się w naszej garderobie (śmiech). Po raz ostatni grali przed nami w 1985 roku na "Metal Hammer Festival" na skale Loreley. Stałem na zapleczu i obserwowałem reakcję publiczności na "Seek & Destroy". "Ten zespół będzie wielki", pomyślałem. Nie mieliśmy żadnych szans, wchodząc po nich na scenę.
Kolejny raz spotkaliśmy się dopiero w 2009 roku, przyjechali wówczas z Machine Head do Newcastle. Robb Flynn zapytał, czy wpadnę i wprowadził mnie za kulisy. Choć nie widzieliśmy się niemal pół wieku, Lars przybiegł się przywitać zaraz po koncercie. Gadaliśmy chyba ze dwadzieścia minut, wiedział, że miałem projekt o nazwie Dryll, najwyraźniej trzymał rękę na pulsie. Mimo to muszę wyznać, że to James zawsze był moim ulubieńcem. Imponuje mi pasja, z jaką podchodzi do muzyki i komponowania.
W 2016 roku dotarliśmy z Venom Inc. do San Francisco - to było dzień przed urodzinami Tony'ego - i James zrobił nam niespodziankę, wpadając bez zapowiedzi na nasz występ.
Demolition Man: Cały wieczór świrował na balkonie, machając głową i grając na powietrznej gitarze. Na trasie wspierała nas amerykańska Necrophagia. Ich gitarzysta Steve (Lehocky - przyp. red.) wypatrzył Jamesa na górze i nie mógł uwierzyć własnym oczom.
Venom Inc., Katowice 31.03.2018, fot. Verghityax
Zanim Venom dorobił się statusu formacji kultowej, brytyjska prasa wylewała na was wiadra pomyj. Bodaj jedynym dziennikarzem, który pisał o was pozytywnie, był Geoff Barton z magazynu "Sounds".
Mantas: Geoff twardo nas bronił w początkowym etapie naszej kariery, lecz nawet on przyznał, relacjonując nasz koncert w "Hammersmith Odeon" w 1984 roku, że nie zostawiłby na nas suchej nitki, gdybyśmy dali dupy. Zakończył jednak swój tekst słowami: "zasłużyli na każdy okrzyk uznania, jaki rozległ się w sali". Pamiętam, że większość konstrukcji scenicznych wykonaliśmy własnoręcznie, rampy malowaliśmy u kogoś w ogródku, podium pod perkusję zamówiliśmy u inżyniera, który miał swój zakład naprzeciwko Neat Records. Co zabawne, nigdy nie doczekaliśmy się kontraktu z naszą wytwórnią. Do dziś nie mamy pojęcia, ile egzemplarzy "Welcome to Hell", "Black Metal", "At War with Satan", "Possessed" i "Eine kleine Nachtmusik" się sprzedało ani jaki zysk wygenerowały.
Demolition Man: Dziś taka akcja nie przeszłaby bez echa. Po kilku latach firma Neat Records zwinęła interes, ogłosiła bankructwo i nikt nie zobaczył ani pensa. Łatwo jest przekonać nieopierzonych muzyków do podpisania niekorzystnej umowy, zwłaszcza jeśli są głodni sukcesu i sławy. Trzeba mieć oczy dookoła głowy, świadomość swoich praw i nie otaczać się zbędnymi pośrednikami. Nie twierdzę, że cały biznes muzyczny to bagno, bo po drugiej stronie byli, są i zawsze będą fani. Zmienił się format i sposób dystrybucji, ale ludzie nadal chcą koncertów i albumów. W Katowicach (31 marca 2018 roku - przyp. red.) jakiś gość, wyglądający na dwadzieścia parę lat, dał mi kasetę magnetofonową z prowadzonej przez siebie wytwórni. Wyobrażasz to sobie? Wypuszcza metal na taśmach. Moja szesnastoletnia córka nawet nie wiedziałaby, co z tym zrobić (śmiech).
Tony, w 1988 roku Abaddon ściągnął cię do Venom po odejściu Cronosa. Wkrótce powrócił Mantas i zarejestrowaliście materiał na "Prime Evil". Czy znaliście się przedtem?
Mantas: Prawdę powiedziawszy, Tony mieszkał naprzeciwko domu mojej dziewczyny.
To ta sama, która zabrała cię na posiadówkę do przyjaciółki, gdzie spotkałeś Cronosa?
Mantas: Ta sama. Kiedy Venom rozwinął skrzydła, zerwaliśmy ze sobą, ponieważ cały swój czas i energię włożyłem w zespół. Ja miałem wtedy siedemnaście lat, ona piętnaście, dla nas obojga był to pierwszy związek. Minęły trzydzieści dwa lata i ni z tego, ni z owego dostałem od niej wiadomość na Facebooku o treści: "Witaj, nieznajomy". I znów jesteśmy razem (śmiech). Żeby było śmieszniej, po drodze zaliczyliśmy identyczną liczbę nieudanych relacji.
Brzmi jak scenariusz filmowy.
Demolition Man: Dziewczyna Jeffa miała młodszego brata o imieniu Malcolm, który zwykł umawiać się ze mną i moim gitarzystą na wspólne jammowanie. Któregoś razu przyniósł ze sobą singiel "In League with Satan" i od drzwi zawołał: "Ja pierdolę, zrobili singiel". Nie mieściło nam się w głowie, że ktoś, kogo znamy, nagrał swoją muzykę, a potem ją wydał. Też tak chciałem, móc wykrzyczeć swoją złość. Myślę, że gdyby Neat Records dał im więcej czasu na sesję w "Impulse Studios", a ich umiejętności były na wyższym poziomie, zaczęliby zastanawiać się nad każdym fragmentem i kombinować, i "Welcome to Hell" straciłaby ten pierwiastek magii i dzikości.
Venom Inc., Katowice 31.03.2018, fot. Verghityax
Mantas: Gry na gitarze uczyłem się sam. Jedyna wiedza, jaką dysponowałem, pochodziła z podręcznika "Improvising Rock Guitar" autorstwa Pata Thralla, który kupiłem w sklepie "JG Windows" w centrum handlowym "Central Arcade" w Newcastle. Z jego pomocą poznałem podstawowe chwyty i pierwszy dźwięk na skali pentatonicznej. Do podręcznika dołączona była płyta z utworami "Homage to Hendrix" i "Snaker" w dwóch wersjach: pełnej i z podkładem. Moim debiutanckim numerem był "Red Light Fever".
Demolition Man: Pierwszą gitarę dostałem od starszej siostry - to był akustyk, który rodzice podarowali jej w latach 70, gdy David Cassidy był na topie. Choć nie zagrała na nim ani razu, ocalały tylko trzy struny. Któregoś dnia wpadłem do kuchni, mama akurat parzyła herbatę, a ja koniecznie chciałem się pochwalić akordem, który opanowałem. Byłem w siódmym niebie, gitara zabrzęczała. "Ślicznie, synku", oceniła matka i wróciła do herbaty (śmiech).
Mantas: Mogę uważać się za szczęściarza, bo ojciec sfinansował mi zakup wzmacniacza Marshall JCM 800 i kolumny gitarowej 4x12. Drugą kolumnę nabyłem z własnych funduszy, była używana, bez oznaczenia producenta. Do tego dołączyła podróbka Gibson Flying V w kolorze czerwonego wina, wyprodukowana przez CSL, bo nie starczyło mi pieniędzy na oryginał. Zestaw uzupełniał paskudny niebieski efekt fuzz z jednym pokrętłem na środku do włączania i wyłączania, zapomnij o jakichkolwiek regulatorach. Na tym sprzęcie zarejestrowałem "Welcome to Hell" i "Black Metal".
Choć twój wkład w powstanie black metalu jest niezaprzeczalny, zdarzało ci się robić rzeczy, które niejednemu fanowi stanęłyby ością w gardle. Mam na myśli trasę z 2006 roku, którą zagrałeś z niemiecką grupą techno o nazwie Scooter. Ponieważ, gówniarzem będąc, sam posiadałem na kasecie składankę z twórczością Scooter, chciałbym wiedzieć, jak doszło do tej niecodziennej współpracy?
Mantas: Dawno temu miałem solowy projekt pod nazwą Mantas, który z czasem ewoluował w Dryll. Tą częścią mojej kariery zarządzała niemiecka firma Artist Alliances. O czym wcześniej nie miałem pojęcia, zajmowali się między innymi produkcją sceniczną na trasach Scooter, zupełnie nieznanego mi wykonawcy. A przynajmniej tak mi się zdawało. Kiedy otworzyłem w Newcastle klub sztuk walki, jeden z zatrudnianych przeze mnie instruktorów puszczał na swoich zajęciach utwór, zatytułowany "Fire". Ilekroć tego słyszałem, wydzierałem się z biura: "Wyłącz to gówno!" (śmiech). Jak na ironię, lata później wykonywałem ten kawałek na żywo.
Venom Inc., Katowice 31.03.2018, fot. Verghityax
Któregoś dnia rozmawiałem z moją menedżerką przez telefon i nagle padło pytanie: "Czy jesteś zainteresowany pracą sesyjną?". "Tak, a o co chodzi?". "O koncerty. Koncerty Scooter, ściślej mówiąc. Co dwa lata ruszają w trasę i za każdym razem robią coś inaczej. Tym razem chcą wynająć gitarzystę. Co wieczór grałbyś tylko cztery kompozycje", wyjaśniła. "Ok, wyślij mi te kompozycje". Gdy w moich głośnikach rozległ się "Fire", każda komórka w moim ciele krzyczała: "Nie! Nie rób tego!" (śmiech). Wziąłem gitarę, nagrałem swoją wersję do podkładu i odesłałem z zastrzeżeniem, że tak to będzie brzmiało, jeśli mam wziąć w tym udział. Wyszedłem z założenia, że metalowy sznyt skutecznie ich odstraszy, tymczasem oni pokochali moją interpretację (śmiech).
Długo biłem się z myślami, aż doszedłem do wniosku, że nikt nie będzie za mnie decydował, co mogę, a czego nie mogę robić. "Jeśli będzie do dupy, wsiadam w pierwszy samolot powrotny i tyle", pomyślałem. Skończyło się na tym, że zagrałem z nimi ogólnoświatową trasę, zwieńczoną występem na stadionie w Mongolii. Okazali się świetną ekipą, sami fani rocka. H.P. Baxxter był królem imprez, wódkę i Red Bulla pił jak wodę. Bawiłem się rewelacyjnie, niczego nie żałuję. Odkryłem ponadto, że podchodzą do swojej muzyki z równą pasją, co my do naszej. Ich klawiszowiec, Rick Jordan, który przeszedł już na emeryturę, był prawdziwym geniuszem.
Wiadomo, w internecie posypały się negatywne komentarze ze strony metalowców, ale mam to w dupie. To moje życie i moja sprawa.
A potem, kiedy dziewczyna chce iść na dyskotekę, ci sami metalowcy idą bez szemrania.
Mantas: Otóż to. Powiem ci więcej. Pod koniec trasy w pierwszych rzędach pojawiło się sporo ludzi w koszulkach zespołów metalowych. Moim zadaniem jest dostarczanie ludziom rozrywki i tak siebie postrzegam. Nigdy nie miałem aspiracji, by zostać wirtuozem gitary.
Demolition Man: Możesz skończyć akademię sztuk pięknych i tworzyć perfekcyjne pod względem technicznym obrazy. Możesz też nie mieć żadnego wykształcenia w tym kierunku, a mimo to malować rzeczy, z którymi inni będą się utożsamiać. Tak samo jest z muzyką, kinematografią, pisarstwem. Wszystko sprowadza się do tego, czy twoje dzieła wzbudzają emocje. Czy robisz to dla sławy i pieniędzy, czy z potrzeby serca? Muzyka to uniwersalny język, jest ponad kolorem skóry, wyznaniem i pochodzeniem.
Mantas: Weź na przykład tę kobietę ze Szkocji, która wystąpiła w programie "Britain's Got Talent" - Susan Boyle. Wyglądała, jakby wyszła z lasu, z rozwichrzonymi włosami, bez edukacji muzycznej. Ale kiedy zaczęła śpiewać, wprawiła cały świat w osłupienie. Bo wierzyła w to, co robi.
Dziękuję wam bardzo za rozmowę i poświęcony czas.
A co do Venom. Nic nie mam do ekipy Cronosa. Powiem więcej. Dają zajebiste koncerty. Genialny był zarówno ten, na którym byłem, w 2010 w Krakowie (ten po słynnym "flood alert in Warsaw"), jak i widziany w TV na jakimś tam niemieckim festiwalu. W zasadzie jedyną uwagę jaką mam do krakowskiego koncertu to te "Medleys Of Mayhem". Czyli kompilacje fragmentów kilku utworów sklecone w jeden utwór. Zarówno "Medley Of Mayhem 1" jak i "Medley Of Mayhem 2" zawierały klasyczne kawałki, które wolałbym usłyszeć w całości. Co nie zmienia faktu, że Venom dał wtedy super koncert.