- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Ronnie Atkins
Wykonawca: | Ronnie Atkins - Ronnie Atkins (wokal, gitara) |
strona: 3 z 3
Pretty Maids, Ostrawa 1.08.2015, fot. Verghityax
Zanim wydaliście EP-kę "Pretty Maids", mieliście szansę zaprezentowania się przed Black Sabbath. Zespół Tony'ego Iommiego i Geezera Butlera promował wtedy album "Born Again", swój jedyny z Ianem Gillanem na wokalu.
To była sprawka Kena Anthony'ego. Skorzystaliśmy z tego, że kolegował się z Erikiem Thomsenem, największym organizatorem koncertów heavymetalowych w północnej Europie. Black Sabbath miał zagrać na "Reading Rock Festival" (27 sierpnia 1983 roku - przyp. red.) i postanowił zrobić sobie przedtem rozgrzewkę w Skandynawii i Finlandii. To był ich debiut z Gillanem na żywo. Wystąpiliśmy przed nimi pięciokrotnie (18 sierpnia w Drammen, 19 sierpnia w Sztokholmie, 21 sierpnia w Helsinkach, 23 sierpnia w Lund i 24 sierpnia w Kopenhadze - przyp. red.). Jestem wielkim fanem Black Sabbath, ubóstwiam zwłaszcza pierwszych sześć longplayów, a i Deep Purple budzi we mnie zachwyt. Gdy dostaliśmy tę ofertę, wręcz oniemiałem. Nie mogłem uwierzyć w nasze szczęście - byliśmy wszak zespołem bez ani jednej płyty na koncie. Żeby pokryć koszty, wszyscy członkowie Pretty Maids wzięli pożyczki (śmiech), ale było warto.
Na potrzeby trasy "Born Again Tour" Black Sabbath zamówił ogromną replikę kamiennego kręgu Stonehenge, mającą być częścią scenografii. Wieść głosi, że panowie nieco się przeliczyli i kromlech nie mieścił się na estradzie.
Też o tym słyszałem (śmiech), ale to musiało wydarzyć się później. Koncerty, które zagraliśmy u ich boku, odbywały się w ogromnych halach, więc obsłudze technicznej udawało się upchnąć całą produkcję. Najzabawniejsza rzecz, jaką zapamiętałem z tej wyprawy, miała miejsce w norweskim Drammen, w trakcie pierwszego występu. Celem wykreowania aury tajemniczości Black Sabbath zarządził rozkręcenie dymiarek na pełną moc. Ian Gillan - niczego nieświadomy - zawczasu poprzyklejał sobie ściągawki między odsłuchami, ponieważ nie zdążył opanować wszystkich tekstów. Kiedy scenę spowił kokon gęstej mgły, zaczął machać grzywą jak szalony, byle tylko rozrzedzić otulające go opary i dostrzec na kartkach jakiekolwiek słowa (śmiech).
Ian to rewelacyjny gość. Wyświadczył nam niemałą przysługę, gdy w listopadzie 1983 roku przedstawił nas Tony'emu Wilsonowi, producentowi z BBC - przyjechaliśmy wtedy do Anglii, by zagrać koncert w Londynie. Dzięki niemu zaproszono nas do udziału w programie "Friday Rock Show".
Na przełomie lipca i sierpnia 1984 roku zarejestrowaliście materiał na swój pierwszy longplay studyjny, zatytułowany "Red, Hot and Heavy". Zawsze mnie zastanawiało, skąd wziął się pomysł na okładkę? Gdy zobaczyłem ją po raz pierwszy, spodziewałem się, że jesteście kapelą popową.
"Red, Hot and Heavy" był albumem, który zdefiniował nasze brzmienie - wciąż odczuwam satysfakcję na myśl o tym, co na nim osiągnęliśmy. Okładka, niestety, razi tandetą i może wprowadzić potencjalnego słuchacza w błąd. Ten koszmarek do dziś wprawia mnie w zażenowanie. Nie potrafię sobie przypomnieć, czyj to był pomysł, prawdopodobnie wytwórni płytowej. "Red, Hot and Heavy" to sztandarowy przykład wyższości muzyki nad zdobiącą ją szatą graficzną. Sytuacja uległa zdecydowanej poprawie na naszym drugim longplayu, pt. "Future World".
Już po premierze "Red, Hot and Heavy" Pretty Maids zagrał jedyny polski koncert w swojej karierze. Doszedł on do skutku 19 maja 1985 roku w ramach festiwalu "Rock Arena" (w poznańskiej "Hali Arena" - przyp. red.). Scenę dzieliliście z Hanoi Rocks, Katem, Turbo i Oddziałem Zamkniętym. Pamiętasz coś z tego wydarzenia?
Oczywiście. Po festiwalu urządziliśmy sobie dziką imprezę z Hanoi Rocks. Zespół ten był już na krawędzi rozpadu, wzajemne animozje widać było gołym okiem. Ja zabunkrowałem się w pokoju hotelowym z Michaelem Monroe i Andym McCoyem. Kiedy obudziłem się następnego ranka, leżałem na podłodze w odłamkach stłuczonego szkła. Pomieszczenie sprawiało wrażenie, jakby przeszło przez nie tornado.
Pretty Maids, Pilzno 4.06.2011, fot. Verghityax
Organizator zapłacił nam za występ po połowie w amerykańskich dolarach i złotówkach. Kolejny koncert Pretty Maids miał się odbyć w Belgii (26 maja 1985 roku - przyp. red.), musieliśmy więc upłynnić polską walutę przed wyjazdem, bo w zachodniej Europie nikt by jej nie przyjął. Sęk w tym, że lokalne sklepy świeciły pustkami. Widok pustych półek wstrząsnął nami do głębi, to było tak, jakbyśmy cofnęli się w czasie o czterdzieści lat. Zrobiłem kilka zdjęć, by po powrocie do domu pokazać je rodzicom, inaczej by mi nie uwierzyli.
Nasz pobyt w Polsce trwał dwa albo trzy dni. Dla zabicia nudy postanowiliśmy rozegrać mecz piłki nożnej - niestety hotel nie dysponował żadnym sprzętem sportowym. Zauważyliśmy jednak, że po okolicy włóczyła się grupka dzieciaków kopiących coś na kształt piłki pozszywanej z kawałków starych dywanów i koców. Wzięliśmy gruby plik banknotów i - porozumiewając się na migi - próbowaliśmy przekonać tych podrostków do zawarcia transakcji. Przyglądali się nam z mieszaniną strachu i nieufności, jakbyśmy przylecieli z obcej planety. W końcu jeden z nich postąpił krok do przodu i wyciągnął rękę. Gdy tylko pieniądze znalazły się w jego garści, cała gromadka rzuciła się do ucieczki, jakby się paliło. Ciekaw jestem reakcji ich rodziców, kiedy przynieśli do domu taką kupę forsy.
Pretty Maids, Ostrawa 1.08.2015, fot. Verghityax
Zanim wyruszyliśmy do Polski, ktoś z branży powiedział nam, że magazyny pornograficzne uchodzą za Żelazną Kurtyną za chodliwy towar, toteż zabraliśmy ze sobą pokaźną ich stertę (śmiech). W hotelowej restauracji wręczyliśmy kelnerowi dwa świerszczyki. Następnego dnia gość otwierał przed nami drzwi i upewniał się, że jesteśmy traktowani z należytymi honorami (śmiech). To było przedziwne doświadczenie, ale wszyscy ludzie, których spotkaliśmy, byli niezwykłe uprzejmi i gościnni. Polska kojarzy mi się wyłącznie z pozytywnymi wspomnieniami.
Pamiętam również, że część dolarów z gaży przepuściliśmy w Peweksie, gdzie można było zaopatrzyć się w whisky Jack Daniel's i dżin Beefeater.
Kolejnym państwem, które odwiedziliśmy przed upadkiem komunizmu, były Węgry. Nasz ówczesny menedżer, Eric Thomsen, miał żonę z Republiki Czeskiej i to ona zaproponowała ten kierunek ekspansji. Dotarliśmy tam w 1987 roku, w ramach trasy promującej album "Future World". Z siedmiu planowanych koncertów udało się zagrać cztery. Już na przejściu granicznym natknęliśmy się na żołnierzy uzbrojonych w karabiny maszynowe. Praktycznie wybebeszyli nasz środek transportu, próbując znaleźć coś nielegalnego. Węgierska prasa publikowała relacje z naszych występów, zanim te w ogóle się odbyły (śmiech). Straszne czasy.
Do Polski zawitałem ponownie dopiero w 2016 roku, tym razem z Avantasią (27 sierpnia 2016 roku, w ramach "Czad Festiwalu" w Straszęcinie - przyp. red.).
Bardzo ci dziękuję te wszystkie anegdotki. To była prawdziwa przyjemność.
To ja dziękuję za zainteresowanie. Trzymaj się!