- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
felieton: Kultura chodzenia na koncerty AD 2013
strona: 1 z 2
Wśród śmiesznych obrazków, jakie nieraz dostaję od znajomych na pocztę e-mailową, trafił się jeden, który w ironiczny sposób komentuje kulturę chodzenia na koncerty dawniej i dziś. Otóż rysunek ukazuje wyciągnięte w górę ręce wraz z przypisaną im odpowiednią dekadą. I tak dziesięciolecie 1970 - 1979 symbolicznie została przedstawiona jako dekada hipisów - w górę zostały uniesione trzy łapska z palcami w geście V z emblematami (pacyfka, rzemyk wkoło łapy itd.), określającymi właśnie tę subkulturę. Dekada 1980 - 1989 symbolicznie została przedstawiona jako czas metalowców - w górę zostały uniesione trzy łapska z palcami ułożonymi w geście R. J. Dio z emblematami (pieszczochy, pentagramy itd.), określającymi właśnie tę subkulturę. Lata 1990 - 1999 symbolicznie zostały przedstawione jako dekada hardcore'owców - w górę zostały uniesione trzy zaciśnięte pięści z emblematami (dziary, czaszka itd.), określającymi właśnie tę subkulturę. Coś dziwnego zaczyna się dziać po roku 2000 - otóż trzy ręce wyciągnięte w górę trzymają telefony komórkowe i aparat fotograficzny. Ale prawdziwa masakra to rok 2012 - trzy ręce trzymają większe urządzenia do rejestrowania obrazu (telefony, tablety czy co tam jeszcze).
Choć już wcześniej zauważyłem to zjawisko socjologiczne, to dopiero ten rysunek sprowokował przemyślenia na temat kultury uczestniczenia w koncertach. Podobnie, jak Mr. Boomhauer (czytaj), który dostrzegł negatywne aspekty słuchania muzyki w ponowoczesnym świecie, ja dostrzegam negatywne trendy na koncertach.
Zacznijmy jednak od zarysowania portretu psychologicznego fana muzyki ciężkiej. Jest to osobnik, który przeważnie jest autsajderem (nie tyle wykluczonym ze społeczeństwa, ile sam się odizolował od popularnych trendów, których nie trawi); twardzielem o wrażliwej duszy (za nic ma siniaki po koncercie, ale unika przemocy i nie toleruje zła); lubi muzykę rockową, bo jest ambitna, a jeśli nie ambitna, to musi dawać kopa i energię na cały dzień; fascynuje go śmierć, mrok i czarny kolor (śmierć na okładkach płyt, nocna pora, czarne lumpy); lubi... wypić (ale kto nie lubi?); ma specyficzne zainteresowania (zabytkowe pojazdy, stare motocykle, łażenie po górach, militaria, powieści fantastyczne i horrory); uwielbia wisielczy humor oraz humor tzw. angielski (spod znaku Monty Pythona)... można by długo jeszcze wyliczać, ale to powinno wystarczyć. Wbrew temu, co napisano, nie można sądzić, że jest to monolit. Był - ale w początkach i to raczej każdy gatunek muzyki rockowej miał specyficznych fanów. Różni są też ludzie, którzy idą na koncert, bo mają różne oczekiwania i różne przyzwyczajenia.
Fundamentalny podział, który ja dostrzegam, pozwala posegregować ludzi na fanów "studyjnych" i "koncertowych". Fan "studyjny" to taki, który nie chodzi na koncerty, bo za głośno, bo ciasno, bo daleko, bo za drogo, bo coś tam; ale to także ci, którzy chodzą na koncerty od święta - np. na "Woodstock" (bo darmowy) lub na jedną ulubioną kapelę raz na pięć lat. Oni wolą zacisze domowe, paputki, słuchanie rocka z radia lub płyty. Zostawmy ich w spokoju, bo to - jak sądzę - mniejszość.
Fani "koncertowi" to prawdziwa sól ziemi. To oni są najbliżej muzyki, którą kochają. To oni decydują o obliczu swojej subkultury, sprawiają, że żyje i ma się dobrze. To oni pokonują przeciwności losu, by dotrzeć na drugi koniec kraju, kontynentu, świata po to, by być z Nimi. Ale i to się zmienia w globalnej wiosce. Coraz częściej na koncerty przychodzą fani delikatni (weź takiego przypadkowo nadepnij albo potrąć!). I właśnie w odniesieniu do nasilających się nowych zjawisk chciałbym się teraz odnieść, a wy możecie się ze mną zgodzić lub nie.
Można wyróżnić kilka typów fanów "koncertowych". Najbardziej oczywisty typ to "stara gwardia", ale nie w znaczeniu wieku, a raczej mentalności. Fani z tej grupy idą na koncert z nadzieją, że będzie dziko. Dla nich liczy się przede wszystkim sroga zabawa połączona z alkoholem przy mocnej rockowej muzyce. Preferują miejsce pod sceną, a na pewno na płycie. Głośno skandują nazwę zespołu, dopingują muzyków wojowniczymi gestami, często zmieniają miejsce. Dbają o swój wizerunek twardziela - długie włosy, rockowa zbroja (z przeszłością), zaniedbany wygląd zewnętrzny. Przeważnie mają "niedźwiedziową" posturę ciała, która sprzyja ich wygłupom. Mają ortodoksyjne poglądy na muzykę i antymuzykę, jaką jest np. techno. Są najbardziej widoczni w tłumie i zespół czerpie energię z ich postawy. Na zachodzie ten typ jest na wymarciu.
Jestem na koncertach zespołów, których wcześniej nie widziałem (Powstaje wiele ciekawych kapel no i nie wszystkie stare było mi dane wcześniej obejrzeć. Oczywiście ulubione kapele pomijam, bo na tych staram się być zawsze. Odległość jest nieważna, ale z pogowaniem bywa różnie,. Wiek nie na wszystko i zawsze pozwala, ale stojąc pod sceną nie jestem w stanie zaprzestać machania dyńką jest to silniejsze ode mnie. Pić nie piję, a bawię się świetnie. Bardziej przeraża mnie ilość młodych, podreperowanych prochami, którzy "co to nie oni". No i brak wiedzy na temat kapel jest porażająca. Ja słucham wszystkiego poza hip-hopem i country i zawsze po kupieniu płyty starałem się dowiedzieć czegoś więcej czego nie można powiedzieć o dzisiejszej młodzieży. Może są wyjątki, może wiedzą coś na temat swojej ulubionej kapeli, ale myślę, że większość nie jest w stanie wymienić więcej niż 25 zespołów nie mówiąc o tym jaki rodzaj muzyki grają i dla mnie tacy nie powinni brać udziału w koncertach, bo jaki można mieć punkt odniesienia słuchając 2-4 zespołów. Ostatnią kwestią są zdjęcia i filmy. Ja rozumiem, że każdy chciałby mieć coś swojego po koncercie, ale kur... jak wyglądają ballady na koncertach gdzie zamiast zapalniczek świecą się komórki gdzie tu klimat, gdzie tu fanatyzm chyba tylko chwalenie się, że się było, bo nic innego nie przychodzi mi do głowy.
Jak się chodzi tylko na koncerty samych zespołow hard i heavy typu: Black Sabbath, Motorhead, Iron Maiden, Slayer, Megadeth, Acid Drinkers czy Vader to i się tak tendencyjnie szufladkuje, bynajmniej na koncercie Dead Can Dance, King Crimson czy Swans albo Einsturzende Neubauten, the Cure, Nick Cave and the Bad Seeds czy Mr Bungle, Fields Of The Nephilim a nawet Laibach takowe zjawiskowe określenie fanów jak moczymordy się nie pojawia, albo stara gwardia - fakt jest także ale nie kojarzę by była pijana i oblewała innych piwem, to raczej stara gwardia świeci przykładem chociażby znajmością tematu w kapelach, czy lalusie to wogóle jakieś takie dziecinne szufladkowanie miłośników muzyki - nie występuje. Owszem bywa i pogo i wspólne skadnowanie ale żeby się doszukiwac takich smiesznych zjawisk socjologiczno- społeczno- subkulturowych. Wszyscy przyszli po jedno na koncert i słuchać muzy. A golden circle to jakie to szufladkowanie, oczywistym jest, że kto ma więcej kasy to sobie idzie. Jedynie z czym sie zgodzę, to czasami lanserka się wybiera na koncert nie znając w ogóle reperuaru kapeli, ale przynajmniej później może się pochwalić na jakim to on albo ona była koncercie.
Ze "starą gwardią" dobrze się pobawić, ale nie wiem czy do niej należę, jeżeli tak to przeważnie z racji na wiedzę o tym kto gra, bo posturę mam normalną. Gdyby nie te dzisiejsze Złote Cyrkle to "bogaczy" raczej by nie było. Dawniej o tym kto jest blisko sceny decydowało koczowanie pod bramami, zawziętość i tak dalej. Takie dzielenie fanów po portfelu to porażka. Z "dokumentalisty" mam promil bo lubię mieć coś swojego, ale dosłownie kilka fot i króciutki filmik lub kilka dla uchwycenia atmosfery. Marnowania gigów na filmowanie i strzelanie tylko fot nie pojmuję. Do "kolekcjonerów" nie należę ani "lalusi". A fani "przypadkowi" to domena typowo masowych wykonawców jak Metallica, RHCP, U2, AC/DC. Na typowo klubowych kapelach raczej nie ma przypadkowych ludzi, tylko wszyscy są true albo prawie wszyscy tacy są.