- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
felieton: Karmazynowe płyty Króla
strona: 8 z 8
"The Power To Believe". Nagrany w tym samym składzie, ale w porównaniu z poprzednikiem jeszcze bardziej industrialny i pokręcony. Oczywiście na plus. Chociaż może nie do końca pokręcony, bo taki "Eyes Wide Open" to po prostu zwykła, wyluzowana, pozytywnie bujająca piosenka. Uwagę zwraca dynamika dźwięku i o wiele lepsza produkcja. Krążek zaskakuje i jest wulkanem pomysłów. Tekstowo jest to filozoficzny concept album, trochę na poziomie "Sensu życia według Monty Pythona". Zaryzykowałbym nawet stwierdzeniem, że "The Power..." to najlepsza rzecz King Crimson od powrotu w 1994 roku.
Na zakończenie muszę napisać o jeszcze jednej płycie. "A Scarcity Of Miracles". Co prawda wydana w 2011 roku pod szyldem A King Crimson ProjeKCt, ale jaki to jest tam "projekt". Wszystko brzmi, wgląda i zagrane jest tak, jakby to był regularny album King Crimson (zresztą wszyscy muzycy, którzy wzięli udział w procesie jego rejestrowania weszli w skład reaktywowanego KC). Do tego starsi wiekiem fani uważają, że to najlepsze wydawnictwo zespołu od lat 70, do których album zresztą bezpośrednio nawiązuje. "A Scarcity..." pozbawione jest eksperymentów, nowinek i zabawy z dźwiękiem. To płyta prosta, na której rządzi klimat. Co prawda smutny i przejmujący, ale także i pełen niepokoju, co w King Crimson zawsze było normą.
2.Poseidon 8/10
3.Lizard 9/10
4.Islands 8/10
5.Larks 10/10
6.Starless 9/10
7.Red 10/10
"Epitaph", "In the Court...", "In the Wake..." - oczywiście utwory dobre, zwłaszcza dwa pierwsze, ale zawsze mi się kojarzą z nagranym parę lat wcześniej "Nights in White Satin" The Moody Blues. Ten klimat, melotron... Nie tylko Fripp coś takiego umiał wyczarować.
Prawie całkowicie nie zgadzam się z oceną, co jest najlepsze, a co jest najsłabsze, na "In the Wake..." i "Lizard".
Jeśli dobrze pamiętam, na "Islands" Fripp wykorzystał ostatnie pomysły z tych, które miał w czasie nagrywania "In the Court..." - stąd też zmiana stylu.
Burrell śpiewał jeszcze na koncertówce "Earthbound" z 1972 r.
David Cross podobno na koncertach grał lepiej, tylko w studiu sobie nie radził.
"Red" chyba nawet w połowie nie jest nagrane w trzyosobowym składzie. W części utworów słychać jeszcze Crossa, McDonalda i Collinsa.
W latach 80. zespół grał najpierw jako Discipline, dopiero potem Fripp stwierdził, że to jednak jest ciąg dalszy KC. Osobiście z tego okresu najbardziej lubię wydaną po latach koncertówkę "Absent Lovers".
dokładnie
Nie mniej jednak jest to album "perła" nad "perłami"
2. O nawiązaniu do The Moody Blues w tekście jest mowa.
3. Pierwsze słyszę o wykorzystaniu na "Islands" pomysłów z "In The Court..." (a naprawdę pisząc tekst zasięgnąłem do literatury). Zresztą obydwie płyty są z kompletnie innych planet. Czy raczej "wysp".
4. Tekst dotyczy płyt studyjnych, nie koncertowych.
5. "Red" oficjalnie jest nagrany w 3 osobowym składzie i w głównej mierze oparty na 3 instrumentach. Gościnnie na płycie wystąpili Cross, Collins, McDonald, Miller i Charing.
2. O The Moody Blues w tekście jest mowa w innym kontekście.
3. Wydaje mi się, że czytałem o tym co najmniej w dwóch miejscach, a jednym z nich była wkładka w TR. Musiałbym poszukać. Dokładniej to było tak, że Fripp na początku istnienia KC miał w głowie materiał lub chociaż zarys materiału na trzy pierwsze albumy i kawałek czwartego. Zresztą - chociaż jedno nie musi wynikać z drugiego - muzyka została skomponowana zespołowo tylko na pierwszy studyjny album, a potem dopiero od piątego - wszystkie pomiędzy są w zdecydowanej większości autorstwa Frippa.
4. Tak, zauważyłem, że tylko o studyjnych, ale płyta koncertowa to też płyta. Zresztą uważam, że KC to takie zjawisko i tacy muzycy, że pomijanie ich koncertówek i pobocznych "projeKctów" mocno zawęża obraz. Ale to też materiał na więcej artykułów.
5. Wymagało uzupełnienia, bo tekst sugerował, że na albumie było tylko trzech muzyków.