- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Soulfly, Cavalera Conspiracy
Wykonawca: | Max Cavalera - Soulfly, Cavalera Conspiracy (wokal, gitara) |
strona: 2 z 2
Cavalera Conspiracy, Topfest 2010, 2.07.2010, fot. Michał Badura
Jednak Soulfly to nie tylko metal. Na każdym albumie zamieszczasz instrumentalną kompozycję, pt. "Soulfly", opatrzoną adekwatnym numerem. Zawsze jest to utwór całkowicie odbiegający charakterem od reszty piosenek na płycie. Co zapoczątkowało tę tradycję?
Jak to często bywa, zaczęło się od przypadku. Któregoś razu, ćwicząc materiał na pierwszy album Soulfly, zaczęliśmy po prostu dżemować. Wyszło nam coś pięknego, zupełnie jakby duchowe oblicze zespołu przyoblec w muzykę. Postanowiłem powtórzyć ten motyw na "Primitive", a potem na każdej kolejnej płycie, czyniąc z tego nasz znak rozpoznawczy. Nie lubię się ograniczać, dlatego później korzystaliśmy z rozmaitych instrumentów, aby rozbudować atmosferę. Na przykład w "Soulfly VIII" dorzuciliśmy skrzypce, a na ostatnim "Soulfly X" słychać duduk. To armeński instrument dęty o przepięknym brzmieniu, rozsławił go Peter Gabriel w ścieżce dźwiękowej do filmu "Ostatnie kuszenie Chrystusa". Tak bardzo pokochałem duduk, że specjalnie ściągnęliśmy gościa z Armenii, aby nagrał swoją partię. Gdyby zebrać instrumentalne utwory z naszych płyt, otrzymałbyś pełny album z muzyką relaksacyjną (śmiech).
Wspomniałeś o duchowym obliczu zespołu. Każdą płytę Soulfly dedykujesz Bogu, choć swego czasu nie stroniłeś od negatywnych komentarzy na ten temat. Co doprowadziło u ciebie do tej przemiany?
Ogromną rolę odegrały w tym okoliczności, w jakich powstawał album "Roots" Sepultury. Uświadomiłem sobie, że tak naprawdę powinienem być martwy, zważywszy na ilość alkoholu i narkotyków, jakie przez siebie przepuściłem. Zacząłem się zastanawiać, czy jednak gdzieś tam nie istnieje wyższa siła? Czy potraktować to jako szansę, aby posprzątać swoje życie? Dlatego na każdym albumie Soulfly zamieszczam tę dedykację. To mój sposób na podziękowanie Bogu. Trudno wytłumaczyć to komuś, kto nie wierzy. Nie jestem osobą religijną w katolickim rozumieniu tego słowa. Nie chodzę do kościoła co niedzielę, gówno mnie obchodzi ta instytucja i uważam ją za niepotrzebną. Ważne jest to, co sam czujesz. Nie podoba mi się również obrazek Jezusa, który próbują nam wcisnąć na każdym kroku, wiesz, jako białego gościa z blond włosami.
Cavalera Conspiracy, Warszawa 23.11.2016, fot. Lazarroni
"Roots" regularnie przewija się w twoim życiu. W 2014 roku światło dzienne ujrzała twoja autobiografia, zatytułowana "Moje krwawe korzenie". Powstała ona z pomocą Joela MvIcera, autora biografii wielu osób ze świata rocka i metalu. Jak doszło do waszej współpracy?
To Joel zwrócił się do mnie z propozycją napisania książki. Przesłał mi próbki swojej twórczości, bardzo spodobał mi się jego styl. Potrafi pisać w prosty, przystępny sposób, bez reszty wciągając czytelnika w opowiadaną przez siebie historię. Zapytałem go, jak sobie wyobraża naszą współpracę? Odparł, że najpierw musi przeprowadzić ze mną kilkadziesiąt wywiadów przez telefon, po czym spotkamy się twarzą w twarz, aby zrobić jeszcze więcej wywiadów. Były ich chyba setki (śmiech). Początkowo książka miała nosić tytuł "Chłopiec z Brazylii", podobnie jak pewien stary film - "Chłopcy z Brazylii". Pomyślałem, że byłaby to fajna gra słów. Sęk w tym, że jest to film o nazistach, więc ostatecznie zdecydowaliśmy się na "Moje krwawe korzenie". Chodzi mi po głowie pomysł, aby zrealizować na podstawie tej książki film dokumentalny, tylko musiałbym mieć do tego odpowiednią ekipę. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.
Gdyby film miał powstać, czy zaprosiłbyś do udziału wszystkich muzyków, z którymi współpracowałeś w przeszłości?
Prawdopodobnie tak. Chciałbym zobaczyć w tym dokumencie moich przyjaciół z tamtego okresu oraz muzyków, którzy grali w Sepulturze przed Andreasem i Paulo, czyli Jairo (Guedz - przyp. red.), Wagnera (Lamounier - przyp. red.), Roba (Roberto Raffan - przyp. red.), który teraz mieszka w Kanadzie. Moglibyśmy w ten sposób nadać tej historii głębi i pokazać, jak to wszystko się naprawdę zaczęło. Świetnie byłoby też odwiedzić plemię Xavante po ponad dwudziestu latach i przeprowadzić z nimi wywiad.
Soulfly, Warszawa 10.08.2016 fot. Lazarroni
No i znowu wracamy do dawnych czasów. W 2016 roku zagraliście z Iggorem trasę pod szyldem "Max & Iggor Cavalera Return to Roots", a niedawno wspomniałeś, że chciałbyś zorganizować trasę Cavalera Conspiracy z repertuarem Nailbomb. Czy nie lepiej byłoby po prostu reaktywować Nailbomb?
To by nie wypaliło, ponieważ Alex Newport nie jest już zainteresowany koncertowaniem. Powód jest prosty - on nienawidzi tłumów. Ciężko pracuje się z kimś, kto nawet nie chce wyjść na scenę.
Grając w Soulfly, Cavalera Conspiracy i Killer Be Killed, sporą część roku spędzasz w trasie. Kiedy znajdujesz czas na pisanie nowego materiału? A może po prostu tworzysz w autokarze pomiędzy koncertami?
Parę razy zdarzyło mi się coś napisać w drodze, głównie teksty, ale z zasady nie mieszam tych dwóch światów ze sobą. Życie w trasie to życie w trasie, a czas na komponowanie to czas na komponowanie. Przemieszczanie się z miasta do miasta i towarzysząca temu atmosfera nie sprzyjają nastrojowi twórczemu. Potrzebuję spokoju i wyciszenia, żeby skupić się na pracy.
Na nudę nie narzekasz, zdzierasz sobie gardło w tylu zespołach. Czy dużo czasu poświęcasz na ćwiczenia wokalne?
W ogóle nie ćwiczę. Przed każdym koncertem wydaję z siebie kilka krzyków w garderobie, by upewnić się, że wszystko działa jak należy. I nic ponadto. Nigdy nie zaprzątałem sobie głowy techniką wokalną. Jestem całkowitym naturszczykiem, nie dorabiam do tego ideologii, po prostu śpiewam.
Soulfly, Jaworzno 2.06.2012, fot. Lazarroni
Grałeś już chyba w większości miejsc na świecie. Zdarza ci się jeszcze zajrzeć do rodzinnego Belo Horizonte?
Odwiedzam Brazylię niemal co roku. Nigdy nie dotarłem do Belo Horizonte z Soulfly, ale zagrałem tam raz z Cavalera Conspiracy. To było świetne uczucie, klub wypełniony po brzegi, szalona publiczność. Choć obecnie mieszkam w Phoenix (w amerykańskim stanie Arizona - przyp. red.), to nadal kocham Belo. Scena metalowa jest tam bardzo silna, ciągle pojawiają się jakieś nowe zespoły.
Belo Horizonte to początki twojej przygody z muzyką, to także twoja pierwsza gitara. Pamiętasz ją jeszcze?
Pewnie, to była kupa złomu (śmiech). Pozbyłem się jej dawno temu, a wiele lat później doszedłem do wniosku, że fajnie by ją było mieć w swojej kolekcji jako pamiątkę. Niestety gość nie chciał jej odsprzedać za żadne pieniądze. Na szczęście wiem, że jest w dobrych rękach, to wielki fan Sepultury.
Dzięki wielkie za wywiad.
Nie ma sprawy, dzięki!