- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Anathema
Wykonawca: | Vincent Cavanagh - Anathema (wokal, gitara) |
strona: 1 z 2
Anathema, Kraków 26.10.2014, fot. Verghityax
Anathema to jeden z tych zespołów, które stale ewoluują, nie rezygnując przy tym z właściwej sobie wrażliwości artystycznej. Na temat "The Optimist", jedenastego longplaya studyjnego w historii formacji, miałem okazję porozmawiać z młodszym z braci Cavanagh - Vincentem. Porównując go z rozmówcami, z jakimi dotychczas miałem do czynienia, mogę śmiało postawić go w pierwszej dziesiątce najbardziej wygadanych i najciekawszych muzyków rockowych. Wszak nie co dzień trafia się gość, który z żarliwą pasją potrafi mówić o swojej twórczości, by chwilę później snuć wizję zmechanizowanego społeczeństwa rodem z filmów science-fiction.
rockmetal.pl: Wasz najnowszy album nosi tytuł "The Optimist", nieco przewrotnie jak na melancholijny ton waszych dokonań, nie sądzisz?
Vincent Cavanagh: Pomysł przyszedł nam do głowy po obejrzeniu dokumentu o syryjskim uchodźcy w Niemczech. Tytułowy "The Optimist" powstał jako pierwszy utwór na płytę, stanowił on również katalizator dla całej reszty materiału. Okładkę ze światłami pędzącego samochodu wymyślił Danny jako nawiązanie do albumu "A Fine Day to Exit".
Intro z koordynatami w tytule to, rzecz jasna, ukłon w stronę fanów?
Otóż to. Jeżeli wpiszesz je w Google, twoim oczom ukaże się plaża z okładki "A Fine Day to Exit". "The Optimist" jest powiązany z tamtą historią, aczkolwiek niekoniecznie musi być jej kontynuacją. To może być jej alternatywna wersja, może też opisywać zdarzenia z przeszłości, które doprowadziły do przyjazdu na plażę. Czynnik czasu i porządek chronologiczny są nieistotne, liczy się wyłącznie główny bohater i to, czego doświadczył. Każda kompozycja to tak naprawdę oniryczny kolaż wizji, halucynacji i wspomnień osoby, która przeszła załamanie nerwowe, gubiąc kontakt z rzeczywistością. Przedsmak tego słychać już w otwierającym płytę "32.63n 117.14w", kiedy protagonista majstruje przy radiu i słyszymy fragmenty "Temporary Peace", "We're Here Because We're Here" i "Weather Systems". To duchy jego przeszłości.
Vincent i Danny Cavanagh, Kraków 9.07.2017, fot. Verghityax
Słuchając "The Optimist", odniosłem wrażenie, że w strukturę utworów wpletliście dużo więcej elektroniki niż kiedykolwiek wcześniej.
Nie wydaje mi się... Przypuszczam, że "Leaving It Behind" skłonił cię do wyciągnięcia tego wniosku z powodu nadającego rytm bitu. Pierwsze wrażenie często determinuje sposób naszego postrzegania, dlatego jest takie ważne. Mogliśmy równie dobrze rozpocząć "The Optimist" klasycznym, rockowym motywem z ciężką gitarą, zwrotką i refrenem, stwarzającym pozory czegoś znajomego. Zamiast tego postanowiliśmy zbić ludzi z pantałyku, dając im scenę z gościem dłubiącym przy radiu, a następnie odjeżdżającym w siną dal. Potem pojawia się ten bit, a wokal wchodzi dopiero gdzieś w trzeciej minucie.
To nie jest zwyczajna płyta ze zbiorem luźnych piosenek, które puszcza się w dowolnym szyku i nie ma to żadnego znaczenia. Mamy historię do opowiedzenia i chcemy nią pobudzić wyobraźnię słuchacza.
Anathema, Kraków 26.10.2014, fot. Verghityax
Poprzednie wydawnictwo - "Distant Satellites" - nagraliście w Oslo pod okiem Christer-Andre Cederberga. Co sprawiło, że porzuciliście Norwegię i zdecydowaliście się na współpracę z Tonym Dooganem?
O Tonym słyszeliśmy wiele dobrego. Nie zrozum mnie źle, współpraca z Christerem układała się znakomicie, po prostu zapragnęliśmy zmiany. Podczas pierwszej rozmowy przez telefon Tony polecił nam studio położone pośród dzikich wzgórz Irlandii ("Attica Audio" w Donegal - przyp. red.), całkowicie odcięte od cywilizacji. Uznaliśmy, że tak odizolowane od wszelkiego zgiełku miejsce zapewni nam idealne warunki. Druga sugestia Tony'ego dotyczyła trybu pracy - chciał, żebyśmy nagrali materiał na żywo. Wtedy zyskaliśmy pewność, że to nasz człowiek.
W Donegal spędziliśmy nieco ponad tydzień, po czym przenieśliśmy się do Glasgow i tam kontynuowaliśmy sesję (w studio "Castle Of Doom" - przyp. red.). Tony okazał się genialnym producentem i inżynierem dźwięku, nad wyraz przenikliwym, a do tego bardzo miłym gościem. Zarezerwowany czas wykorzystaliśmy do samego końca, jeszcze ostatniego dnia siedzieliśmy nad masteringiem, dopieszczając detale. Momentami praca nad "The Optimist" stawała się mordęgą i kosztowała nas mnóstwo wysiłku, lecz każdy poświęcony jej miesiąc był tego warty. Gdy posłuchaliśmy końcowego rezultatu, poczułem, że mam do czynienia z albumem kompletnym i niewiele bym w nim zmienił. Nie jest to odczucie, które towarzyszy mi często, przez co zawsze traktuję to jako dobry znak. Mamy na koncie wydawnictwa, które dziś oceniam jako niedokończone, jak choćby "A Natural Disaster".
Vincent i Danny Cavanagh, Kraków 9.07.2017, fot. Verghityax
Niecałe dwa lata przed premierą "The Optimist" wydaliście koncertowy "A Sort Of Homecoming", zawierający zapis z waszego występu w katedrze w Liverpoolu. Już sama okładka prezentuje się imponująco, wręcz majestatycznie.
Uzyskaliśmy niesamowicie masywne brzmienie, równie masywne jak cała budowla. Musisz ją kiedyś zobaczyć, mógłbyś wstawić do środka olbrzymi kościół i nawet nie dotknąłby wieżami jej sklepienia... Widziałeś "Władcę Pierścieni"? Albo "Hobbita"?
Jasne.
Wnętrze katedry kojarzyło mi się z halami Ereboru. Przy jej ogromie czułem się niczym krasnolud (śmiech).
Onieśmielony?
Nie, grając byłem zupełnie zrelaksowany. To doświadczenie opisałbym raczej jako surrealistyczne ze względu na okoliczności. W trakcie koncertu zwykle jestem spokojny, chyba że coś się schrzani ze sprzętem, takie sytuacje wytrącają mnie z równowagi. Obecnie staramy się trzymać wszystko pod kontrolą, ale zaliczyliśmy swoje wpadki - lata temu, akurat mieliśmy wchodzić na scenę i nagle ktoś krzyczy "Wzmacniacz się spalił! Szybko, zróbcie coś". A intro już leciało z głośników (śmiech).
Wasze występy odznaczają się niezwykła emocjonalnością. Czy głęboko przeżywasz swoją twórczość?
Przeżywam twórczość Anathemy jako całokształt, niezależnie od tego, czy wyszła spod pióra mojego czy Danny'ego. Na co dzień w ogóle nie wracam do naszych utworów, nawet ich nie słucham. Dopiero gdy wchodzę na scenę, sięgam do swego wnętrza i doświadczam muzyki całym sobą, ale potrzebuję do tego ludzi, muszę się z nimi dzielić. Bo to jest w życiu najważniejsze - inni ludzie. Tylko oni nadają wszystkiemu sens i celowość. Nie wyobrażam sobie straszniejszego końca niż umieranie w samotności, kiedy nikt nie trzyma twojej ręki.

R.I.P. Anathema
