- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: The Troops of Doom, Sepultura
Wykonawca: | Jairo Guedes - The Troops of Doom, Sepultura (gitara) |
strona: 2 z 3
The Troops of Doom (Jairo Guedz), materiały prasowe
The Troops of Doom jest mocno zakorzeniony w twoich najdawniejszych dokonaniach, pozwól więc, że wybierzemy się teraz w podróż do przeszłości. Czy pamiętasz swoje pierwsze zetknięcie z muzyką?
Oczywiście. Moim pierwszym idolem był Elvis Presley. Pokochałem jego muzykę dzięki matce i jej kolekcji płyt winylowych. Niestety matka zmarła niemal trzy dekady temu, ale uwielbiała Elvisa i wszystko, co miało z nim związek. Puszczała mi nawet filmy z jego udziałem. To wtedy połknąłem bakcyla.
Kiss (od lewej do prawej: Ace Frehley, Paul Stanley, Gene Simmons i Peter Criss), fot. Barry Levine
Na przełomie lat 70. i 80. kontynuowałem muzyczną edukację za sprawą moich dwóch starszych sióstr, które zasłuchiwały się w lżejszych odmianach rocka. Pokazały mi między innymi Supertramp, Petera Framptona, Alice Cooper, Creedence Clearwater Revival i Pink Floyd. Zbierały też różne czasopisma, w tym periodyk o nazwie "Pop Rock". W jednym z numerów zobaczyłem wielkie, czarno-białe zdjęcie przedstawiające Kiss na szczycie Empire State Building (fotografię wykonał Barry Levine 24 czerwca 1976 roku - przyp. red.). "Wow" - pomyślałem w duchu. Nie miałem pojęcia, kim ci goście są ani co grają, ale natychmiast zapałałem do nich sympatią. Chciałem być taki, jak oni. Podobnie było z Alice Cooperem. Najpierw ujrzałem go na rozkładówce magazynu. Wyglądał tak dziwnie, że poprosiłem siostrę, by włączyła mi jego album. Od razu przypadł mi do gustu i tak jest do dziś. Jednak to Kiss postawiłem na piedestale. Kiedy w 1983 roku przyjechali do Belo Horizonte, obowiązkowo stawiłem się na ich koncercie. I cóż, przepadłem. Heavy metal pochłonął mnie bez reszty. Zacząłem obsesyjnie kupować winyle. Co tydzień ruszałem na łowy. Judas Priest, Motley Crue, Cinderella, Great White... Brałem wszystko, co wpadło mi w ręce. Utworem, który przewartościował moje wyobrażenia na temat metalu, był "Fast as a Shark" z płyty "Restless and Wild" Accept. To oni otworzyli mi drzwi do naprawdę szybkiego grania.
Dwa lata później razem z bratem sformowaliśmy Mantas. To był amatorski zespół, który nigdy nie wyszedł poza obręb sali prób, chociaż dużo ćwiczyliśmy. Cały nasz repertuar składał się z coverów Mercyful Fate. Za mikrofonem stanął piętnastoletni chłopak z sąsiedztwa. Znakomicie imitował Kinga Diamonda. Już wtedy świetnie władał angielszczyzną, a dziś jest nauczycielem języka angielskiego.
Mniej więcej w tym czasie poznałem Maksa i Igora. Natknąłem się na nich w Savassi, tętniącej życiem dzielnicy Belo Horizonte. To okolica zdominowana przez knajpy, kluby i restauracje, szczególnie popularna wśród młodzieży. Mieszkam piętnaście minut drogi stamtąd.
Cavalera Conspiracy, Topfest 2010, 2.07.2010, fot. Michał Badura
Jakie wrażenie wywarli na tobie bracia Cavalera? Jak by nie patrzeć, obaj są od ciebie młodsi - Max o rok, a Igor o dwa lata.
Tak, obaj są młodsi. Okazali się też sporo niżsi (śmiech). Liczę sobie 192 centymetry wzrostu, więc już jako nastolatek wyróżniałem się z tłumu. Tamtego wieczoru towarzyszył mi mój brat (Pepeu - przyp. red.), który niebawem miał zostać gitarzystą grupy Chakal. Wybraliśmy się do Savassi w poszukiwaniu Maksa i Igora, ponieważ usłyszeliśmy o Sepulturze. Skierowano nas do klubu "Sabor & Arte", gdzie akurat trwał koncert rockowy. Kwadrans przed naszym przybyciem bracia wdali się w bójkę z jakimś bogatym gogusiem. Chyba wkurzył ich swoimi markowymi ciuchami i stylem bycia, bo wywalili go z klubu na ulicę. Elegancik stwierdził, że nie puści im tego płazem i zaraz przyśle swojego starszego brata, żeby skopał im dupę. W tym momencie ja i Pepeu weszliśmy do środka, rozglądając się za kimś, kto pasowałby do opisu dwóch młodocianych metalowców. W oczy rzucił mi się chłopak w kurtce z naszywką Voivod na plecach. Poklepałem go po ramieniu i spytałem: "To ty jesteś Igor?". Odwrócił się, zadarł głowę, żeby na mnie spojrzeć i wydukał tylko: "Nie, to nie ja". "Pewnie, że to ty. A tam obok stoi twój brat Max" - odparłem. "Nie, skąd, to nie mój brat" - Igor rozpaczliwie próbował zbić mnie z tropu. Pogadaliśmy i udało się wyjaśnić nieporozumienie. Dotarło do nich, że wzięli mnie za kogoś innego i wcale nie przyszedłem tu po to, by spuścić im łomot (śmiech).
Sepultura (od lewej do prawej: Max Cavalera, Paulo Jr., Jairo Guedz i Igor Cavalera), materiały prasowe
Jak wyglądały twoje pierwsze dni w Sepulturze?
Dołączyłem do Sepultury kilka dni po spotkaniu w "Sabor & Arte". Grupę tworzyli wtedy Max, Igor, Wagner (Antichrist - przyp. red.) na wokalu i z doskoku Paulo. Zdarzały się sytuacje, kiedy Paulo nie mógł się pojawić, bo ojciec zabraniał mu szwendać się po mieście. Musisz pamiętać, że byliśmy tylko ekipą nastolatków. Najstarszy z nas miał zaledwie szesnaście lat. Z tego samego powodu poziom wykonawczy zespołu do najwyższych nie należał. Potrafili nagle przerwać występ, a Igor w przypływie złości rzucał pałeczkami. Przedtem chłopaki zagrały raptem dwa albo trzy koncerty. Max sam przyznał, że nie mają pojęcia, co robią. Każdy generowany przez nich dźwięk brzmiał jak przypadkowy hałas.
Jeszcze w 1985 roku z kapeli wyleciał Wagner. Czy to prawda, że zasugerowałeś usunięcie go z Sepultury?
Tak. Wokalnie kompletnie nie dawał rady, ale ponownie zaznaczam: byliśmy bandą dzieciaków, nie profesjonalnymi muzykami.
Czy to zdarzenie stało się zarzewiem złych stosunków pomiędzy Sepulturą a przyszłym liderem Sarcofago?
Krótko po rozstaniu doszło do paru nieprzyjemnych epizodów: chłopaki ciskały w siebie nawzajem krzesłami, raz Max rozbił butelkę na głowie Wagnera... Potem już prasa podgrzewała atmosferę i zakłamywała rzeczywistość. Zeder ("Butcher" - przyp. red.), gitarzysta Sarcofago, należał do naszych najlepszych kumpli. To on zapoznał Paulo z Maksem i Igorem. Przyjaźnimy się też z Geraldo Minellim ("Incubusem" - przyp. red.), który przez wiele lat piastował u Wagnera stanowisko basisty. Uważam, że ten antagonizm sztucznie wyolbrzymiono. Ostatecznie to rozstanie wyszło wszystkim na dobre: Sepultura mogła rozwinąć skrzydła, a Sarcofago zaistnieć. Dzięki temu funkcjonowały dwie świetne kapele zamiast jednej.
Sepultura (od lewej do prawej: Max Cavalera, Jairo Guedz, Igor Cavalera i Paulo Jr.), materiały prasowe
Następny wątek będzie bardziej osobistej natury. Jeżeli zbyt osobistej, to mów śmiało i pominiemy go. Czy to prawda, że byłeś żonaty, gdy zasiliłeś obóz Sepultury?
Tak. Ożeniłem się w wieku szesnastu lat. Ona miała dwadzieścia cztery i pracowała jako striptizerka w klubie go-go. Prześliczna kobieta. To była miłość od pierwszego wejrzenia, aczkolwiek rodzina nie pochwalała mojego wyboru. W końcu się z tym oswoili, lecz małżeństwo nie przetrwało próby czasu. Rozwiedliśmy się po półtora roku. Jakieś dwa albo trzy lata później poznałem moją drugą żonę i w wieku dwudziestu lat zostałem ojcem.
Podobno w toku swojej przygody z Sepulturą praktycznie rezydowałeś u Cavalerów.
Tak. Spędzałem tam większość tygodnia. W poniedziałek meldowałem się u nich, w piątek jechałem do domu po świeże ubrania i w sobotę znów byłem u Cavalerów (śmiech). Mieli wolną sypialnię, w której mnie ulokowali.
W swojej autobiografii, zatytułowanej "Moje krwawe korzenie", Max napisał, że jego matka (Vania - przyp. red.) praktykowała candomble (religia afrykańskiego pochodzenia, rozpowszechniona głównie w Brazylii, polegająca na oddawaniu czci duchom, najczęściej powiązanym z żywiołami - przyp. red.). Czy w trakcie swego pobytu u Cavalerów miałeś okazję zaobserwować jakiekolwiek aspekty tego obrządku?
Pamiętam, że pewnego razu Vania opuściła dom na około miesiąca, aby przygotować się do rytuału przejścia. W jego ramach neofici przywdziewają białe szaty, goli się im głowy, a do picia podaje jedynie wodę. Podczas jej nieobecności pomagałem Maksowi i Igorowi w codziennych obowiązkach, robiłem im śniadania i obiady. Nie stanowiło to dla mnie problemu, ponieważ uwielbiam gotować. Już wtedy byłem żonaty, więc kształtowało się we mnie poczucie odpowiedzialności.