- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Ronnie Atkins
Wykonawca: | Ronnie Atkins - Ronnie Atkins (wokal, gitara) |
strona: 1 z 3
Pretty Maids, Ostrawa 1.08.2015, fot. Verghityax
Niewiele wody upłynęło od mojej rozmowy z Ronniem Atkinsem na temat jego pierwszego albumu solowego, zatytułowanego "One Shot", a wokalista zdążył już ogłosić premierę kolejnego wydawnictwa. Pomimo choroby, frontman Pretty Maids nie ulega pesymizmowi i zachowuje niezwykłą pogodę ducha. Z dużą dozą dystansu i humoru opowiedział mi o swoim wyścigu z czasem, początkach sceny metalowej w Danii, czym kończy się nieznajomość tekstów przed wejściem na scenę i ile warta była piłka w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej.
rockmetal.pl: Po niespełna czterech dekadach kariery z Pretty Maids postanowiłeś wystartować z działalnością solową. Zbiegło się to w czasie - dość nieszczęśliwie - z twoją chorobą (w 2019 roku zdiagnozowano u Ronniego Atkinsa raka płuc - przyp. red.). Kiedy zrodziła się idea wypuszczenia albumu pod swoim nazwiskiem?
Ronnie Atkins: Wytwórnie płytowe wielokrotnie próbowały mnie namówić do nagrania albumu solowego, jednak zawsze im odmawiałem, ponieważ wolałem się skupić na Pretty Maids, a później zaangażowałem się dodatkowo w projekty poboczne w postaci Nordic Union i Avantasii. Nie mogłem narzekać na nudę. Jednocześnie w głowie kołatały mi się niezrealizowane pomysły. Gdy zachorowałem, potrzebowałem czegoś, by dać upust swojej frustracji i przekuć ją w coś pozytywnego, zacząłem więc pisać.
W marcu 2020 roku, sześć tygodni po tym, jak w moim organizmie nie stwierdzono już obecności nowotworu, lekarz prowadzący zlecił wykonanie tomografii komputerowej. Okazało się, że nastąpił przerzut na kości i muszę wrócić na terapię. W pierwszym odruchu spanikowałem. Poczułem się, jakby ktoś wyszarpnął mi dywan spod nóg, przyszło mi bowiem zmierzyć się z rakiem w IV stopniu zaawansowania. Zapoznałem się ze statystykami. Nie wyglądało to dobrze, większość pacjentów nie przeżywa roku. Mimo to nadal tu jestem i trzymam się nieźle, głównie dzięki immunoterapii. Moje problemy zdrowotne miały niebagatelny wpływ na podjęcie decyzji o karierze solowej.
Poprosiłem o pomoc Chrisa (Laneya - przyp. red.), klawiszowca Pretty Maids. Pro Tools, Logic Pro i tego typu oprogramowanie zna jak własną kieszeń, dla mnie to czarna magia. Zasugerował, bym przesłał mu surowe szkice, a on zbuduje wokół nich warstwę instrumentalną. Jego wsparcie dodało mi otuchy. Złapałem za gitarę akustyczną i melotron, i wziąłem się za komponowanie. Układałem zwrotki, refreny i mosty, zapisując wszystko na swoim iPhonie, potem Chris zajął się aranżacją i złożeniem tego do kupy. Dysponując gotową demówką, czym prędzej udałem się do studia, aby zarejestrować ścieżki wokalne. Uparłem się zrobić je w pierwszej kolejności. Bezustannie towarzyszyło mi wrażenie, że ścigam się z czasem i jeśli się nie pospieszę, nie ukończę mego dzieła. Paradoksalnie bębny powstały jako ostatnie, czyli odwrotnie niż to powszechnie przyjęte. Z Allanem (Sorensenem, byłym perkusistą Pretty Maids - przyp. red.) spotkałem się dopiero we wrześniu 2020 roku, kiedy miał uwiecznić swoje partie (śmiech). Chcieliśmy przećwiczyć te piosenki wspólnie, lecz na przeszkodzie stanęły nam obostrzenia sanitarne, bo ja mieszkam w Danii, a Chris w Sztokholmie. Nigdy wcześniej nie pracowałem nad materiałem w taki sposób. To było wyjątkowo surrealistyczne doświadczenie.
Pretty Maids, Zlin 27.11.2010, fot. Verghityax
Ani razu nie weszliście z tym repertuarem do salki prób?
Ani razu (śmiech). Niemal cały proces sprowadził się do wysyłania plików za pośrednictwem internetu (śmiech). Przywykłem do tego, że w Pretty Maids siadamy z Kenem (Hammerem - przyp. red.) i wymyślamy nowe utwory, po czym umawiamy się z resztą kapeli i ogrywamy je razem. Choć "One Shot" stworzyliśmy zupełnie inaczej, poszło sprawniej niż się spodziewałem. Jestem niezmiernie zadowolony z rezultatu.
Muszę wyznać, że "One Shot" brzmi jak nostalgiczna wycieczka do lat 80. i mówię to jako komplement. Pomimo nowoczesnej produkcji, kawałki nasiąknięte są atmosferą tamtej epoki.
Zabawne, że o tym wspominasz, bo ja i Chris kochamy muzykę lat 80. To coś, na czym się wychowałem. Przedyskutowaliśmy temat i doszliśmy do wniosku, że nie istnieje lepsze źródło inspiracji. Jeżeli komponujesz w oparciu o gitarę akustyczną lub fortepian i w twojej wyobraźni zakiełkuje chwytliwa melodia, dobrą piosenkę masz już w garści. Reszta jest kwestią nadania jej odpowiedniego kierunku i wtłoczenia w formę. Nie chciałem wymyślać koła na nowo. Przyświecał mi prosty cel - dotrzeć do ludzi, którzy lubią moje dotychczasowe dokonania.
Pretty Maids, Dessel 30.06.2013, fot. Gosia Kluba
Do pracy nad "One Shot" zaprosiłeś grono znamienitych gości: Pontusa Norgrena z HammerFall, Kee Marcello - dawnego gitarzystę Europe, Olivera Hartmanna z Avantasii, Bjorna Strida z Soilwork, Johna Berga z Paralydium i Linneę Vikstrom z QFT.
Zaangażowanie Pontusa Norgrena i Olivera Hartmanna wyszło z mojej inicjatywy, znamy się bowiem z tras koncertowych i festiwali. Pozostałe nazwiska z tej listy to kontakty Chrisa, w dużej mierze przedstawiciele sztokholmskiej sceny metalowej. Korzystał już z ich usług na potrzeby At The Movies, swojego projektu pobocznego - jego naczelnym założeniem jest coverowanie piosenek powiązanych z klasycznymi filmami z lat 80. Ja zaśpiewałem w interpretacji hitu Tiny Turner "We Don't Need Another Hero".
Czy bierzesz pod uwagę zmontowanie zespołu i ruszenie w trasę promującą twój album solowy?
Marzę tylko o tym, by wrócić do koncertowania. Z powodu operacji, które przeszedłem, straciłem 20% wydolności płuc. Wciąż mogę śpiewać, ale ciężko stwierdzić, na ile starczy mi pary. Dotychczas spędzałem na scenie dwie godziny dziennie przez sześć dni w tygodniu, ale to było przed chorobą. Odpowiadając na twoje pytanie, chwilowo nie mam takich planów. Po pierwsze dlatego, że nikt z nas nie wie, kiedy pandemia dobiegnie końca. Po drugie nie jestem w stanie przewidzieć, jak rozwinie się moja choroba. Sytuację dodatkowo komplikuje fakt, że ilekroć chciałbym się wybrać do innego kraju, musiałbym otrzymać pozwolenie od SOS Denmark. To firma ubezpieczeniowa, która pokrywa moje koszty leczenia poza granicami Danii.