- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Diamond Head
Wykonawca: | Brian Tatler - Diamond Head (gitara) |
strona: 2 z 2
W moim odczuciu płyty zarejestrowane w systemie analogowym odznaczają się cieplejszym, bardziej organicznym brzmieniem. Jaka jest twoja opinia na ten temat?
Nie podzielam tego przekonania. Kiedy w drugiej połowie lat 80. upowszechniły się cyfrowe rejestratory dźwięku, ludzie często powtarzali zarzut, że uzyskane w ten sposób brzmienie jest chłodne. Nie jestem nawet pewien, o co im chodziło. Znakomita większość albumów, które powstały na przestrzeni ostatnich trzydziestu lat, to rezultat cyfryzacji. Rozwój technologii uczynił produkcję muzyki dużo wydajniejszą. Użeranie się z taśmą pochłaniało koszmarne ilości czasu i kosztowało fortunę. Gdy pracowaliśmy nad longplayem "Canterbury", wpadliśmy na pomysł wydłużenia jednego z utworów. Wymagało to pójścia do innego studia, użycia dwóch magnetofonów, skopiowania taśm i wmontowania właściwego fragmentu. Rachunek za tę pojedynczą obróbkę wyniósł około tysiąca funtów. Jestem gorącym zwolennikiem produkcji cyfrowej. Ułatwia ona funkcjonowanie wielu kapelom, zwłaszcza tym mniejszym. Dziś możesz nagrać cały album nie wychodząc z domu. Trzydzieści pięć lat temu byłoby to niewykonalne.
Jak zauważyłeś, w erze analogowej stawki realizatorskie nierzadko bywały horrendalne. Wybacz, jeśli to zbyt wścibskie pytanie, ale jaki był koszt zrobienia "Lightning to the Nations" w 1980 roku?
Muff Murfin, właściciel "Old Smithy", miał swoją niezależną wytwórnię płytową o nazwie Happy Face Records. Złożył nam następującą propozycję: on da nam tydzień w studio za darmo, a w zamian my przeniesiemy na niego autorskie prawa majątkowe do materiału. Brakowało nam doświadczenia, więc przystaliśmy na jego warunki. Z naszej perspektywy czasu była to okropna umowa, zupełnie niekorzystna. Cóż, przynajmniej udało nam się zrobić album.
Happy Face Records chyba dość szybko zwinęła manatki?
Tak, aczkolwiek nie śledziłem przebiegu jej działalności. Wydaje mi się, że jeszcze kilka zespołów podpisało z nią kontrakt, raczej nikt znany.
Jeżeli to nie problem, chciałbym teraz pomówić o zawartości "Lightning to the Nations". Spośród siedmiu utworów, które znalazły się na longplayu, jeden - "Helpless" - miał wcześniej premierę na demówce.
Technicznie rzecz biorąc - tak, lecz nie nazwałbym tego premierą z prawdziwego zdarzenia. Musisz pamiętać, że ta demówka ograniczyła się do dziesięciu egzemplarzy na kasecie magnetofonowej, które rozprowadziliśmy wśród znajomych. Zanim opublikowaliśmy "Lightning to the Nations", "Helpless" ukazał się też na singlu "Shoot Out the Lights" - nagraliśmy go w grudniu 1979 roku. Co ważne, pierwsza wersja "Helpless" trwała zaledwie cztery minuty. Na potrzeby albumu zarejestrowaliśmy ten numer na nowo i wydłużyliśmy do prawie siedmiu minut.
Autorami wszystkich piosenek na "Lightning to the Nations" jesteśmy ja i Sean (Harris, ówczesny wokalista - przyp. red.). Opracowywaliśmy je u mnie w domu bądź w naszej sali prób - tata Colina (Kimberleya, ówczesnego basisty - przyp. red) udostępnił nam pomieszczenie w fabryce, w której pracował. Zwykle wyglądało to tak, że przynosiłem jakiś riff, wokół którego budowaliśmy resztę. Sean z kolei świetnie odnajdywał się w wymyślaniu melodii i tekstów.
Tytułowy utwór wziął swoją nazwę od jakiegoś obrazu. Sean zobaczył go w książce poświęconej malarstwu i poczuł przypływ inspiracji. Niestety nie pamiętam, co to było za płótno.
Diamond Head (od lewej do prawej: Duncan Scott, Sean Harris, Colin Kimberley i Brian Tatler), materiały prasowe
Czy słowa do "The Prince" mają swoje korzenie w fantastyce?
Sean lubił fantastykę, ale w swoich tekstach zaczął do niej nawiązywać trochę później, na etapie "Borrowed Time" i "Canterbury". Sztandarowym tego przykładem jest "Knight of the Swords". Natomiast "The Prince" bazuje na koncepcie paktu z diabłem i zaprzedania swojej duszy.
Nigdy nie ingerowałem w to, co Sean pisał ani go nie oceniałem. Cieszyłem się, że przejawia taki talent, bo sam nie potrafiłbym ułożyć lepszych wersów.
Trzecią kompozycją na "Lightning to the Nations" jest "Sucking My Love".
To klasyczna historia o facecie, któremu podoba się dziewczyna, coś na modłę "Whole Lotta Love" czy "The Lemon Song" Led Zeppelin. To również najdłuższy numer, jaki kiedykolwiek nagraliśmy, liczy sobie dziewięć i pół minuty. Z czasem ździebko go skróciliśmy - wersja z "Lightning to the Nations 2020" ma już tylko siedem (śmiech). Pewne aranżacje zaczerpnęliśmy w tym wypadku z "Victim of Changes" Judas Priest.
Diamond Head, Kraków 2.11.2018, fot. Verghityax
"Am I Evil?" to czwarta piosenka na płycie i zarazem jeden z największych hitów w karierze Diamond Head.
Gdy zagrałem Seanowi riff do tego kawałka, stwierdził, że musi napisać odpowiednio złowrogi tekst, by sprostać muzyce. I napisał. Początkowo ludzie byli zszokowani - tamtą epokę cechowała inna wrażliwość i treści tego typu pojmowane były jako ekstremalne. "Am I Evil?" to niesamowicie istotny punkt w repertuarze Diamond Head - regularnie zamykamy nim koncerty. Kiedy dłubaliśmy przy "Lightning to the Nations 2020", w "Am I Evil?" nie zmieniliśmy absolutnie nic. Po co naprawiać coś, co działa?
Piąte miejsce na liście zajmuje "Sweet and Innocent".
To krótki utwór, kolejny o relacjach damsko-męskich. Myślę, że chcieliśmy za jego sprawą dotrzeć do rozgłośni radiowych. Ktoś opisał "Sweet and Innocent" jako naszpikowany riffami w stylu Michaela Schenkera. To nienajgorsze porównanie.
Diamond Head, Kraków 2.11.2018, fot. Verghityax
Przedostatni kawałek na albumie to "It's Electric".
W "It's Electric" snuliśmy marzenia o byciu gwiazdami rocka, prezentowaniu się na scenie i jeżdżeniu w trasę. Mieliśmy wtedy po osiemnaście, dziewiętnaście lat. "Helpless" traktuje o tym samym - życiu w blasku reflektorów.
Gdy powstawał "Lightning to the Nations", menedżerem Diamond Head był Reginald Fellows. Podobno byliście niezadowoleni z tego, jak zarządzał waszymi interesami. Skąd w ogóle go wytrzasnęliście?
Reg Fellows był gościem, z którym umawiała się Linda, matka Seana i to pomimo faktu, że był żonaty i miał trójkę dzieci. Linda pochwaliła mu się, że jej syn śpiewa w zespole i któregoś dnia przyprowadziła go na jeden z naszych koncertów. Spodobało mu się to, co zobaczył, więc zaczął się angażować. Zainwestował w nas nieco pieniędzy. Po jakimś czasie zorientowaliśmy się, że Reg nie ma bladego pojęcia o byciu menedżerem i nasze drogi się rozeszły.
Dziękuję za rozmowę.
Świetny wywiad!