- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Satyricon
Wykonawca: | Frost - Satyricon (instrumenty perkusyjne) |
strona: 1 z 2
Satyricon, Kraków 14.10.2017, fot. Verghityax
Kiedy w 2015 roku frontman Satyricon, Sigurd "Satyr" Wongraven, ogłosił na swoim profilu na Instragramie, że wykryto u niego guza mózgu, fani zespołu wstrzymali oddech. Diagnoza - choć niezbyt optymistyczna - okazała się nieco mniej groźna niż wydawało się na początku. Mając jednak świadomość, że ze względu na stan zdrowia muzyka kariera zespołu może wkrótce stanąć pod znakiem zapytania, duet Wongraven - Haraldstad zaangażował się w pracę nad nowym wydawnictwem z jeszcze większym zapałem. W trasie promującej "Deep Calleth Upon Deep" miałam przyjemność spotkać się z perkusistą Frostem i porozmawiać o kulisach powstawania albumu. Frost okazał się bardzo skromnym i zrównoważonym rozmówcą, który na każde pytanie odpowiadał powoli, starannie dobierając słowa. Nie udało mi się zadać wszystkich przygotowanych pytań, lecz kiedy muzyk zaczął opowiadać o czasach działalności Helvete i narodzinach sceny blackmetalowej w Norwegii, uznałam, że nie warto mu przerywać.
rockmetal.pl: Spotykamy się przy okazji trasy promującej wasz najnowszy album - "Deep Calleth Upon Deep". Jak głębokie jest powiązanie tytułu tego krążka z jego treścią?
Frost, Satyricon: To płyta "z głębi do głębi". Muzyka, którą nagraliśmy, jak i jej przesłanie, są bardzo szczere i mamy nadzieję, że równie mocno oddziałują na odbiorcę. Staraliśmy się sięgnąć głębiej niż dotychczas do swoich dusz i wyrazić to poprzez muzykę. Satyricon istnieje od ponad dwudziestu pięciu lat, przez ten czas nabraliśmy doświadczenia i przeżyliśmy wiele trudnych chwil. Myślę, że dopiero z czasem dojrzeliśmy do tego, żeby skomponować płytę tak osobistą i opartą na tak głębokich emocjach. Włożyliśmy w nagranie "Deep Calleth Upon Deep" wiele wysiłku, praktycznie pod każdym względem. Tytuł absolutnie nie jest przypadkowy. Oddaje w pełni atmosferę krążka, jego zawartość i nasze przeżycia związane z jego tworzeniem.
Satyricon, Kraków 14.10.2017, fot. Verghityax
Jak daleko posunięte były prace nad tą płytą, gdy w 2015 roku Satyr dowiedział się, że ma nowotwór mózgu?
Zaczęliśmy pracować nad "Deep..." w zasadzie zaraz po zakończeniu tras promujących album "Satyricon", więc proces tworzenia był już dość zaawansowany. Nigdy nie piszemy nowej muzyki, kiedy jesteśmy w trasie. Nie jest to dla nas sprzyjające środowisko do pracy, nawet jeśli w trakcie pojawi się jakiś pomysł. Po zakończeniu serii koncertów zaczęliśmy po prostu spotykać się regularnie na próbach i materiał stopniowo powstawał w dość spokojnej atmosferze. I nagle w 2015 roku Satyrowi została postawiona diagnoza. Pomimo to nie zaprzestaliśmy pracy nad albumem. Wręcz przeciwnie, nagranie tego krążka nabrało dla nas jeszcze większego znaczenia. Zwykle nie myśli się o rzeczach ostatecznych ani o perspektywie końca, a my z taką perspektywą musieliśmy się zmierzyć. Mając świadomość, że w tych okolicznościach nie wiadomo jak długo będziemy jeszcze w stanie kontynuować działalność zespołu, chcieliśmy dać z siebie nawet więcej niż sto procent. Na wypadek gdyby miała to być nasza ostatnia płyta, chcieliśmy, aby była wyjątkowa.
Satyricon, Kraków 14.10.2017, fot. Verghityax
W jaki sposób komponujecie? Wiele zespołów obecnie pracuje na odległość wymieniając pliki przez internet.
To by nie zadziałało w naszym przypadku. Zawsze komponujemy na próbach. Spotykamy się i gramy. Oczywiście Satyr bardzo często przynosi na próbę gotowe riffy, ale wtedy zaczynamy razem nad nimi pracować i eksperymentować z rozwiązaniami, które najlepiej pasują do danego kawałka, żeby w pełni oddać jego klimat i atmosferę. Prace nad "Deep..." były pod tym względem szczególnie intensywne. Często spędzaliśmy w sali prób całe dnie. Zdarzało się, że jammowaliśmy sobie po prostu dla przyjemności i nagle wychodziło z tego coś tak dobrego, że szybko to nagrywaliśmy, żeby wykorzystać motyw czy nawet całą sekwencję. Kiedy pozwalasz muzyce płynąć, takie rzeczy przychodzą naturalnie i są to naprawdę wspaniałe momenty. Statyczny riff, wyrwany z kontekstu, zarejestrowany w domu i odtworzony z nagrania, to nie to samo, co efekt wspólnej gry, gdy wszyscy czujemy tę samą dynamikę i atmosferę. Poza tym jeśli trafi nam się w ten sposób jakiś fajny pomysł, możemy od razu go rozwinąć i przejść do następnego. Gdybyśmy przesyłali sobie pliki na odległość, taka płynność nie byłaby możliwa.
Satyricon, Kraków 14.10.2017, fot. Verghityax
Jako ilustrację "Deep..." wybraliście grafikę Edvarda Muncha "Pocałunek śmierci". Podobno Satyr natknął się na nią dzięki znajomemu, który pracuje w Muzeum Muncha. Szukaliście gotowej grafiki, czy rozważaliście przedtem pracę z artystą, który stworzyłby coś według waszego pomysłu?
Trwały już jakieś dyskusje o okładce i o tym, kto powinien ją wykonać, rozważaliśmy też inny obraz, ale ostatecznie ta grafika Muncha zrobiła na Satyrze takie wrażenie, że wszelkie inne plany co do okładki stały się nieaktualne. Zadecydował o tym przypadek. Jak to ma miejsce dość często w odniesieniu do Satyricon. Bardzo często zdarza się, że kiedy czegoś poszukujemy, rozwiązanie pojawia się nagle i przychodzi z całkiem niespodziewanej strony. To tak, jak we śnie. Widzisz sekwencje zdarzeń, które coś ci mówią o twoim życiu i podświadomych pragnieniach, pokazują możliwe scenariusze w jakiś pokrętny, artystyczny i dziwaczny sposób. Bardzo podobnie jest ze sztuką. Czasem rozwiązanie po prostu pojawia się samo.
Satyricon, Kraków 14.10.2017, fot. Verghityax
Mówi się, że wyjątkowo ciężka i depresyjna atmosfera prac Muncha była rezultatem traumy, jakiej doświadczył w dzieciństwie, gdy jego matka, a później także siostra, zmarły na gruźlicę. A co zainspirowało ciebie do uprawiania tak mrocznej sztuki, jak granie black metalu?
To dobre pytanie... (śmiech) Myślę, że na samym początku było to kwestią dokonania pewnych odkryć w bardzo młodym wieku. Jako dziecko nie byłem specjalnie zainteresowany muzyką, do dnia kiedy usłyszałem w radiu Motorhead. W publicznej stacji radiowej była taka rockowo - metalowa audycja i pewnego dnia puścili utwór "Iron Fist". Kiedy usłyszałem tę piosenkę, wydała mi się tak energetyczna, intensywna i mocna, że przez długi czas nie mogłem o tym zapomnieć. Jeśli coś poruszy cię tak bardzo, kiedy jesteś jeszcze dzieckiem, chcesz tego doświadczyć znowu. To był moment, który zadecydował o moim późniejszym zainteresowaniu muzyką rockową i metalową. Podobnych odkryć było z czasem więcej. Kolejnym muzycznym spotkaniem, które zmieniło moje spojrzenie na ten gatunek, było pierwsze zetknięcie z twórczością Bathory. Wtedy tak naprawdę odkryłem, że istnieje inny, jeszcze mroczniejszy wymiar tej muzyki. Nie umiałem wtedy jeszcze tego nazwać, ale było w tej ciemności coś pociągającego. Od tej pory stała się częścią mojego życia. Zamykałem się w piwnicy w domu moich rodziców, żeby słuchać muzyki w samotności. Obklejałem ściany plakatami i rysowałem pentagramy. Ten specyficzny nastrój i mroczna atmosfera były dla mnie równie ważne, jak sama muzyka. Nie wiem, co konkretnie sprawiło, że poczułem tak silne przyciąganie w akurat tym kierunku. Wiele czynników pewnie zadziałało na poziomie podświadomości, ale było dla mnie jasne, że będzie to bardzo ważny aspekt mojego życia. I wtedy los zaprowadził mnie do sklepu "Helvete", prowadzonego przez Euronymousa. To było kolejne odkrycie na mojej drodze. To miejsce nie tylko wyglądało mrocznie, ale i autentycznie czuło się tam tę specyficzną atmosferę. Z głośników płynął black metal i przebywali tam bardzo oryginalni ludzie o określonym imidżu. Skóra, ćwieki, pasy z nabojami, okultystyczne symbole... Cała ta otoczka miała w sobie coś rytualnego i niemal sakralnego. Poczułem, że to do mnie przemawia, w prawie fizyczny sposób. Cokolwiek to było, chciałem stać się tego częścią. Chciałem współtworzyć tę scenę. Granie black metalu nie było dla mnie hobby ani rozrywką. To był sposób na życie i tak pozostało do dziś.
Prawdziwy men.