zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku poniedziałek, 25 listopada 2024

wywiad: Origin

1.06.2018  autorzy: Verghityax, Katarzyna "KTM" Bujas

Wykonawca:  Jason Keyser - Origin (wokal)

strona: 2 z 2

Origin, Ostrawa 14.02.2012, fot. Verghityax
Origin, Ostrawa 14.02.2012, fot. Verghityax

Z Indii przeniosłeś się do Tanzanii...

Tak, skąd o tym wiecie?

Wspominałeś o tym w jednym z wywiadów. Było tam też coś o piciu krwi kozy. Przebijasz pod tym względem nawet norweskich black metalowców.

Tak, mam setki punktów w metalu, szkoda tylko, że nie da się ich wymienić ich na kasę (śmiech). W Tanzanii żyłem wśród plemienia Masajów. Po poderżnięciu kozie gardła zlali jej krew do dwulitrowej butelki i kazali mi się poczęstować.

To był jakiś rytuał?

Nie, zwyczajny posiłek. Później zjedliśmy resztę kozy.

Czy w Tanzanii istnieje scena metalowa?

Nie, a przynajmniej nie w regionie, w którym ja mieszkałem. Słyszałem natomiast, że w Botswanie na południu Afryki mają dziwaczną subkulturę. Podobno ubierają się jak kowboje i zakładają gangi, a że traktują metal ze śmiertelną powagą, to walczą między sobą o to, który zespół jest lepszy (śmiech).

Z egzotycznymi podróżami jesteś za pan brat, w 2015 roku zagraliście z Origin na festiwalu "70000 Tons of Metal", który odbywa się na statku pasażerskim kursującym po Morzu Karaibskim. Masz jakieś szczególne wspomnienia związane z tym rejsem?

Rewelacyjne doświadczenie. Podczas naszego występu ludzie tańczyli w młynie, jednocześnie urządzając wielką bitwę na poduszki. Żeby było zabawniej, to wcale nie był nasz pomysł. Organizator festiwalu zapytał nas, czy chcemy dostać poszewki ze swoim logo. Oczywiście przyjęliśmy jego ofertę bez wahania. Przygotowali dla nas pięćdziesiąt sztuk, które wyprzedały się chyba w godzinę. Kto wie, może za trzydzieści lat będą warte fortunę na eBayu (śmiech).

Origin, Katowice 20.05.2016, fot. Verghityax
Origin, Katowice 20.05.2016, fot. Verghityax

Jakby nie wystarczała ci rola obieżyświata, w USA miałeś okazję poprowadzić nietypową ceremonię zaślubin.

Rzecz miała miejsce w 2015 roku, podczas trasy "Devastation To The Nation". Pewien gość skontaktował się ze mną za pośrednictwem Facebooka i zapytał, czy nie pomógłbym mu z oświadczynami. Na koncercie zaprosiłem go z jego dziewczyną na scenę, kazałem im wygłosić tekst przysięgi growlem, a następnie, ogłaszając ich mężem i żoną, wrzuciłem ich w objęcia falującego tłumu, który miał ich zanieść do baru na kolejkę wódki. Oboje wyglądali na szczęśliwych. Nigdy więcej ich nie widziałem, ale mam nadzieję, że nadal są razem.

Nazwa Skinless padła w tym wywiadzie już kilka razy, więc najwyższa pora o to zapytać. Kiedy zespół reaktywował się w 2013 roku, czy zostałeś zaproszony do wzięcia w tym udziału?

Nie dogadujemy się za dobrze, więc taka opcja nie wchodziła w grę. To znaczy z moim bratem Joe wciąż mam świetny kontakt, ale gitarzysta (Noah Carpenter - przyp. red.) nigdy za mnę nie przepadał. Ilekroć gdzieś na siebie wpadamy, cała interakcja sprowadza się do zdawkowego powitania i na tym koniec. Nie ma możliwości, byśmy ponownie spotkali się w jednym zespole.

Skoro już o tym mowa, muszę wyznać, że powrót Skinless był rozczarowaniem i nie mówię tego złośliwie. Jasne, rozstaliśmy się w nienajlepszej atmosferze, ale od tego momentu upłynęło wiele lat i już mnie to nie rusza. Liczyłem na to, że wypuszczą świetny album, po którym nastąpi światowa trasa koncertowa, tymczasem płyta przeszła bez echa, a zespół pojawia się na scenie od wielkiego dzwonu. Jeżeli nie dajesz regularnych występów, to nic w tym biznesie nie zarobisz.

Origin, Kraków 30.11.2014, fot. Verghityax
Origin, Kraków 30.11.2014, fot. Verghityax

Czy to jedyny sposób na odniesienie sukcesu komercyjnego?

Myślę, że to w dużej mierze kombinacja szczęścia oraz siły przebicia waszej wytwórni. Weźcie na przykład Ghost, który pojawił się nagle znikąd i w krótkim czasie odniósł spektakularny sukces. Z drugiej strony są formacje takie, jak Agoraphobic Nosebleed czy Pig Destroyer, które funkcjonują od dawna, lecz grają na żywo niezwykle rzadko, przez co ich fani odczuwają niedosyt - te zespoły grają wyprzedane koncerty. Origin gra bardzo intensywne trasy i wydaje mi się, że radzimy sobie całkiem nieźle, choć nie tak dobrze, jak ten cholerny Ghost. Czasem szlag mnie trafia, kiedy myślę o tej kapeli.

Czyli nie zaliczasz się do fanów Ghost?

Muzycznie to nie moja bajka. Rzecz w tym, że nie lubię zespołów, na które jest sztucznie wykreowany popyt, jak choćby wspomniany Ghost czy Deafhaeven. Odnoszę wrażenie, że wiele osób je lubili, bo to teraz modne. Nie wiem, może gdybyśmy też zaczęli wchodzić na scenę w kostiumach przełożyłoby się to na wzrost popularności. W dobie internetu ludzie szybko się nudzą i potrzebują dodatkowych bodźców, które przykują ich uwagę. Nie wyobrażam sobie jednak siedzenia co wieczór przed lustrem i nakładania makijażu... Nie, to nie w moim stylu (śmiech).

Origin, Katowice 20.05.2016, fot. Verghityax
Origin, Katowice 20.05.2016, fot. Verghityax

Będąc w Skinless piastowałeś jednocześnie stanowisko wokalisty w Mucopus.

Dawne dzieje, graliśmy grindcore'a czy coś w tym stylu, z masą niepoważnych tekstów. Potem nasze drogi się rozeszły, a gitarzysta przeprowadził się do Japonii, lecz miło to wspominam. Byliśmy pierwszym ekstremalnym zespołem z USA, który zagrał trasę po Ukrainie, a przynajmniej tak nam mówiono. To było przedsięwzięcie z rodzaju mocno improwizowanych. Choć nikt nas tam nie znał, potrafiliśmy w środku tygodnia ściągnąć kilkaset dzieciaków w Dniepropietrowsku czy na innym zadupiu. W wieku nastoletnim liznąłem nieco rosyjskiego, więc mogliśmy komunikować się z publiką na bardzo podstawowym poziomie. Teraz już praktycznie nie mówię w tym języku... no, w każdym razie nie na trzeźwo (śmiech). Wódka pomaga mi się przełamać (śmiech).

Kolejny niecodzienny po antropologii wybór...

Typowa szkoła średnia w USA daje wam do wyboru trzy języki obce: niemiecki, francuski i hiszpański. Z jakiegoś względu moje liceum oferowało możliwość nauki rosyjskiego, z czego chętnie skorzystałem. Mając czternaście lat poleciałem do Rosji na wymianę i siedziałem tam około roku. Dopiero dekadę później przyszło mi ponownie użyć tego języka, właśnie przy okazji trasy z Mucopus po Ukrainie. Moja znajomość rosyjskiego była na tyle słaba, że wstydziłem się dukać do mikrofonu. Ale alkohol rozwiązał wszelkie problemy z brakiem śmiałości (śmiech).

Czy jest jakieś miejsce na świecie, w którym jeszcze nie byłeś?

Tak, Ameryka Południowa. Zobaczę ją i mogę rzucić metal w kąt (śmiech). Nie zapłaciłem za ani jedną podróż w moim życiu i mam zamiar się tego trzymać. Wyprawę do Rosji odbyłem w ramach stypendium, co było fantastyczne, trasy również nie kosztują mnie ani centa. Pozwólcie mi zwiedzić Amerykę Południową za friko i nigdy więcej o mnie nie usłyszycie (śmiech).

2
Następna »
Komentarze
Dodaj komentarz »

Materiały dotyczące zespołu

- Origin

Na ile płyt CD powinna być wieża?