- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Moaft
Wykonawcy: | Grzegorz Iwaniec - Moaft (instrumenty perkusyjne), Bartosz Ostrowski - Moaft (gitara), Adam Bejnarowicz - Moaft (gitara basowa) |
strona: 1 z 2
Moaft, Bielsko-Biała 17.09.2016, fot. Verghityax
Moaft to jeden z tych zespołów, którym ciężko przypiąć jakąkolwiek łatkę. Muzycy określają swój styl jako alternatywę regresywną, dość obszerne pojęcie, kryjące w sobie post-rockowe wycieczki, prymitywną siłę sludge metalu, a nawet motywy folkowe. Choć na żywo najczęściej romansuje z polską sceną stonerową i hardcore'ową, tak naprawdę trio z Morąga stoi na uboczu, tworząc swoje unikalne, pozbawione wokalu melodie. O początkach zespołu, dotychczasowych wydawnictwach oraz fascynacji niedźwiedziami grupa opowiedziała mi na zapleczu jednego z krakowskich klubów.
rockmetal.pl: Zważywszy na to, że Moaft wciąż jest zespołem, który dopiero wyrabia sobie markę na polskim poletku metalowym, zechcielibyście rzucić nieco światła na początek waszej drogi?
Grzegorz Iwaniec: Bartka (Ostrowskiego, gitarzystę zespołu - przyp. red.) i Adama (Bejnarowicza, basistę zespołu - przyp. red.) znałem stąd, że obaj udzielali się w grupie Shody. Któregoś dnia ich perkusista wyjechał za granicę, więc zaproponowałem im wspólne granie. Banalna historia, jak u setek innych kapel.
Kiedy Shody przeistoczyły się w Moaft?
Adam Bejnarowicz: Przeistoczenie to określenie niezbyt trafne, bo Shody się rozpadły. Już wtedy mieliśmy z Bartkiem pomysł na cięższą muzykę, ale w tamtym układzie nie byliśmy w stanie go zrealizować. To, co nie przechodziło w Shodach, znalazło swoje ujście w Moaft.
Moaft, Bielsko-Biała 17.09.2016, fot. Verghityax
Funkcjonujecie jako zespół instrumentalny. Uznaliście, że wokalista nie jest wam potrzebny, czy po prostu nie trafiła się jeszcze odpowiednia osoba?
Bartosz Ostrowski: Zaczęliśmy grać we trzech i szybko doszliśmy do wniosku, że przyjęta przez nas forma zamyka się w tym trio. Naszym zdaniem, zapewne nieskromnym, wszystko trzyma się kupy w obecnym kształcie.
Adam Bejnarowicz: Oczywiście nie przekreślamy opcji wzbogacenia naszego brzmienia o wokale. Jeśli pojawi się okazja współpracy z kimś, kto temu podoła, to czemu nie?
Wydaje się, że szlaki przetarliście już w tytułowym utworze na "Ursa Major" - waszym ostatnim wydawnictwie - gdzie słychać damski wokal.
Bartosz Ostrowski: To był gościnny popis Olgi Tołwińskiej, wokalistki naszej poprzedniej kapeli, czyli Shodów.
Zanim pomówimy szerzej o "Ursa Major", chciałbym najpierw poprosić o kilka słów na temat waszego debiutu studyjnego, czy też raczej debiutów, bowiem w 2012 roku wypuściliście jednocześnie EP-kę "Vana Imago" oraz split z Pokrakiem i Monroe's Mysterious Death.
Grzegorz Iwaniec: Premiera odbyła się tego samego dnia, przy czym "Vana Imago" nagraliśmy wcześniej.
Moaft, Bielsko-Biała 17.09.2016, fot. Verghityax
Gromadząc materiał na "Vana Imago", wykorzystaliście jakieś motywy z okresu waszej działalności w Shodach?
Bartosz Ostrowski: Obaj z Bejnarem szukaliśmy czegoś nowego. Gdy Misiek (Grzegorz Iwaniec - przyp. red.) odezwał się do nas, przedstawiliśmy mu swoją wizję i okazało się, że nadajemy na tych samych falach. Od razu postanowiliśmy pociągnąć temat. Misiek miał niezwykle duży wkład w proces twórczy.
Adam Bejnarowicz: Mieliśmy z Bartkiem zupełnie inną specyfikę pracy. Lubiliśmy brać jakiś patent, po czym ogrywaliśmy go w kółko, żeby sprawdzić, co jeszcze da się z niego wycisnąć. I wtedy przyszedł Misiek i zaprowadził nowy porządek (śmiech).
Bartosz Ostrowski: To taki zespołowy Fuhrer (śmiech).
Ile czasu zajęło wam zgranie się i wyczucie siebie nawzajem?
Adam Bejnarowicz: Nim wyszliśmy z tymi numerami do ludzi, szlifowaliśmy je przez trzy lata. Traktowaliśmy to bardziej jako projekt, toteż nie spotykaliśmy się zbyt często, zwykle raz na miesiąc, czasem raz na dwa miesiące.
Bartosz Ostrowski: Miałem przeświadczenie, że nasz pierwszy koncert będzie również ostatnim, więc odkładaliśmy to najdłużej, jak tylko się dało (śmiech).
Moaft, Bielsko-Biała 17.09.2016, fot. Verghityax
Co oznacza "Vana Imago"?
Adam Bejnarowicz: To po prostu zmora, zjawa.
Bartosz Ostrowski: Właśnie uświadomiłem sobie, że trzeba będzie odpowiadać na takie pytania (śmiech).
Grzegorz Iwaniec: Uprzedzając ewentualne pytania o pozostałe tytuły, nie chcieliśmy obciążać ich konkretną treścią. Większość z nich jest przypadkowa i odnoszą się raczej do atmosfery, jaka towarzyszyła nam przy ich komponowaniu.
Adam Bejnarowicz: To seria luźnych skojarzeń.
Powiedzieliście, że EP-ka i split ukazały się tego samego dnia, choć nie powstały równocześnie.
Grzegorz Iwaniec: Kiedy zdecydowaliśmy się zagrać po raz pierwszy jako Moaft, dysponowaliśmy już pewnym repertuarem. Nie był to koncert w klasycznym rozumieniu tego słowa - zaprosiliśmy znajomych do naszej salki prób, aby pokazać im, nad czym właściwie pracowaliśmy przez ostatnie trzy lata. Występ ten odbył się, o ile mnie pamięć nie myli, 30 października 2010 roku.
Tego wieczoru wiedzieliśmy już, że pora zrobić płytę. Miesiąc później weszliśmy do studia i "Vana Imago" była gotowa. Niestety z powodu naszego lenistwa następne dwa lata materiał przeleżał w szufladzie.
W tym czasie zagraliśmy w Olsztynie koncert, na którym poznaliśmy zespół Pokrak z Białegostoku. Nawiązała się nić porozumienia, z początku muzycznego, które potem przerodziło się w przyjaźń.
Bartosz Ostrowski: Polubiliśmy nie tylko muzykę, ale i ludzi (śmiech).
Grzegorz Iwaniec: Na splicie znalazło się kilka numerów Moaft, Pokraka oraz Monroe's Mysterious Death. Ten ostatni to projekt, jaki założyłem z Piotrkiem Polakiem z Pokraka.