zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku poniedziałek, 25 listopada 2024

wywiad: Venom Inc.

31.10.2018  autor: Verghityax

Wykonawcy:  Mantas - Venom Inc. (gitara), Demolition Man - Venom Inc. (gitara basowa, wokal)

strona: 2 z 3

Venom Inc., Katowice 31.03.2018, fot. Verghityax
Venom Inc., Katowice 31.03.2018, fot. Verghityax

Macie za sobą kilka dekad w branży muzycznej. Jeżeli nie macie nic przeciwko, chcę zapytać o najwcześniejszy okres waszej działalności, ponieważ natknąłem się na sprzeczne informacje. Jedne źródła podają, że Venom powstał na bazie trzech kapel: Guillotine, Oberon i Dwarf Star. Inne utrzymują, że Guillotine był pierwszy, po czym ewoluował w Dwarf Star, by ostatecznie przyjąć nazwę Venom. Jak to jest z tą historią?

Mantas: W takim razie musimy się cofnąć do lutego 1976 roku, kiedy do Newcastle przybył mistrz taekwondo. Już jako dziecko żywo interesowałem się tą sztuką walki, zamawiałem nawet magazyny sportowe z USA. Mistrz dał najpierw pokaz swoich umiejętności w miejskim ratuszu, a następnie wręczył przybyłym ulotki, zapraszając do dołączenia do swojego klubu. Jego siedziba znajdowała się w dzielnicy Walker, nieopodal Wallsend. Filmy z Brucem Lee były wówczas u szczytu popularności, każdy chciał się uczyć wschodnich sztuk walki - ja nie byłem wyjątkiem. Do klubu uczęszczałem przez parę lat i właśnie tam poznałem nieco starszego ode mnie Davida Rutherforda. Szybko się zaprzyjaźniliśmy, równie szybko odkryliśmy, że łączy nas coś więcej niż zamiłowanie do taekwondo, mianowicie ciężkie brzmienia. On ubóstwiał Deep Purple i miał własną gitarę, ja też sobie taką sprawiłem. Odwiedzaliśmy się regularnie i coś tam brzdąkaliśmy, choć żaden z nas za cholerę nie potrafił grać. Zżerała nas ambicja, chcieliśmy założyć zespół, choć nie bardzo wiedzieliśmy, jak się za to zabrać. Gdy tylko docierała do nas plotka o jakimś muzyku w okolicy, wsiadaliśmy w autobus, jechaliśmy pod jego drzwi i składaliśmy mu propozycję. Tak udało nam się znaleźć perkusistę. Gość mieszkał na Shields Road, gdzie zjawiliśmy się bez zapowiedzi, uzbrojeni w gitary i wzmacniacze. Przesłuchanie polegało na tym, że włączył "Seconds Out" - koncertowy album Genesis - i grał do niego na bębnach, a my siedzieliśmy w rogu pokoju i zachwycaliśmy się jego techniką. Skład uzupełnili basista Dean Hewitt ze swoim Rickenbackerem oraz wokalista, którego imienia już nawet nie pamiętam. Pierwszym utworem, jaki wspólnie wykonaliśmy w salce prób, był "Hotel California".

Spośród wszystkich kapel, na punkcie których oszalałem, najpierw był Slade. Oczywiście panteon moich bohaterów rychło się poszerzył o grupy takie jak Sweet i T. Rex. Jednego dnia w szkole nauczyciel zabronił nam wychodzić na zewnątrz, bo za oknem lało jak z cebra. Zamiast tego puścił nam radio, leciała akurat lista przebojów i usłyszałem "Metal Guru" T. Rex. Od razu dostałem fioła. Ale rock nie był w stanie zaspokoić mojego apetytu na ciężkie brzmienia, więc szukałem dalej. Dzień, w którym odkryłem Judas Priest, odmienił moje życie. Zaczęliśmy z Davidem włóczyć się po knajpach, odbywając nasze wędrówki w towarzystwie gościa nazywającego się Alan Black. Ilekroć do miasta przyjeżdżał jakiś zespół, obowiązkowo musieliśmy iść na koncert. Nie obchodziło nas, czy ktokolwiek ich znał, dopóki hałasowali z dostateczną mocą.

Venom Inc., Katowice 31.03.2018, fot. Verghityax
Venom Inc., Katowice 31.03.2018, fot. Verghityax

Wkrótce wywiesiłem ogłoszenie w sklepie "Rock City Music" w nadziei, że odpowie na nie perkusista, z którym nadawałbym na tych samych falach. Na spotkanie obiecało się stawić dwóch kolesi - pierwszym z nich okazał się Abaddon. Pogadaliśmy chwilę i momentalnie uzmysłowiłem sobie, że trafiłem na właściwą osobę. Zawinęliśmy się stamtąd bez ceregieli. Nigdy nie dowiedziałem się, kim był ten drugi bębniarz.

Któregoś dnia siedzieliśmy w "The Percy Arms", miejscowym pubie uczęszczanym przez motocyklistów. Abaddon przyprowadził ze sobą gościa z włosami do kolan, z przodu na dżinsach wyszyty miał napis "The Ripper". Pomyślałem, że musi być fanatykiem Judas Priest, toteż błyskawicznie zaskarbił sobie moją sympatię. To był Clive Archer. Jak nas zapewniano, nieźle radził sobie za mikrofonem. Tego wieczoru do naszej ekipy dołączył jeszcze Eric Cook, który w przyszłości miał zostać menedżerem Venom.

Odnosząc się teraz do twojego pytania, nasza formacja nigdy nie nazywała się Guillotine, to wierutna bzdura. Była to jedna z opcji, jaką rozważaliśmy, o czym nieszczęśliwie kiedyś wspomniałem i ktoś to podchwycił. Nie występowaliśmy pod tym szyldem, nie istniało też żadne logo Guillotine.

Oberon z kolei był luźnym projektem Abaddona i Erica Cooka, tylko ich dwóch. W takich okolicznościach się narodził i w takich się zakończył, nie wychodząc poza domowe pielesze. Podobnie rzecz miała się z Dwarf Star i Album Graecum, rzekomymi zespołami, którymi Conrad przechwalał się potem w wywiadach. On nadal utrzymuje, że w momencie, gdy do nas przystał, tłukliśmy wyłącznie covery Judas Priest. Co za absurd! Raz chcieliśmy włączyć do repertuaru "The Ripper", jeszcze przed nawiązaniem współpracy z Cronosem, ale szło nam tak fatalnie, że natychmiast zrezygnowaliśmy z tego pomysłu. Jasne, w naszej setliście widniał "The Green Manalishi", ale to nie jest piosenka Judas Priest. To piosenka Petera Greena z Fleetwood Mac, której - tak się składa - Judas Priest przygotowali własną interpretację.

Nazwę Venom wymyślił znajomek, który kręcił się wówczas wokół zespołu. Niestety nie pamiętam, jak się nazywał. Być może Kevin Devlin, ale nie mam pewności. Kojarzę jedynie, że śmigał na dużym motocyklu.

Venom Inc., Katowice 31.03.2018, fot. Verghityax
Venom Inc., Katowice 31.03.2018, fot. Verghityax

Salę prób urządziliśmy sobie w kościele przy Westgate Road w Newcastle. Przebieraliśmy się w ciuchy sceniczne i ćwiczyliśmy, jakby to był prawdziwy występ. Któregoś razu odpaliliśmy pirotechnikę, żeby zobaczyć, jak prezentuje się na żywo. Spędziliśmy nawet noc w tym kościele, niecelowo - po prostu zgubiliśmy klucze do drzwi i obawialiśmy się, że pod naszą nieobecność ktoś wejdzie do środka i buchnie nam sprzęt.

Od jakiegoś czasu David Rutherford przebąkiwał o odejściu, ewidentnie było mu nie po drodze ze stylistyką, w stronę której zmierzaliśmy. Zważywszy na to, że funkcjonowaliśmy jako kwintet, uznałem, że pora rozejrzeć się za nowym gitarzystą. Moja dziewczyna miała przyjaciółkę w Wallsend, w każdy wtorek jej rodzice wychodzili wieczorem do klubu, a wtedy my gromadziliśmy się u niej w domu, żeby napić się piwa i posłuchać metalu. Na jednym z takich spotkań przedstawiła nam swojego chłopaka - Conrada. Zamieniliśmy kilka słów, poinformował mnie, że gra na gitarze, ale co innego wzbudziło moje zainteresowanie. "Pracuję w Neat Records", powiedział. Wcześniej odwiedziliśmy z Davidem należące do wytwórni "Impulse Studios", aby zorientować się w kosztach realizacji demówki. Ich stawka wynosiła czterdzieści funciaków, zawrotna suma jak na nasze ówczesne możliwości. Cholernie zależało mi na tym, by wreszcie ruszyć do przodu, nie mogłem więc przepuścić okazji, jaką darował mi los.

Zaprowadziliśmy Conrada do naszej sali prób w kościele. Kiedy Abaddon zobaczył go z daleka, był pewien, że to dziewczyna, serio. Za młodu Cronos był szczupły, drobnej budowy, do tego nosił długie włosy i duże kolczyki, nietrudno było o pomyłkę. Dołączył do nas w charakterze gitarzysty rytmicznego. Wciąż mam kasetę, którą nagraliśmy na magnetofonie mojego ojca. Znajdują się na niej "Red Light Fever", "Angel Dust", "Buried Alive" i "Raise the Dead" z Clivem Archerem na wokalu. Spora część materiału Venom powstała bez Cronosa na pokładzie, w tym tekst do "Possessed" czy główny riff tego utworu, wykorzystany później w singlu "Manitou". Na tamtym etapie Cronos nie miał bladego pojęcia o komponowaniu. Pierwszy kawałek, jaki przyniósł, odrzuciliśmy bez zastanowienia.

Krótko po Davidzie odszedł od nas basista. Conrad zaofiarował się, że przejmie jego miejsce i w ten sposób Venom przeobraził się w kwartet. Miałem już gotowy numer "Live Like an Angel (Die Like a Devil)" - plan był taki, by zaraz po nim Clive schodził ze sceny przebrać się za seryjnego mordercę, o którym śpiewał w "Schizo". Zapytałem Conrada, czy w tym czasie mógłby chociaż na chwilę pełnić obowiązki wokalisty, żeby nie przerywać koncertu, na co odparł, że spróbuje. Nagle dalsze dywagacje w tej kwestii stały się nieistotne, ponieważ Clive postanowił porzucić zespół, a Cronos świetnie przystosował się do nowej roli. W rezultacie kontynuowaliśmy działalność jako trio.

Venom Inc., Katowice 31.03.2018, fot. Verghityax
Venom Inc., Katowice 31.03.2018, fot. Verghityax

Jakie motywy stały za decyzją Clive'a Archera?

Mantas: Często zastanawiałem się, jak potoczyłaby się kariera Venom, gdyby pozostał w składzie. Na swoich ostatnich koncertach z nami Clive robił sobie makijaż na nieboszczyka, nie używał jednak teatralnego bielidła, lecz farby wapiennej, która normalnie służy do malowania ścian. Nakładał sobie na twarz grubą warstwę tego gówna, po czym odpalał suszarkę i czekał, aż na powierzchni utworzy się skorupa. Następnie poruszał ustami i wykonywał różne grymasy, a w jego obliczu pojawiały się pęknięcia, które my wypełnialiśmy sztuczną krwią. Dla efektu pluł też krwią na publiczność, ale chyba nie sprawiało mu to frajdy. Wydaje mi się, że w pewnym momencie miał dość tej mrocznej otoczki i dlatego się rozstaliśmy.

Wiele lat później wpadłem na niego na koncercie Judas Priest w Newcastle. Opowiedział mi o bluesowej kapeli, w której się udzielał. To przeuroczy facet, zawsze kochał muzykę, ale najwyraźniej nie czuł się komfortowo w stylu, w jakim obracał się Venom.

Udało ci się odnowić znajomość z pozostałymi muzykami z pierwotnego składu?

Mantas: Nie. Jedynie z Davidem Rutherfordem spiknęliśmy się na Facebooku, lecz potem znów straciliśmy kontakt.

Czy pamiętasz pierwszy zagraniczny występ Venom?

Mantas: Tak, to było w Poperinge w Belgii (25 czerwca 1982 roku w "Maeke Blyde" - przyp. red.), graliśmy w dużej hali dla trzech tysięcy osób. Dokładnie pamiętam, że stałem na scenie, gdy technicy rozkładali sprzęt i jeden z nich przeszedł obok mnie, podśpiewując "Somewhere in time we were born..." z kawałka "Sons of Satan". "Skąd on to, do cholery, zna?", zachodziłem w głowę. Zaangażowanie fanów nas oszołomiło, nie nadążaliśmy za tym, co się wokół nas dzieje.

Mówiłem to wielokrotnie i wciąż przy tym obstaję - jestem głęboko przekonany, że David Wood z Neat Records, wypuszczając tysiąc egzemplarzy singla "In League with Satan", w głębi ducha życzył nam porażki, by mieć pretekst do wykopania nas na zbity pysk. Długo męczyliśmy go o miejsce w jego stajni, a on za każdym razem odmawiał nam z niekłamaną satysfakcją. W końcu się zgodził, lecz jego oczekiwania nie spełniły się. Nagle zatelefonował do nas z biura i nieco zawstydzonym głosem zapytał: "Macie wystarczającą ilość materiału na pełny album?". Na zarejestrowanie, miksy i mastering "Welcome to Hell" dał nam trzy dni. Zabrakło nam budżetu na okładkę, więc wykorzystaliśmy grafikę, która wcześniej zdobiła singiel.

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: Venom Inc.
fenrizen (wyślij pw), 2018-11-05 15:15:55 | odpowiedz | zgłoś
Bardzo ciekawy wywiad, 2013 zdaje się pisałem z Abaddonem na priv, poruszyłem z nim temat reaktywacji Venom, pamiętam, stwierdził że taki pomysł padł i wszystko możliwe ze do tego dojdzie, od lat 80tych jestem starym fanem Venom, dzięki za wywiad, Hail Legions \m/ :)
re: Venom Inc.
Boomhauer
Boomhauer (wyślij pw), 2018-11-04 17:00:00 | odpowiedz | zgłoś
Z Venom jest trochę jak z Van Halen. Niby był tam David Lee Roth i Sammy Hagar, ale wszystkie największe hity powstały za czasów Lee Rotha i z jego głosem kojarzony jest zespół. Tak też jest z Cronosem i Venom.
re: Venom Inc.
Thrash Lover (wyślij pw), 2018-11-01 16:23:15 | odpowiedz | zgłoś
Nigdy nie miałem w ręku żadnej płyty Venom, ale ten wywiad czytało mi się wybornie. Dzieki! :)
re: Venom Inc.
Marcin Kutera (wyślij pw), 2018-11-01 09:43:51 | odpowiedz | zgłoś
doskonały wywiad, ha ha z tym Scooterem dobre:)!
re: Venom Inc.
Boomhauer
Boomhauer (wyślij pw), 2018-10-31 20:53:57 | odpowiedz | zgłoś
Wspaniały wywiad. Chociaż też chętnie poczytałbym taki wywiad rzeka z Cronosem i zobaczył jego point of view. Przypuszczam, że nie jest aż tak sympatycznym rozmówcą jak Mantas i Bolan, ale warto poznać wersje dwóch stron. No ale w sumie jak tak pomyśleć o tym, to my jako zwykli fani nie znamy tych ludzi osobiście, ani ich środowiska. Jesteśmy zdani na wywiady, opowiastki, oświadczenia i medialne doniesienia. A już co jest stuprocentową prawdą ciężko nam zweryfikować. Dlatego jak są jakieś słynne konflikty, np. sądowe, to ja staram się nie trzymać żadnej ze stron. Na przykład konflikt Billa Warda z resztą Black Sabbath. Ward utrzymuje, że dali mu kontrakt nie do przyjęcia, a Ozzy, że Ward był bez formy i całą perkusję oblepił samoprzylepnymi karteczkami, bo nie pamiętał partii. Jaka jest prawda, my nie wiemy.
A co do Venom. Nic nie mam do ekipy Cronosa. Powiem więcej. Dają zajebiste koncerty. Genialny był zarówno ten, na którym byłem, w 2010 w Krakowie (ten po słynnym "flood alert in Warsaw"), jak i widziany w TV na jakimś tam niemieckim festiwalu. W zasadzie jedyną uwagę jaką mam do krakowskiego koncertu to te "Medleys Of Mayhem". Czyli kompilacje fragmentów kilku utworów sklecone w jeden utwór. Zarówno "Medley Of Mayhem 1" jak i "Medley Of Mayhem 2" zawierały klasyczne kawałki, które wolałbym usłyszeć w całości. Co nie zmienia faktu, że Venom dał wtedy super koncert.
re: Venom Inc.
Lukasss
Lukasss (wyślij pw), 2018-10-31 19:30:21 | odpowiedz | zgłoś
Takie wywiady to ja rozumiem. Świetne!
re: Venom Inc.
hejbdjw (gość, IP: 37.248.213.*), 2018-10-31 14:02:12 | odpowiedz | zgłoś
Świetny wywiad. Sporo się dowiedziałem.

Materiały dotyczące zespołu

Na ile płyt CD powinna być wieża?