- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Forndom
Wykonawca: | Ludvig Sward - Forndom |
strona: 2 z 2
Forndom, materiały prasowe
Wybacz, jeżeli moje następne pytanie wyda ci się głupie, ale zastanawia mnie kwestia składania samego siebie w ofierze. W przypadku chrześcijaństwa był to Jezus na krzyżu, w przypadku mitologii nordyckiej był to Odyn na Yggdrasilu (drzewo środka świata - przyp. red.). Czy to efekt przenikania się kultur?
Nie powiedziałbym, że to głupie pytanie. Odyn nie jest aż tak starożytnym bóstwem. Jego kult prawdopodobnie nie istniał przed wędrówką ludów, nastąpiło to dopiero około 200 albo 300 roku naszej ery, kiedy Skandynawowie dotarli do granicy między Germanią a imperium rzymskim. Wielu z nich zaciągnęło się do służby jako oddziały pomocnicze, co zaowocowało przynajmniej częściową asymilacją. W tamtym okresie Rzymianie szczególną estymą otaczali boga Mitrę, popularny był zwłaszcza wśród żołnierzy. Mitraizm rozwijał się w podobnym czasie, co chrześcijaństwo, i choć były to dwie zupełnie odmienne religie, to zapożyczały od siebie nawzajem różne elementy, ponieważ występowały na tym samym terytorium. Niektórzy uczeni wysnuwają hipotezy, jakoby ci Skandynawowie powrócili do domu zainspirowani zetknięciem z nowymi obrządkami. Miałoby to sens, gdyż właśnie wtedy wzmianki o Odynie zaczynają się pojawiać w źródłach pisanych.
Legiony rzymskie odznaczały się wysokim poziomem organizacji, a generał był dla żołdaków swego rodzaju ojcem. W mitraizmie również obowiązywała hierarchiczna struktura, a najniższy stopień wtajemniczenia określany był mianem "kruka".
Forndom, fot. Ekaterina Yakyamseva
A Odyn posiadał dwa kruki.
Otóż to. Nietrudno zgadnąć, skąd ci napływowi wojownicy mogli kopiować pewne wzorce. A kiedy część z nich ponownie osiadła w swojej ojczyźnie, przypuszczalnie dalej prowadzili jedyne życie, jakie znali, czyli skupione wokół wojaczki. Na tym etapie źródła odnotowują pojawienie się pierwszych wodzów na obszarze Skandynawii.
Wypada zauważyć, że mało która kultura funkcjonuje w oderwaniu od pozostałych. Większość ściera się ze sobą i w ten sposób ewoluują. Błędem jest postrzeganie ich jako skostniałych, niezmiennych monolitów. Te, które nie wykształciły zdolności adaptacyjnych, często skazane były na zagładę.
Zdaje się, że zabrnęliśmy w naszej dygresji dość daleko od pierwotnego tematu, aczkolwiek była to niezmiernie ciekawa rozmowa. Pozwól, że zapytam cię teraz o instrumenty, jakich używasz, a jest to całkiem imponująca lista. Grasz między innymi na tagelharpie, naverlurze (ludowy instrument dęty - przyp. red.) i lirze korbowej. Co opanowałeś jako pierwsze? Brałeś jakieś lekcje?
Poza nielicznymi wyjątkami, jestem samoukiem. Pierwszym instrumentem, na którym nauczyłem się grać, była trąbka. Mój brat zmagał się wówczas z klarnetem. Miałem sześć albo siedem lat i korzystałem z pomocy nauczyciela. Pamiętam, że ciągle uskarżałem się na zmęczenie, bo stosowałem niewłaściwą technikę (śmiech). To chyba nie był najlepszy wybór, zważywszy na mój młody wiek. Następnie przyswoiłem sobie grę na flecie. Spoglądając na to z szerszej perspektywy, w muzyce nie ma aż tak wielu grup instrumentów. Jeżeli nauczysz się grać na jednym z nich, to łatwiej przyjdzie ci opanowanie kolejnych z tej samej rodziny.
Forndom, materiały prasowe
Potem na jakiś czas zarzuciłem swoją przygodę z muzykę, by jako nastolatek sięgnąć po gitarę. Wziąłem kilka lekcji, chociaż w porównaniu z innymi instrumentami gitara jest stosunkowo prosta w obsłudze. Mieliśmy też w domu fortepian i często usiłowałem odtwarzać na nim melodie, które gdzieś usłyszałem. Wspominam to jako świetne ćwiczenie, bo dzięki niemu nauczyłem się odróżniać nuty i przy okazji zdałem sobie sprawę, jak wiele własnych pomysłów kołacze mi się po głowie.
W 2011 roku dołączyłem do zespołu metalowego o nazwie Eingana. Niestety musiałem się naginać do woli pozostałych członków kapeli - ja chciałem pójść w kierunku surowego black metalu, reszta ekipy nie była zachwycona tą perspektywą. Czułem, że się tam ograniczam, więc odszedłem. Przez chwilę eksperymentowałem z fotografią, lecz wkrótce znów zapragnąłem tworzyć muzykę, tym razem inną niż przedtem. Mój ojciec jest wiolonczelistą i od niego zacząłem się uczyć gry na instrumentach smyczkowych. Skrzypce nie przypadły mi do gustu - są zbyt małe i nie potrafię wydobyć z nich interesujących mnie dźwięków. Któregoś dnia zorientowałem się, że Wardruna posługuje się na koncertach tagelharpą i postanowiłem iść tym tropem. Zamówiłem dla siebie egzemplarz. Dziś znalezienie sprawnego rzemieślnika czy producenta nie nastręcza większych trudności, wtedy było to prawdziwe wyzwanie. Ślęczałem nad tą tagelharpą przez tydzień, po czym przystąpiłem do pierwszych improwizacyjnych nagrań. Od tego momentu wszedłem w posiadanie mnóstwa różnych instrumentów, sam już nie wiem, ile ich mam (śmiech).
Forndom, fot. Ekaterina Yakyamseva
Czy to prawda, że w dawnych czasach struny do tagelharpy robione były z końskiego włosia?
To prawda. Pierwszy człon nazwy tego instrumentu - tagel - oznacza właśnie końskie włosie. Zastosowałem klasyczną wersji tagelharpy na wszystkich moich nagraniach, oprócz ostatniego singla. Struny z końskiego włosia dają fantastyczne, ciepłe brzmienie, sęk w tym, że jest ono bardzo ciche w porównaniu do tego, co można wygenerować za pomocą strun metalowych. Ponadto struny z końskiego włosia szybko się zużywają, wytrzymują średnio do sześciu miesięcy, maksymalnie do roku. Ich produkcja również nie należy do łatwych.
Rozważałeś poszerzenie składu Forndom o dodatkowych muzyków?
Zwykle zatrudniam dwóch perkusjonistów na potrzeby tras koncertowych. O wiele trudniej wytrzasnąć skądś ludzi, którzy byliby w stanie obsłużyć te mniej konwencjonalne instrumenty, ale to nie jedyny problem. Zależy mi na pracy z takimi muzykami, którzy zrozumieją moją twórczość i zawarty w niej kontekst kulturowy. Nie chcę się otaczać najemnikami bez pojęcia o tym, co robię.
Pamiętam koncert, który zagrałeś w Krakowie w 2017 roku. Całe oświetlenie sprowadzało się do kilku rozstawionych na podłodze świeczek. Sam pogrążony byłeś w ciemności, jakbyś próbował przez to powiedzieć, że nie ty jesteś tu istotny, tylko twoja muzyka.
Dokładnie takie było moje zamierzenie. Obecnie na scenie towarzyszy mi jeszcze posążek Odyna, a na głowę naciągam kaptur. W Forndom nie ma miejsca na zaspokajanie ego, moja osoba nie jest w tym projekcie najważniejsza. Pierwsze skrzypce gra muzyka i przesłanie, jakie ze sobą niesie. Nie interesuje mnie kreowanie wizerunku ani zdobywanie sławy. Nigdy nie pozwoliłbym na to, żeby moje kompozycje trafiły do takiego serialu, jak "Wikingowie". Dla mnie muzyka ma niemal święty wymiar.
Forndom, materiały prasowe
Na razie masz na koncie EP-kę i dwa longplaye studyjne. Drugi z nich, "Fathir", ukazał się w 2020 roku. Pracujesz może nad jego następcą?
Nordvis Produktion, mój wydawca, planuje wypuścić składankę - każdy zaangażowany w projekt artysta ma dostarczyć jeden utwór inspirowany skandynawskimi krajobrazami. Prócz tego chcę zarejestrować cover starej szwedzkiej pieśni, zatytułowanej "O tysta ensamhet". Zachowały się wyłącznie jej słowa słowa, bez muzyki. To pieśń o niespełnionej miłości. Choć powstała kilkaset lat temu, jej wymowa jest ponadczasowa.
Niedawno dokonałem też przeglądu swojego sprzętu fotograficznego i w rezultacie zaopatrzyłem się w hybrydowy aparat Canona. Poza funkcją robienia zdjęć, ma opcję kręcenia wideo w wysokiej jakości, co wiąże się z konceptem nadchodzącego albumu Forndom, pod tytułem "Mothir". Mam zamiar przygotować etiudy filmowe, które będą się łączyć z zawartą na płycie muzyką. Tytułowa "Matka" odnosi się do Matki Natury i postrzegania rozmaitych atrybutów kobiecości na przestrzeni wieków.
Dziękuję ci bardzo za poświęcony czas.