- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Belphegor
Wykonawca: | Helmuth - Belphegor (wokal, gitara) |
strona: 2 z 2
Belphegor, Ostrawa 8.12.2016, fot. Verghityax
Od czego rozpoczęła się twoja fascynacja "czarną sztuką"? Zacząłeś interesować się tą tematyką tylko inspirując się zespołami metalowymi o podobnym przekazie czy zgłębiałeś inne dziedziny sztuki w poszukiwaniu diabelskich treści?
Przede wszystkim uważam się za ateistę. Ciemność i mrok w sztuce są fascynujące, bo są oznaką tego, że autor poszukiwał czegoś innego niż utarte, popularne środki przekazu i z jakiegoś powodu chciał ukazać coś brzydkiego, przerażającego i odbiegającego od tego, co popularne i społecznie akceptowalne. Spójrz na historię sztuki, nieważne w jakiej dziedzinie - malarze, kompozytorzy, pisarze - ci, którzy byli bliscy obłędu, delirycy, narkomani, chorzy na depresję, tworzyli najwybitniejsze dzieła. Ja staram się poszukiwać inspiracji wszędzie. Od zawsze fascynuje mnie ta bardziej mroczna strona człowieczeństwa. Lubię inność, nonkonformizm i antyreligijność. Ta fascynacja rozpoczęła się u mnie już w dzieciństwie, kiedy oglądałem horrory z Vincentem Pricem albo "Draculę" i "Frankensteina" z Borisem Karloffem. Od tamtej pory jestem otwarty na wszystko, co nieszablonowe, inne i dalekie od konformistycznego pojmowania rzeczywistości. Staram się dużo czytać, na różne tematy. Kanibalizm, nekromancja, okultyzm, historie seryjnych morderców... Za jedną z bardziej inspirujących postaci uważam na przykład Markiza de Sade, któremu był dedykowany album "Bondage Goat Zombie" z 2008 roku. Choć w zasadzie już wcześniej, bo od 1997 r. na "Blutsabbath", inspirowałem się jego postacią. Moją uwagę najbardziej przyciągają prawdziwe historie. Nie oglądam telewizji ani innych produktów medialnych, które mają za zadanie ogłupiać ludzi. Czasem życie bywa bardziej pokręcone niż fikcja. Wystarczy umieć dobrze obserwować.
W tekstach Belphegor wykorzystujemy też oryginalne zaklęcia, inwokacje czy fragmenty starych pism. Z tego powodu w naszych tekstach przewijają się trzy języki: angielski, łacina i niemiecki. Nie staramy się tłumaczyć tych oryginalnych inskrypcji, żeby nie modyfikować ich znaczenia. Chcemy, żeby brzmiało to archaicznie i zachowało swoją wyjątkową atmosferę. Kolejną cechą charakterystyczną dla Belphegor jest też szorstki niemiecki akcent.
W waszej muzyce słychać też inspiracje muzyką klasyczną. W utworze "In Blood - Devour This Sancticity" z płyty "Blood Magick Necromance" znalazł się nawet przearanżowany fragment jednego z "Tańców węgierskich" Brahmsa.
Zdecydowanie muzyka poważna jest jedną z moich większych inspiracji. Prawie na każdej płycie znajdują się utwory inspirowane twórczością klasycznych kompozytorów. W "In Blood - Devour This Sancticity" melodia z jednego z "Tańców węgierskich" Johannesa Brahmsa została użyta jako refren, przearanżowana na black - deathmetalową ścianę dźwięku. Uwielbiam tę kompozycję Brahmsa, jest taka dramatyczna i pełna mrocznej energii.
Uwielbiam też "Requiem" Mozarta. To arcydzieło było przez niego pisane na łożu śmierci. Wiedział, że wkrótce odejdzie z tego świata i prawdopodobnie nie zdąży go ukończyć. To jest właśnie sztuka w najczystszej postaci. Intensywność emocji jak na ostrzu brzytwy, świadomość nadchodzącego końca, oddech śmierci na plecach, który mówi ci, że twój czas się zbliża... Co może robić mocniejsze wrażenie niż dzieło pisane w takich okolicznościach?
Belphegor, Ostrawa 8.12.2016, fot. Verghityax
Scenografię koncertów Belphegor uzupełniają różne artefakty, takie jak kości, czaszki czy maska gazowa. Podobno pochodzą z twojej prywatnej kolekcji. Masz tego więcej?
Mógłbym napisać książkę o tym, co przywiozłem do domu podróżując po świecie przez ponad dwadzieścia lat. Jestem wdzięczny losowi, że miałem okazję odwiedzić tyle interesujących miejsc i zdobyć tyle cennych pamiątek. Kolekcjonuję przede wszystkim kości i czaszki. Zwierzęce i ludzkie. Przez piętnaście lat udało mi się zgromadzić ponad pięćset różnych artefaktów, a moje zbiory nadal się powiększają.
Pewnie lubisz też horrory.
Oczywiście. Nie oglądam zwykłej telewizji dla mas, ale to nie znaczy, że nie lubię dobrych filmów. Jeśli chodzi o stare horrory, lubię takie tytuły, jak "Egzorcysta" (trzecia część to moim zdaniem jeden z najbardziej niedocenionych filmów wszech czasów), "Hellraiser", "Omen", "Milczenie owiec", "Teksańska masakra piłą mechaniczną". Niektóre filmy o zombiakach też nie są złe. Generalnie lubię całą klasykę horroru i nawet kolekcjonuję związane z tym artefakty. Lubię też oglądać filmy dokumentalne związane ze sztuką i szeroko pojętą tematyką grozy. Historie seryjnych morderców też potrafią być interesujące. Nie lubię miałkich treści serwowanych masowo. Dobieram sobie rozrywki bardziej starannie.
Gdyby zaproponowano ci rolę w horrorze, najchętniej zagrałbyś...
Na pewno nie ofiarę! (śmiech) Myślę, że chętnie wcieliłbym się w jakąś ohydną postać typu Pinhead z filmu "Hellraiser".
Niestety w twoim życiu pojawiła się też namiastka horroru, kiedy w 2011 w trasie w Ameryce Południowej zachorowałeś na tyfus, co niemal spowodowało Twoją śmierć. Opowiada o tym utwór "Rise To Fall And Fall To Rise" z płyty "Blood Magick Necromance". Co cię nie zabije, to cię wzmocni?
Nie całkiem. Ale tamto zdarzenie dobrze podsumowuje tytuł tego utworu. Jeśli znajdziesz się pod ścianą, na krawędzi życia i śmierci, to nie masz innego wyboru, jak stawić temu czoła. To, przez co musiałem przejść, to było prawdziwe piekło i uwierz mi, że nie mam ochoty tam wracać. Przez sześć godzin leżałem podpięty do aparatury medycznej podtrzymującej życie i byłem bliski śmierci. Takie doświadczenie wiele zmienia w sposobie postrzegania świata i swojego życia. Później wcale nie było lepiej. Przez ponad dwa miesiące byłem w takim stanie, że nie potrafiłem nawet wziąć do ręki gitary. Wiesz, jak się czułem? Jakby ktoś zabrał jakąś część mnie, jakby odrąbano mi obie ręce. Dużo czasu zajęło zanim mogłem wrócić do robienia tego, co jest sensem mojego życia - tworzenia muzyki i bycia frontmanem Belphegor.
Belphegor, Ostrawa 8.12.2016, fot. Verghityax
A jak radzisz sobie z dualizmem w życiu muzyka - intensywnym życiem w trasie, w otoczeniu ludzi i w ciągłej podróży, a potem nagłą ciszą i spokojem po powrocie do domu?
To jak ogień i woda. W trasie przez cały czas dużo się dzieje, a potem nagle stop. Wracasz do domu i zapada cisza. Im bardziej intensywna trasa, tym bardziej jest mi potrzebny taki odpoczynek. Kiedy mamy przerwę, zamieniam się w pustelnika i wcale nie jest mi z tego powodu źle. Potrzebuję spokoju, żeby z naładować baterie. Najlepsze pomysły na riffy i aranżacje przychodzą mi do głowy kiedy jestem sam, więc chętnie z tego korzystam. Muzyka, którą gramy, nie jest uspokajająca, ma wywoływać skrajne emocje, ale jako przeciwwagi wymaga czasu spędzonego w ciszy, w której mogę spokojnie połączyć ze sobą jej elementy.
Możemy się was spodziewać w Polsce jeszcze przed premierą "Totenritual"?
Chciałbym, ale jak dotąd nie otrzymaliśmy żadnych takich propozycji. Jeśli się pojawią, czy zaproszenia na koncerty klubowe, czy letnie festiwale, na pewno z nich skorzystamy. Tymczasem - pożyjemy, zobaczymy.
Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia w pracy nad nowym albumem.
Ja też dziękuję za wsparcie i poświęcony czas. Chciałbym też podziękować polskim fanom, którzy wpadli na nasz koncert i zajebiście bawili się pod sceną. Mam nadzieję, że wkrótce znów się spotkamy.