- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Forndom
Wykonawca: | Ludvig Sward - Forndom |
strona: 1 z 2
Forndom, fot. Ekaterina Yakyamseva
Forndom najłatwiej byłoby opisać jako folkowo-ambientowy projekt utrzymany w duchu Wardruny. Najłatwiej, ale niekoniecznie sprawiedliwie, bo tam, gdzie Einar Selvik chwytał podsuwane mu przez los szanse budowania swojej marki, Ludvig Sward ze swoim Forndom celowo i z rozmysłem wolał pozostać w cieniu. Podczas naszej rozmowy Ludvig opowiedział mi o kulturowym i historycznym aspekcie swojej twórczości, a także o wykorzystywanych przez siebie instrumentach ludowych i dlaczego "Wikingowie" wcale nie są dobrym serialem.
rockmetal.pl: Pod szyldem Forndom wydałeś dwa longplaye studyjne. Ostatni z nich, zatytułowany "Fathir", ma bardziej rozbudowane instrumentarium w porównaniu do swojego minimalistycznego poprzednika. To rezultat naturalnej ewolucji?
Ludvig Sward: Utwory na "Fathir" powstały w zupełnie inny sposób. O ile "Daudra Dura" (pierwszy album Forndom - przyp. red.) to przede wszystkim dzieło improwizacji, o tyle nowy materiał dojrzewał przez kilkanaście miesięcy, zanim w ogóle zdecydowałem się go nagrać. Skomponowałem go na fortepianie. Początkowo chciałem zastosować rozwiązania, które sprawdziły się wcześniej, jednak szybko zdałem sobie sprawę, że z ich pomocą nie osiągnę upragnionego rezultatu. Gdy próbowałem, brzmiało to blado i mizernie.
Czy "Fathir" zarejestrowałeś w domowym studio?
W dużej mierze tak. Trudności napotkałem dopiero przy miksach. Poszerzone instrumentarium nie ułatwiało mi znalezienia odpowiedniego balansu. "Daudra Dura" była znacznie prostsza do zrealizowania z powodu mniejszej liczby ścieżek - grałem tam głównie na tagelharpie (rodzaj czterostrunowej liry, z której dźwięki wydobywa się za pomocą smyczka - przyp. red.) do ambientowego podkładu.
Jeżeli dobrze rozumiem, oprócz tego, że śpiewasz i obsługujesz instrumenty, zajmujesz się też produkcją muzyczną?
Zgadza się, choć tak naprawdę nigdy nie byłem do końca zadowolony z efektu swojej pracy. Inaczej rzecz ma się z moim najnowszym singlem ("Och med vinden ack de gunga" - przyp. red.), który zmasterował Tore Stjerna, wieloletni współpracownik Watain.
Forndom, Kraków 20.05.2017, fot. Verghityax
Na okładce "Fathir" zasłaniasz połowę twarzy. Czy to nawiązanie do Odyna, który oddał oko za wodę ze źródła wiedzy?
Tak, ten zabieg ma wymiar symboliczny.
Na potrzeby swoich tekstów garściami czerpiesz z kulturowej spuścizny starożytnych Skandynawów. Skąd wzięła się ta fascynacja?
Towarzyszyła mi ona od wczesnego dzieciństwa - zawsze pociągały mnie dawne dzieje i muzyka folkowa. Jeśli jesteś Szwedem, Norwegiem albo Duńczykiem, wystarczy chodzić do szkoły, aby zapoznać się z tym zagadnieniem. A potem do kin trafiła filmowa trylogia "Władcy Pierścieni", która rozbudziła moje zainteresowanie twórczością Tolkiena. Jednocześnie zasłuchiwałem się w albumach Bathory, zwłaszcza tych zakorzenionych w nordyckiej mitologii. To było na długo zanim pojawiła się moda na wikingów.
Kiedy poszedłem na studia, wybrałem historię religii jako kierunek. Już niemal zakończyłem edukację, zostały mi tylko napisanie i obrona pracy magisterskiej.
Forndom, materiały prasowe
Gdy wspomniałeś o modzie na wikingów, przypuszczam, że miałeś na myśli serial "Wikingowie"? Mam co do niego ambiwalentne odczucia. Z jednej strony nie brak mu świetnych momentów i z pewnością przyczynił się do rozpropagowania tego wycinka z historii Normanów, z drugiej mam wrażenie, że wiele aspektów kulturowych traktuje powierzchownie i pretekstowo.
Szczerze mówiąc, nienawidzę tego serialu. Jest absolutnie okropny i pokazuje całkowity brak zrozumienia dla zasad, jakimi rządziła się nordycka duchowość. Oddawanie czci bogom ukazane jest tu ze skrajnie chrześcijańskiego punktu widzenia, jakby wzięli jedną z religii monoteistycznych i osadzili ją w nieprawidłowym miejscu i czasie. Ich wyobrażenia na ten temat nie mają nic wspólnego z rzeczywistością.
Wydaje mi się, że nastawienie twórcy do danego dzieła jest kluczowe. Jako przykład przywołam tu "Władcę Pierścieni" i to, jak Peter Jackson przedstawił trylogię na wielkim ekranie. Wiadomo, część wątków pozmieniał albo usunął, lecz najważniejsze założenia zostawił w zgodzie z duchem książek.
Dokładnie. I chociaż nie podoba mi się to, co zrobił z "Hobbitem", to w wypadku "Władcy Pierścieni" udało mu się uchwycić właściwą atmosferę. Spójrz na to, jak odmalował Rohan. Widać tam mnóstwo inspiracji estetyką Normanów i Anglosasów.
Niestety więcej jest produkcji złych niż dobrych. Hollywood roi się od ludzi, którzy eksploatują i wykoślawiają cudzy folklor, żeby napchać sobie kabzę.
Forndom, materiały prasowe
Zjawisko podpinania się pod nieswoją kulturę to nie tylko domena branży filmowej. Na polskich koncertach Wardruny nie raz miałem okazuję zaobserwować widzów obwieszonych biżuterią z Mjolnirem i innymi atrybutami skandynawskich bóstw. A gdybyś rzucił kamieniem w tłum, prawdopodobnie trafiłbyś jakiegoś Ragnara.
Nie pojmuję takiego zachowania. Każda tradycja pochodzi od przodków, więc jeśli próbujesz zapożyczać obce symbole, ignorujesz własne korzenie. A przecież wszystkie kultury są równie wartościowe. Ludzie zwracają się ku starej nordyckiej religii, jak gdyby była ona czymś uniwersalnym, kiedy jest wprost przeciwnie. Zbliżonych przykładów nie musisz szukać daleko. Weź szintoizm, który nie występuje w kręgu cywilizacji zachodniej. Gdyby wyznawali go Europejczycy, w oczach mieszkańców Japonii jawiłoby się to jako coś kompletnie pozbawionego sensu.
Chciałbym na chwilę wrócić do kwestii twoich studiów. Popraw mnie, jeżeli się mylę, ale historia skandynawskich wierzeń chyba nie obfituje w zbyt dużą ilość materiału źródłowego?
Źródeł jest więcej niż mogłoby się wydawać. Pod uwagę bierze się nie tylko Eddy (Edda starsza i młodsza, zbiory islandzkich pieśni - przyp. red.), lecz także kodeksy. Na przykład w średniowiecznej Norwegii obowiązywało prawo zakazujące odwiedzania Saamów (lud zamieszkujący Laponię - przyp. red.), ponieważ wtedy nie byli jeszcze schrystianizowani. Do tego dochodzą przekazy ustne. Nawet w XIX-wiecznych zapiskach trafiają się ślady folkloru z epoki pogańskiej. Do badaczy należy wyłapywanie tych informacji.
Forndom, materiały prasowe
Warto zaznaczyć, że chrześcijaństwo w Szwecji nie zostało wprowadzone siłą, aczkolwiek przyjmowało się niezwykle długo. Pierwotnie Jezus postrzegany był po prostu jako nowy bóg w nordyckim panteonie i współistniał z pozostałymi. Oczywiście później zabroniono takiej interpretacji, a Odynowi przypisywano demoniczne pochodzenie i głoszono, że wiara w niego jest równoznaczna z zaprzedaniem duszy diabłu. Co zabawne, zachowało się sporo folklorystycznych podań o Jezusie, których kontekst ewidentnie dotyczy Odyna, zwłaszcza jego dobroczynnych działań. Wiele mitów przetrwało do dziś w zniekształconej postaci.
Co do Eddy, należy pamiętać, że przedstawia ona arystokratyczny pogląd na religię. Czytając ją, odnosi się wrażenie, że Odyn był w istocie najważniejszym ze wszystkich bóstw. Nie wiemy natomiast, czy tak samo traktował go prosty lud, zajmujący się rolnictwem albo rybołówstwem. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że najuboższa warstwa społeczna faworyzowała Thora. Wbrew obiegowej opinii, Odyn wcale nie cieszył się wielką popularnością. Dowody na to odnajduje się choćby w nazwach szwedzkich wiosek, które w znakomitej większości zachowały się w niezmienionej formie od ery wikingów. Okolice Sztokholmu wręcz usiane są takimi przysiółkami, jak Torslunda, Torsholma czy Torsvik. Tymczasem próżno szukać miejscowości poświęconych Odynowi, jest ich zaledwie garstka.