zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku sobota, 16 listopada 2024

recenzja: Kat "Bastard"

tutaj od wiosny 1997 lub dłużej  autor: welna

"Bastard" to był nóż, którym Kostrzewski przeciął pępowinę łączącą mój metafizyczny pępek z resztą świata. Bolało jak diabli. Przede wszystkim bolały słowa, z muzyką, z jaką się zetknąłem na tej płycie, byłem już na "ty". Oczywiście kursowały w tamtych latach jakieś kserokopie tekstów Slayera, AC/DC, Metallicy, ale pisane były dziwnym pismem (dziś wiem, że był to angielski) i sporo sił kosztowało ich przetłumaczenie i zrozumienie. A tu Kostrzewski śpiewał nie dość, że o tym, co i ciebie męczy w nocnych koszmarach, to śpiewał to w ukochanej polszczyźnie. Bzdura, jeśli ktoś mówi, że muzyka metalowa może żyć sama, bez jej tekstów. Może żyć dzień, dwa... ale nie latami. Jedne teksty są jak przynęta, inne jak główny nurt rzeki. Wiele zależy od stylu - black metal możnaby porównać ze ściekiem, jeśli usunąć z niego teksty, heavy metal stałby się schematem bez tekstów, które poruszając przeróżne tematy, nadają utworom odmienność.

"Bastard" to jak dla mnie 75% teksty, 25% muzyka. Jednak te 25% muzyki na płycie to cztery razy więcej, niż na "Oddech wymarłych światów", czy jeszcze wcześniejszej "666". Muzyka jest o wiele bogatsza, zaskakuje rozbudowaną formą z nieustającymi wariacjami, szybko zmieniającym się rytmem. Chciałbym usłyszeć samą muzykę zawartą na tym albumie, bez wokalu, by nie odciągał mej uwagi od gitar i perkusji, ciekaw jestem, jakie wtedy wyobrażenia nasunełyby mi się przed oczy, co bym w tym jazgocie ujrzał. Oczywiście, jest to najpiękniejszy jazgot dla mojego serca... niech ktoś źle tego nie odczyta.

Utwór "W bezkształtnej bryle uwięziony" zaczyna się impulsami natężeń dźwięku, szybkimi gitarkami, potem podczas zwrotki riff w stylu "Metallica", ale to KAT, a nie jakaś pierdolona popowa kapela z USA! Zresztą zaraz widać różnicę w stylach, gra jest szybsza, nie jest tak schematyczna, porozbijana na zwrotki. Tu ciągle dzieje się coś nowego. Szczególnie ciekawa jest perkusja, może jedynie werbel poddany jest regule, tombas nie jest dokładny, nie ma okresu, gdy wszystko zaczyna się powtarzać, wybija różne wersje, by jedynie w całości (na przestrzeni zwrotek) wypaść w miarę identycznie. Fajna sztuczka.

"Zawieszony sznur" zaczyna się ostrą grą gitar, krótka salwa gitar z perkusją, potem długie rozciągniecie dwudźwięków na całe takty, znów salwa, znów dłuższy odpoczynek, potem szybka jazda slalomem, aż wchodzi główny riff, cudo! Jeden z najlepszych momentów na płycie. W refrenie Irek (perkusista) gra dużo stopami, co ma prawo się w tym fragmencie podobać, jednakże własnie taka gra na dwie stopy, podobna do odgłosu silnika maluszka chodzącego na małych obrotach, ogólnie nie podoba mi się za bardzo. Tutaj jest to jeszcze stosowane z iście aptekarskim umiarem, co świadczy na plus. Po dwóch zwrotkach następuje zmiana klimatu, po dwóch akordach gitary zmieniają całkiem linie melodyczną, rozpoczyna się drugi akt utworu. Akompaniament gitar do słów o egzekucji więźnia, po czym długa solówka pełna malowniczych legatt. III akt to powrót do pierwszych riffów, w tym do tego Jedynego.

"Bastard" to krótkie uderzenia w talerze, po czym startuje szybki riff, który zwalnia dopiero po połowie utwóru. Po solówce dostajemy fajną porcję perkusji, bardzo bardzo. Powrót znów do szybkiego grania, z tła muzyki wybuchają małe strumienie lawy solówek.

Następuje utwór "Piwniczne widziadła". Uwagę zwracają na siebie subtelne talerze, gitary przerywają to długimi kaskadami nut, które pną się po pięciolinii i już grają skoczny riff zwrotki. Do tego utworu został nakręcony video-clip. Widziałem go kilka razy, szczęśliwie. Fajnie nakręcony, w śmiesznych kolorach, różowy, niebieski, fioletowy, żółty itd. Konktury niewyraźne, skaczą, wszystko rysowane jakby piórem świetlnym. Kostrzewski, z tego co pamiętam, miał czerwone oczy. Ciężko było rozpoznać kontury, wszystko drgało. Naprawdę, dziwny teledysk. Kumpel nagrał go i ma na stanie o ile jeszcze nie skasował... tak na lewo to mogę się postarać o jakieś przypadkowe kopie. Jak ktoś chce to niech się ze mną skontaktuje i podrzuci kasetę.

"W sadzie śmiertelnego piękna", śpiewane przez Kostrzewskiego niskim głosem, jedynie refren ze słowami "W sadzie śmiertelnego piękna..." wydarty ciszy z krzykiem. Utwór spokojny, z trochę ostrzejszą perkusja przed ostatnią zwrotką (druga powtórzona), gitary grają ostre riffy wysokimi nutami.

"Odmieńcy" zaczynają się szybką jazdą, zapowiada się najszybszy numer na płycie. Perkusja wali jak oszalała, gitary prują przed siebie, to wszystko przez ponad minutę, zanim wejdzie wokal. Wtedy na chwilę przed, wszystko się uspokaja, słychać akompaniament akustycznej gitary, wolne solo, potem powraca przesterowana gitara, średnie tempo grania widoczne na całej płycie. Kostrzewski próbuje umelodyjnić swój głos, często wyciąga głoski w górę. Koniec to znowu tempo z poczatku utworu, najszybsze na płycie.

Po tym szybkim graniu przychodzi czas na balladę "Łza dla cieniów minionych", przy akompaniamencie akustycznych gitar spokojny, melodyjny głos Romana Kostrzewskiego. Od razu ogarnia mnie pogrzebowy nastrój. Gitary są pełne smutku, wygrywają wolną, liryczną melodie. Często wstaję i biorę do rąk swojego klasyka i gram z nimi, zamykam oczy i gram. W połowie utworu gitary zmieniają brzmienie na przesterowane, wolna melodia wybucha z nową silą, w tle znów zaczyna przygrywać klasyk, potem dochodzą wysokie tony trzeciej gitary, solowej. Do tego Kostrzewski śpiewający podwójnie - jeden głos niższy i drugi, nakładany, z echem, wyższy. Chwyt zastosowany prawie na całej płycie, niewiele jest fragmentów, w których słyszymy jeden głos Kostrzewskiego. Tutaj pod koniec utworu dochodzi cichy, trzeci głos w tle, który już bez mała krzyczy.

Cichnie na dworze... zamikł głos Kata, a we mnie powstaje pustka, którą żal i smutek wolno napełnia. Przyszedłeś następny dniu, minęła chwila i odchodzisz, kto cię prosił. Kacie, czyń swą powinność! Wołam o śmierć.

Wolisz Beavisa czy Butt-Heada?