- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Rosk
Wykonawca: | M. - Rosk (gitara basowa) |
strona: 3 z 3
Rosk, fot. Aleksandra Burska
Za produkcję, miksy i mastering "Remnants" odpowiada Maciej Karbowski z Tides From Nebula. Rozumiem, że to od niego wyszła propozycja wspólnej trasy koncertowej?
Tak. Kiedy gościliśmy w "Nebula Studio", oni byli na etapie finalizowania albumu "From Voodoo to Zen", mieliśmy więc okazuję usłyszeć te kompozycje przedpremierowo. Bodaj trzeciego dnia naszego nagrywania, ni stąd ni zowąd, Maciek poinformował nas, że gadał już z resztą chłopaków i zapytał, czy nie pojechalibyśmy z nimi w trasę.
Jak oceniasz to przedsięwzięcie?
Frekwencyjnie bywało różnie, zwłaszcza że niektóre miasta odwiedziliśmy po raz pierwszy i nie zawsze były to duże aglomeracje. Na przykład Kielce i Elbląg nie były mocno obstawione, ale już w krakowskim "Kwadracie" i gdańskim "B90" zgotowano nam wyjątkowo ciepłe przyjęcie. Z kolei w warszawskiej "Progresji" zagraliśmy najbardziej oblegany występ w naszej karierze. Byliśmy pozytywnie zaskoczeni.
Prócz tego, czym zajmujesz się w Rosku, prowadzisz solowy projekt, pod szyldem Krzywdy, ukierunkowany na łączenie folku z ambientem. Debiutancka EP-ka, zatytułowana po prostu "Krzywdy", ukazała się w 2017 roku. Mógłbyś opowiedzieć, jak powstała?
Źródłem inspiracji był mój znajomy, poznałem go wiele lat temu. To była jedna z tych osób, które regularnie widywałem na koncertach i nigdzie poza tym. Wiedziałem, że od dłuższego czasu zmagał się z depresją i pewnego dnia dotarła do mnie wiadomość, że Dominik nie żyje. Zastanawiałem się, jak do tego doszło, ale nie miałem kontaktu z jego rodziną. W końcu wyszło na jaw, że spadł z wiaduktu i doznał wylewu krwi do mózgu, lecz okoliczności tego zajścia nigdy nie zostały wyjaśnione, bo wkrótce potem zmarł w szpitalu. Nie spodziewałem się, że informacja o śmierci człowieka, który nawet nie był mi tak bliski, do tego stopnia mną wstrząśnie. Uznałem, że najlepiej będzie przelać te emocje na muzykę. Pomysł realizacji projektu solowego dojrzewał w mojej głowie od dawna i to wydarzenie okazało się być katalizatorem. Wziąłem się do roboty i cała EP-ka powstała w tydzień.
Zdjęcia promocyjne Krzywd mocno kojarzą mi się z wizerunkiem pogańskich plemion, jaki można zobaczyć w filmach i serialach osadzonych w dobie wczesnego średniowiecza.
To zamierzony efekt. Przez kilka ładnych lat udzielałem się w ruchu rekonstrukcyjnym i specjalizowałem się właśnie we wczesnym średniowieczu. Zdecydowanie bardziej fascynowały mnie kultura i mitologia skandynawska niż ich słowiańskie odpowiedniki, nadal będący tajemniczą i mało zbadaną dziedziną wiedzy. Niestety któregoś dnia musiałem dokonać wyboru: muzyka albo rekonstrukcja. Z czysto pragmatycznego punktu widzenia ciężko jest iść na trening z myślą, że możesz wrócić z połamanymi palcami, a za tydzień masz do zagrania koncert (śmiech). Oczywiście w aspekcie naukowym nie zaprzestałem zgłębiania swoich zainteresowań.
Krzywdy, Zabrze 13.01.2018, fot. Verghityax
Czytałeś sagi skandynawskie?
Tak. Jednym z warunków przystąpienia do drużyny rekonstrukcyjnej było zapoznanie się z "Havamalem", znanym również jako "Pieśń Najwyższego". To poemat, a jednocześnie swego rodzaju kodeks moralny, którym posługiwali się skandynawscy poganie. Przyswojenie sobie tego tekstu daje pewien wgląd w mentalność i obyczajowość tamtych ludów. Warto też zauważyć, że przekład ze starodawnych języków na współczesną polszczyznę przyprawia momentami o ból głowy. Aby zachować sens, trzeba całkowicie porzucić rytmikę i coś, co było wierszem, zaczyna się przeradzać w prozę.
Czy ostatnie wydawnictwo Krzywd, zatytułowane "Czary", to kolejny owoc zamiłowania do ery wikingów?
Zgadza się. Album otwiera utwór "Ginnunga Gap", czyli mityczna pustka, z której zrodził się cały wszechświat, a zamyka go "Ragnarok", będący poniekąd nordycką apokalipsą. Co ciekawie, dla nich ragnarok nie był końcem, lecz początkiem nowego etapu, ponieważ w ich rozumieniu czas nie stanowił bytu linearnego. Postrzegali go raczej w formie koła, co zresztą znalazło swoje odzwierciedlenie na okładce "Czarów". To koło z krzyżem w środku jest reprezentacją kalendarza solarnego. Mamy cztery segmenty symbolizujące cztery pory roku, tworzące razem nieprzerwany, powtarzający się cykl. Starałem się na tej płycie nawiązać nie tylko do wątków kosmogonicznych, ale również do narodzin, śmierci i przemijania.
Na "Czarach" gościnnie wystąpiła Ols. W jaki sposób nawiązaliście współpracę?
Od dawna śledziłem jej poczynania. Byłem pod wielkim wrażeniem jej uporu i tego, z jakim zacięciem chłonie wiedzę na temat różnorakich instrumentów. W międzyczasie skrzyżowały się drogi Roska i zespołu Jarun, w którym udziela się mąż Ols. Gdy praca nad "Czarami" ruszyła z kopyta, postanowiłem do niej napisać. W tamtej chwili dysponowałem raptem szkicami do trzech utworów, ale przyjęła zaproszenie. Na tyle spodobała jej się moja dłubanina, że do jednej kompozycji przygotowała aż szesnaście ścieżek wokalnych. Wykorzystałem wszystkie, układając z nich małe warstewki, które łączą się ze sobą.
Udało wam się usiąść razem w studio?
Nie, nasza współpraca miała charakter zdalny. Bardzo zależało mi na tym, żeby jej wkład zachował żywiołowość spontaniczność, dlatego niczego jej nie sugerowałem. Dałem Ols zupełnie wolną rękę. Gdybym miał jakieś zastrzeżenia, to byśmy je omówili, ale poradziła sobie z tym zadaniem wyśmienicie. Podobnie było z gościnnym udziałem moich kompanów z Roska. Ostatnie szlify nadaliśmy płycie za sprawą wokali do kawałka "Mędrca słowa II". Podkład i struktura były już gotowe, zwróciłem się więc do Grześka i Krzyśka, by dorzucili coś od siebie. Nakreśliłem im jedynie, co chciałbym przekazać tym utworem, pozostawiając im pole do popisu. Kiedy usłyszałem finalny miks, oniemiałem. Zrobili coś niesamowicie harmonijnego.
Krzywdy, Zabrze 13.01.2018, fot. Verghityax
Debiutancki koncert Krzywd odbył się w ramach imprezy "Przedświt" w zabrzańskiej kopalni węgla kamiennego "Guido" (13 stycznia 2018 roku - przyp. red.). Jak wspominasz to doświadczenie?
Gdy Szymon, organizator koncertu, zgłosił się do mnie z tą propozycją, nie miałem pojęcia, jak to ugryźć. Jednocześnie nie wyobrażałem sobie, że mógłbym przepuścić możliwość zagrania w takim miejscu. To zresztą skłoniło mnie do podjęcia pracy nad "Czarami", bo uświadomiłem sobie, że materiału z EP-ki nie da się wykonać na żywo. Za dużo byłoby komplikacji z zachodzącymi na siebie warstwami i musiałbym robić pięćdziesiąt rzeczy na raz.
O koncercie dowiedziałem się ze sporym wyprzedzeniem, toteż miałem wystarczająco dużo czasu, by zastanowić się nad konceptem oraz rozejrzeć za potencjalnymi współpracownikami wśród przedstawicieli warszawskiej sceny muzycznej. Oczywiście z pomocą przyszli koledzy z Roska, a także Kuba Sokólski.
Ostatnie pytanie. Rozważaliście rozbudowanie wizualnego aspektu swoich koncertów - czy to z Roskiem, czy z Krzywdami?
Nie wiem, co sądzi o tym reszta chłopaków, mogę tutaj mówić wyłącznie za siebie. Chciałbym któregoś dnia zrealizować coś utrzymanego w duchu koncertów promocyjnych, jakie towarzyszyły premierze "Affliction XXIX II MXMVI" Blindead. Na ich potrzeby nagrali krótkometrażowy film i wykonywali do niego ścieżkę dźwiękową na żywo.
Dziękuję bardzo za rozmowę.
Jasne, nie ma sprawy.