- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: I Am Morbid
Wykonawca: | David Vincent - I Am Morbid (wokal, gitara basowa) |
strona: 1 z 2
Morbid Angel, Warszawa 21.11.2014, fot. Wojtek Dobrogojski
David Vincent to w death metalu zasłużona postać, choćby ze względu na albumy "Altars Of Madness", "Blessed Are The Sick" i "Covenant". Po kolejnym rozstaniu z Morbid Angel prędko zmontował on nowy skład pod szyldem I Am Morbid, nastawiony na wykonywanie repertuaru jego macierzystej kapeli. Jak można się było spodziewać, ruch ten spotkał się z licznymi głosami krytyki, z których bodaj najgłośniejszy należał do matki Treya Azagthotha. Mimo to postanowiliśmy osobiście sprawdzić, jak klasyki Morbid Angel zabrzmią bez Treya, a także posłuchać, co David Vincent ma do powiedzenia na temat I Am Morbid i swojego projektu country. Jedyny polski koncert odbył się w "Rude Boy Club" w Bielsku-Białej, a reszta europejskiej trasy, jak się potem okazało, upłynęła w cieniu odwołanych występów, ciężkiego odwodnienia, zbiegłych kierowców oraz wegańskich perypetii gitarzysty Iry Blacka.
rockmetal.pl: Witaj ponownie w Polsce, David. Czy masz jakieś odczucia związane z naszym krajem? Ostatnio wspomniałeś, że bardzo lubisz tu grać, ale nie przepadasz za polskimi drogami.
David Vincent: Chyba sami nie przepadacie za swoimi drogami (śmiech). Mam wiele pozytywnych skojarzeń z Polską. Zawsze mogliśmy tu liczyć na wsparcie wiernych fanów, przez lata korzystaliśmy też z usług polskiej ekipy technicznej. Oczywiście każdy kraj ma swoje dobre i złe strony, ja wolę skupiać się na tych dobrych.
Morbid Angel, Katowice 23.11.2014, fot. Verghityax
W czerwcu 2015 roku rozstałeś się z Morbid Angel, pół roku później powróciłeś z nowym zespołem pod nazwą I Am Morbid. Co sprawiło, że postanowiłeś założyć, jakby nie patrzeć, konkurencyjną formację?
Prawdę powiedziawszy ten pomysł kiełkował w mojej głowie już od jakiegoś czasu. Zaczęło się, gdy promowaliśmy płytę "Illud Divinum Insanus". Dorobiliśmy się całkiem pokaźnego repertuaru, to także część mojej historii. Planuję skupić się na graniu utworów, które lubię. Inni będą robić to, na co mają ochotę.
Dlaczego nazwałeś zespół jak utwór z płyty, która nie spotkała się z najcieplejszym przyjęciem wśród fanów?
Mogłem równie dobrze wybrać Morbid Angel, ale do aniołka mi daleko.
Z jednej strony I Am Morbid to twoja kapela, z drugiej to kontynuacja tego, co robiłeś w Morbid Angel. Nie obawiasz, że nie sprostasz oczekiwaniom fanów?
Oczywiście zależy mi na ich uznaniu, ale nie spędza mi to snu z powiek. Mimo wszystko jestem Davidem Vincentem.
Morbid Angel, Warszawa 21.11.2014, fot. Wojtek Dobrogojski
Planujesz nagrać nowy materiał pod szyldem I Am Morbid, czy wolisz ograniczyć się do działalności koncertowej?
Chyba nie jestem gotów, by odpowiedzieć na to pytanie. To dopiero pierwsza trasa, jaką gramy razem, a do tego każdy z nas ma własne projekty. Dyskutowaliśmy kilka razy na ten temat, ale za wcześnie, by coś planować.
Trzon I Am Morbid od początku stanowicie ty i Tim Yeung. Znacie się z Morbid Angel, więc w tym przypadku wybór wydaje się oczywisty. Jak jednak doszło do zaangażowania Billa Hudsona i Iry Blacka?
Przyjaźnimy się od dawna. Obaj są świetnymi gitarzystami - zarówno Bill jak i Ira udzielali się w rozmaitych kapelach, nie tylko ekstremalnych. Ich wszechstronność jest zaletą, ponieważ wzbogaca to nasze brzmienie.
Mieliście okazję grać już kiedyś razem?
Nie, to pierwszy raz. To znaczy, Bill i ja przerabialiśmy swego czasu kilka pomysłów, nic poważnego, ale na scenie to był nasz debiut.
I Am Morbid, Bielsko-Biała 29.05.2017, fot. Verghityax
Niedawno zadebiutowałeś również ze swoim drugim projektem, który utrzymany jest w duchu country. Skąd pomysł, aby sięgnąć do takiej stylistyki? Raczej niewielu muzyków metalowych wędruje w tak odległe rejony muzyczne.
Może jestem czymś więcej niż tylko muzykiem metalowym.
Kiedy grasz country, na scenie partneruje ci Danny B. Harvey. Jak się poznaliście?
Miałem okazję widzieć kilka jego występów w Teksasie, aż któregoś razu podszedłem i zaczęliśmy rozmawiać. Okazało się, że mamy sporo wspólnych znajomych. Od słowa do słowa i postanowiliśmy zrobić coś razem. Najpierw powstał singiel "Drinking With The Devil", a potem poszliśmy za ciosem i napisaliśmy jeszcze kilka piosenek.
Planujesz wydać album z tym materiałem?
Nie, wolę skupić się na wypuszczaniu singli, którym towarzyszyć będą klipy promocyjne. Nienawidzę albumów. Mam ich po dziurki w nosie. Ludzie i tak ściągają wszystko z internetu, więc po co tracić czas i pieniądze na wydawanie długograjów?
Czy twoja przeprowadzka do Teksasu była impulsem, który zapoczątkował flirt z muzyką country?
Owszem. Przedtem przez dwadzieścia lat mieszkałem na Florydzie. Teksas daje mi poczucie bliższego kontaktu z naturą. To była drastyczna zmiana w moim życiu, ale cieszę się, że do niej doszło.
Morbid Angel, Katowice 23.11.2014, fot. Verghityax
Nie była to jedyna zmiana, jaka się ostatnio u ciebie wydarzyła. W 2017 roku dołączyłeś do The Head Cat, zajmując puste miejsce po Lemmym.
Puste miejsce, dobrze to ująłeś (śmiech). Danny, gitarzysta w moim projekcie country, udziela się również w The Head Cat. I to właśnie on zwrócił się do mnie z propozycją grania w tym zespole. Myślę, że wyszedł z tą inicjatywą, ponieważ fajnie nam się pracowało przy "Drinking With The Devil". A po śmierci Lemmyego The Head Cat przeszedł w stan uśpienia.
Wracając do "Drinking With The Devil", odnieśliśmy wrażenie, że czyste wokale w twoim wykonaniu brzmią zupełnie inaczej.
To pewnie dlatego, że przywykliście do wrzasków z płyt Morbid Angel. Moim rodzicom bardzo spodobał się ten projekt, w przeciwieństwie do moich pozostałych dokonań, niestety.
Chyba większość rodziców nie przepada za metalem.
Dokładnie. Moi staruszkowie przyszli kiedyś na jeden z koncertów Morbid Angel i długo tam nie zabawili. Takie granie jest dla nich zbyt głośne i brutalne.