- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Forbidden
Wykonawca: | Steve Smyth - Forbidden (gitara) |
strona: 2 z 3
Forbidden, materiały prasowe
Kiedyś udzielałeś się w Vicious Rumors...
Wow. Kawał czasu (śmiech). Dobra, co chcecie wiedzieć?
Może na początek, jak to się zaczęło?
Do zespołu dołączyłem w 1995 roku, zastępując Marka McGee na gitarze prowadzącej. Podobnie, jak w przypadku Forbidden, była to jedna z tych grup, przy których dorastałem. W dawnych czasach, kiedy jeszcze działałem w Ariah, otwieraliśmy nawet dla Vicious Rumors koncerty. Zadzwonił do mnie wspólny znajomy, który przekazał mi wieści, że Mark właśnie odszedł z formacji i że może mi załatwić casting. Powiedział, bym poszedł i sprawdził, czy coś z tego będzie. I skończyło się na tym, że nagrałem z nimi dwie płyty, zrobiliśmy światową trasę i świetnie się bawiliśmy. Ale wiecie, to żadna tajemnica, że kapela zaczęła się w pewnym momencie zwyczajnie rozpadać. Ludzie odchodzili z niej jeden po drugim, aż doszło do tego, że więcej wysiłku wkładano w próby jej odbudowania, niż w cokolwiek innego. I wówczas w wyniku zbiegu dowiedziałem się, że Testament potrzebuje gitarzysty na trasę, by zastąpił Jamesa Murphy'ego. Oni promowali wtedy płytę "The Gathering". Zrobiliśmy to, po czym ci goście poprosili mnie, bym po zakończeniu tournee został w ekipie, bo piszą nowy materiał... I pisanie tego materiału przeciągnęło się aż do wydania "The Formation of Damnation". Znam sporo z tych piosenek całkiem dobrze (śmiech). Ale ostatecznie niczego nie napisałem. Jedynie jammowałem z nimi. Dobrze, że Alex wrócił, bo to świetny muzyk. Jego gra to dźwięki, które znamy i kochamy.
Oprócz tego, że grasz w Forbidden, masz swój własny projekt. Czytaliśmy, że dodatkowo pracujesz też nad czymś jeszcze innym...
Tak, trwają prace nad dwoma projektami. Jeden z nich, The EssenEss Project, jest całkowicie instrumentalny i istnieje już od kilku lat. Ostatnio nie poświęcałem mu się zbyt wiele uwagi z racji braku czasu. W tej chwili piszemy muzykę na nasz drugi album. Pierwszy wydaliśmy około trzech lat temu, bardziej z ciekawości, by zobaczyć, jak się przyjmie. To muzyka instrumentalna, trochę w stylu fusion, ale z ciężką, progresywną atmosferą. Dużo tam shreddingu. Gość, który bębnił na tej płycie, Atma Anur, jest znany w metalowych kręgach, współpracował już między innymi ze Shrapnel Records, Richiem Kotzenem, Tonym MacAlpinem, wystąpił na pierwszym krążku Cacophony, na solowej płycie Jasona Beckera i w wielu innych rzeczach, przy których dorastałem. Gość jest dla mnie bohaterem. Wspólnie z moim kumplem, basistą Stevem Hoffmanem, nakłoniliśmy Atmę do nagrania z nami czteroutworowej EPki, którą wydaliśmy w 1993 roku. Spotkała się ona z pozytywnym odzewem. Doszliśmy więc do wniosku, że możemy zarejestrować pełny album i był to ten z 1997 roku. Wydaliśmy go własnym sumptem, poprzez moją małą, niezależną wytwórnię Two Louder Music. Dał radę w rozmaitych zakątkach świata, więc zadaliśmy sobie pytanie, czemu by nie nagrać kolejnego? Wielu muzyków zgłosiło się z propozycją gościnnego występu na The EssenEss Project. Na razie nie będę jednak podawał żadnych imion, dopóki materiał nie zostanie zarejestrowany. Tym razem chcemy pójść w bardziej rockowe, bezpośrednie rejony, niż na poprzednim.
Mam też swój drugi projekt w Wielkiej Brytanii, gdzie obecnie mieszkam. Jest to bardzo ciężkie, bardzo progresywne i melodyjne granie. Nie będę go porównywał do twórczości żadnego innego zespołu, bo chcę uniknąć etykietki. W wielu aspektach trudno to zresztą skategoryzować, ale rdzeniem jest metal. Na wokalu mamy byłego gardłowego Mercenary, Mikkela Sandagera. Oprócz tego jest dwóch gości z Biomechanical, Jamie Hunt na gitarze i Adrian Lambert na basie. Szukamy jeszcze perkusisty. Planujemy nagrać jakieś wałki do końca roku, a potem ruszyć w trasę.
Mieszkasz obecnie w Anglii, a Forbidden są ze Stanów. Czy ustawienie się z zespołem na trasę nie jest dla ciebie problemem?
Cóż, nie jest to mała odległość. Ale jestem długodystansowcem (śmiech). Płynę przez Atlantyk do Nowego Jorku, a potem szybko stamtąd zwiewam (śmiech). Ale to działa. Tym bardziej, że jestem do tego przyzwyczajony, gdyż robiłem już takie rzeczy w przeszłości. Kiedy byłem w Nevermore, miałem identyczną sytuację. Oni byli jakieś tysiąc mil ode mnie, więc często musiałem latać samolotem. Teraz jest tak samo.