- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Entombed A.D.
Wykonawca: | Nico Elgstrand - Entombed A.D. (gitara) |
strona: 1 z 2
Entombed A.D., Katowice 22.04.2017, fot. Verghityax
Podczas festiwalu "Metalmania 2017" miałam spotkać się z jednym z założycieli szwedzkiego Entombed, L-G Petrovem, który od roku 2014 kontynuuje działalność pod nazwą Entombed A.D. bez udziału gitarzysty Aleksa Hellida. Okazało się jednak, że wokalista nie mógł udzielić wywiadu o wyznaczonej godzinie, a w jego zastępstwie pojawił się gitarzysta Nico Elgstrand. W szeregach Entombed Nico występował w latach 2004 - 2010 jako basista, a następnie w latach 2010 - 2014 także jako gitarzysta. Mimo iż nie brał udziału w nagrywaniu najbardziej kultowych albumów formacji, mając za sobą wieloletnią współpracę z Aleksem Hellidem, mógł rzucić trochę światła na przyczyny rozstania i rozpoczęcia działalności pod nowym szyldem.
rockmetal.pl: Witaj Nico. Jak oceniasz wasz dzisiejszy występ na "Metalmanii"?
Nico Elgstrand, Entombed A.D.: Przed koncertem byliśmy trochę zdenerwowani, bo okazało się, że nasz bagaż ze sprzętem zaginął. Musieliśmy pożyczyć gitary i część perkusji, ale na szczęście obsługa techniczna festiwalu jest na tyle profesjonalna, że udało się to bardzo szybko zorganizować. Grając na nie swoim sprzęcie nie czuliśmy się do końca pewnie, ale polska publiczność jest naprawdę wspaniała i szybko opuściło nas to uczucie. Mam wrażenie, że polscy fani nie oczekują, żeby zespół zagrał kawałki identycznie jak na płycie, ale bardziej cenią prawdziwe zaangażowanie w show i szczere emocje. Ja również uważam, że w graniu na żywo jedną z najbardziej istotnych rzeczy jest komunikacja pomiędzy zespołem a publicznością. To tak jak z dobrym seksem - obie strony muszą być zaangażowane.
Entombed A.D., Warszawa 29.10.2016, fot. Ewelina Eliasz
Jak ci się grało na cudzej gitarze?
Właściwie to świetnie, bo dostałem Gibsona Flying V, który jest bardzo zbliżony do customowego modelu, na którym gram, projektowanego w dużej mierze na standardach Gibsona.
Jest jakaś marka gitar, do której masz awersję?
Generalnie nie przepadam za dziwnym trendem robienia gitar w takim kształcie, że do niczego nie są podobne. Oczywiście, że gitary projektowane z myślą o gitarzystach metalowych wyglądają fajnie, jeśli mają ostrą linię i czymś się wyróżniają, ale mam wrażenie, że ten przemysł poszedł już za daleko. Jeśli gitara wygląda jak jajko sadzone rozwalone na patelni, to znaczy, że coś jest jednak nie tak.
Jestem fanem klasycznych kształtów, takich jak strat, flying V, Les Paul, explorer czy SG. Każdy z nich wygląda nieco inaczej w wykonaniu różnych firm produkujących gitary. To jest w porządku. Jakieś drobne modyfikacje czy znaki firmowe. Ale jeśli kształt korpusu jest zbyt nowoczesny, bardziej przypomina mi to drogi ekskluzywny mebel niż prawdziwy instrument.
Entombed A.D., Clisson 18.06.2016, fot. Krzysztof Wakor
A co z brzmieniem? Dużo eksperymentujesz z efektami czy masz równie konserwatywne podejście?
Różnie z tym bywało, ale przez ostatnich kilka lat ograniczyłem się do podstawowych efektów. Nie używałem nawet delay'a do solówek. Jest to oczywiście o wiele bardziej wymagające, bo efekt nie nadrobi za ciebie ewentualnych potknięć i niedociągnięć, ale właśnie dlatego nie zamierzam nadal używać tych samych ustawień. To mnie motywuje. Jako gitarzysta muszę być w naprawdę dobrej formie, żeby bez pomocy efektów przebrnąć czysto nawet przez najszybsze, shredujące partie. Wolę tradycyjne rozwiązania. Normalny kształt gitary, zwyczajny wzmacniacz. Nie zamierzam chować się za nowinkami i oszukiwać za pomocą drogiego sprzętu. Nawet jeśli się pomylisz, ale grasz z prawdziwą pajsą i wkładasz w to serce, dla mnie to lepsze niż sztuczny dźwięk profesjonalnej elektroniki, która maskuje wszystko, łącznie z twoją osobowością.
Wygląda, że prostota i szczerość przekazu charakteryzują też wasze podejście do promowania twórczości Entombed A.D. Teledysk do utworu "The Winner Has Lost" to de facto reportaż z waszej zespołowej wycieczki do browaru.
Na początku jest taka scena, kiedy Lars (L-G Petrov - przyp. red.) dostaje kasę na zrealizowanie teledysku z komentarzem "tylko nie wydajcie tego na wódę". Później spotykamy się całym zespołem i idziemy zwiedzać browar... (śmiech) Chcieliśmy pokazać, jak to przeważnie wygląda, kiedy trzeba nakręcić teledysk. Nikt nie ma jakiegoś oszałamiającego pomysłu na fabułę, a obrazek musi powstać. Zrobiliśmy to trochę prześmiewczo, bo z reguły zespoły spędzają razem czas właśnie w ten sposób. Piwo, impreza i metal. Poza tym trafiła nam się fajna okazja, żeby nakręcić wideo w browarze, bo Victor (Brandt - basista - przyp. red.) jest koneserem piw kraftowych i ma w tym środowisku wiele kontaktów. Reszta zespołu swoje zainteresowanie piwem ogranicza do jego konsumpcji... (śmiech), ale Victor siedzi w tej branży nieco bardziej profesjonalnie i zdecydowaliśmy się wykorzystać to, że może coś takiego załatwić. Na marginesie przyznam, że kraftowe piwa to nie całkiem moja bajka. Nie do końca rozumiem boom na te wynalazki. Mam wrażenie, że to już zaszło nieco za daleko i zaczyna się taki przerost formy nad treścią, jak w przypadku produkcji nowoczesnych gitar o dziwacznych kształtach. Piwo to piwo, po co robić z tego doktorat? Wracając jednak do teledysku, tak jak powiedziałaś, jego fabuła to jeden z przejawów tego, że staramy się zachowywać naturalnie.
Entombed A.D., Warszawa 29.10.2016, fot. Ewelina Eliasz
Materiał na ostatnią płytę, "Dead Dawn", został skomponowany, nagrany i wydany w dwa lata. Biorąc pod uwagę dotychczasowe przerwy między albumami, tym razem uwinęliście się nadzwyczaj szybko.
Myślę, że w ciężkiej muzyce najważniejsze są szczere emocje, a tym razem po prostu czuliśmy, że mamy dość pomysłów i chęci, żeby już nagrać kolejne wydawnictwo. Praca nad nowym materiałem przebiegała bardzo sprawnie i naturalnie. Nie było powodu, żeby to przeciągać. Po prostu chciało nam się grać. To tak jak z niezobowiązującym pójściem do łóżka. Jeśli dwoje ludzi tego chce, to należy to zrobić. Poza tym nie oszukujmy się, gramy na tyle prostą muzykę, że nie potrzeba nam więcej czasu, żeby znęcać się nad każdym taktem. Jeśli ktoś chce posłuchać czegoś wysublimowanego, powinien sięgnąć po muzykę klasyczną albo jazz. My koncentrujemy się na nieco innych aspektach. Wolę dostać szybko burgera z zimnym piwem niż czekać godzinę na wykwintne danie z menu autorskiego... (śmiech).