- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Ragnarok
Wykonawcy: | Jontho - Ragnarok (wokal), Bolverk - Ragnarok (gitara) |
strona: 1 z 3
Ragnarok, Wiedeń 12.05.2018, fot. Zuzanna Gregorczuk
Często zdarza się, że członkowie mniej znanych zespołów mają do opowiedzenia dużo ciekawsze historie niż gwiazdy dużej sceny. Takimi rozmówcami okazali się muzycy norweskiego Ragnarok w osobach Jontho, założyciela formacji, który do roku 2016 pełnił w zespole funkcję perkusisty i zamienił ją na... wokal, oraz gitarzysty Bolverka. Miałam przyjemność zamienić z nimi parę zdań podczas festiwalu "Vienna Metal Meeting 2018" w Austrii. Ragnarok rozpoczął swój udział w trasie z Marduk w dość pechowy sposób - nie odbył się żaden z zaplanowanych w Polsce występów. O kulisach tych wydarzeń, a także o zabawnych historiach związanych z działalnością Ragnarok, muzycy opowiadali z taką ochotą, że gdyby nie kolejny zaplanowany wywiad, nasza rozmowa trwałaby zapewne kilka godzin. Jeśli ciekawi was, jak awansować o dwie pozycje w programie festiwalu nawet nie rozmawiając z organizatorem, czy też jak to się stało, że zespoły Ragnarok i Behemoth nagrały dwa różne kawałki z tym samym tekstem, albo dlaczego Bolverk chciał jechać do domu gitarzysty King Diamond ze skrzynką piwa, polecam zapis wyjątkowo sympatycznej pogawędki z Norwegami.
rockmetal.pl: Początek trasy był dla was dość pechowy. Nie zagraliście w Polsce żadnego z dwóch zaplanowanych koncertów. Na otwierający trasę występ w Poznaniu nie dotarliście z przyczyn komunikacyjnych.
Jontho: Siedzieliśmy już w samolocie z Kopenhagi i nic nie zapowiadało problemów. Samolot normalnie wystartował, ale po dziesięciu minutach okazało się, że z przyczyn technicznych musi zawrócić na lotnisko. Próbowaliśmy znaleźć szybko inny lot, ale nie było zbyt ciekawych opcji. Wylądowaliśmy w Warszawie o wiele za późno, żeby dotrzeć do Poznania na czas.
Bolverk: Najlepszy był komentarz w naszej lokalnej prasie: "Katastrofa samolotu, którym leciał tutejszy zespół metalowy"... (śmiech) Tak jakby nie było wiadomo, co się wydarzyło, samolot spadł i wszyscy zginęli na miejscu... (śmiech) Bardzo nam żal, że nie dotarliśmy do Poznania, ale na pewno postaramy się to szybko nadrobić.
Następny był koncert w Rzeszowie, który nie odbył się z całkiem innego powodu.
Bolverk: Najpierw dowiedzieliśmy się, że lokalne środowisko katolickie protestuje przeciwko temu koncertowi i z powodu tych nacisków impreza została odwołana. Później jednak dotarła do nas informacja, że ktoś upatrzył sobie grunt, na którym stoi klub, i chce tam wybudować parking. Dlatego od jakiegoś czasu działalność tego miejsca jest bojkotowana. Ktoś robi wszystko, żeby ten obiekt został zamknięty, a pojawienie się w nim zespołów blackmetalowych to tylko dobry pretekst, żeby po raz kolejny utrudnić życie jego właścicielom. Chodzi o pieniądze, nic więcej. Jakoś tak to jest, że im więcej ktoś ich ma, tym więcej chce.
Jontho: Czekaliśmy cały dzień. Do końca mieliśmy nadzieję, że coś jednak uda się zaradzić. Ekipa techniczna normalnie przygotowywała scenę, a my byliśmy gotowi, żeby zagrać. Niestety nic nie mogliśmy zrobić, żeby koncert jednak doszedł do skutku. Jak powiedział Bolverk, to działanie nie było wymierzone w zespoły, tylko w klub, z którym właściciel pobliskiej posesji toczy wojnę już od dłuższego czasu.
A jak reszta trasy?
Jontho: Na szczęście odtąd nie było już żadnych problemów. Codziennie gramy dla co najmniej czterystu osób, koncerty są naprawdę świetne i zdobywamy nawet nowych fanów. Kiedy rozmawiamy z ludźmi, okazuje się, że niektórzy nie zadali sobie dotąd trudu, żeby nas posłuchać, bo nazwa "Ragnarok" kojarzyła im się z jakimś viking metalem (śmiech).
Zauważyliście większe zainteresowanie waszą muzyką od czasu wydania albumu "Psychopathology"? To w końcu pierwsza płyta, na której Jontho zza perkusji przesiadł się na wokal.
Bolverk: Myślę, że stale się rozwijamy i zamiast powtarzać stare patenty, staramy się pisać coraz lepsze numery i ciężko nad tym pracujemy. Oczywiście to nadal Ragnarok. Wiele riffów jest w podobnym stylu, co nasze starsze dokonania, wydaje mi się jednak, że na "Psychopathology" jest nieco więcej wściekłości.
Jontho: Współpraca z wokalistami na przestrzeni lat zawsze była dla mnie źródłem nerwów i frustracji. Choć faktycznie to ja dowodziłem zespołem, twarzą zespołu na pierwszej linii zawsze jest wokalista, a nie zawsze trafiali nam się muzycy, z którymi współpracowało się łatwo. Wokaliści są często przekonani, że są wielkimi gwiazdami i nie muszą pracować na rozwój zespołu - wystarczy, że w nim są. Niestety tak nie jest w prawdziwym życiu. Rzadko zdarzało się, żeby wokalista równie mocno przykładał się do pracy, jak reszta zespołu, a ja miałem już dosyć takiego podejścia. Jestem założycielem i jedynym muzykiem, który jest w składzie od 1994 roku. Wiem najlepiej, czego potrzeba Ragnarok. Pewnego dnia stwierdziłem, że po prostu zrobię to sam.
Bolverk, powiedziałeś kiedyś w wywiadzie, że Jontho był faktycznym frontmanem w Ragnarok jeszcze zanim przejął obowiązki wokalisty.
Bolverk: Nadal tak uważam. Jontho był twarzą tego zespołu i osobą, która reprezentowała go w mediach. Na scenie zawsze zwraca się największą uwagę na wokalistę, ale u nas wokal nigdy nie był liderem. Pamiętam, że kiedy Hans (Fyrste, poprzedni wokalista Ragnarok - przyp. red.) zaczął rozważać odejście z zespołu, od razu powiedziałem do Jontho: "Ty powinieneś go zastąpić". To było ryzykowne, bo gdyby zmiana nie spełniła oczekiwań fanów, prawdopodobnie nie byłoby już powrotu z twarzą do poprzedniej konfiguracji. Ale na szczęście okazało się, że to najlepsza decyzja, jaką mogliśmy wtedy podjąć.
Jontho: To była dla mnie trudna decyzja i ogromne wyzwanie. Wszyscy utożsamiali zawsze Ragnarok z moją osobą i gdybym zawiódł jako wokalista, straciłby na tym cały zespół. Pierwszy koncert, na którym stanąłem za mikrofonem, był w Niemczech przed publicznością liczącą około siedmiuset osób. Cieszyłem się, że mam corpse paint, bo dzięki temu nikt nie widział, jaki jestem przerażony. Zapomniałem wtedy wszystkich tekstów... (śmiech). Totalnie improwizowałem i chyba śpiewałem bardzo dużo o szatanie... (śmiech) Pierwsza trasa też była straszna. Nie miałem jeszcze wtedy odpowiedniej techniki i totalnie zdarłem gardło. Prawie straciłem wtedy głos. Ale z czasem zacząłem szkolić swój warsztat i odpowiednio ćwiczyć, dzięki czemu robię chyba jakieś postępy. Znajomi z branży mówią mi, że jest coraz lepiej i że jestem dobrym frontmanem. To mnie motywuje do dalszej pracy.
Czyli nie miałeś żadnego doświadczenia, kiedy zdecydowałeś, że zostaniesz wokalistą w Ragnarok?
Jontho: Żadnego. Dwadzieścia lat za bębnami i pewnego dnia zdecydowałem, że będę śpiewać. Domyślasz się, co się działo w mojej głowie, kiedy podjąłem taką wariacką decyzję. Siedziałem w domu i zastanawiałem się, czy aby na pewno dobrze robię.
Bolverk: Na szczęście ma głupich przyjaciół, którzy go do tego skutecznie namówili (śmiech). Pomysł po raz pierwszy pojawił się, gdy w roku 2011 byliśmy w trasie w Ameryce Południowej. Hans sygnalizował nam wtedy, że rozważa odejście z zespołu, ale potem zmienił zdanie. Postanowiliśmy wtedy, że jeśli po raz kolejny stracimy wokalistę, wokalem zajmie się Jontho.
Bo kto przekazałby lepiej wizję zespołu niż jego mózg.
Jontho: Dokładnie. Jako wokalista mam o wiele większe możliwości jeśli chodzi o ekspresję na scenie. Tworzeniu muzyki w Ragnarok towarzyszą autentyczne emocje i teraz mogę je lepiej przekazać. Jako perkusista nie miałem takiej możliwości.