- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: TSA, Złe Psy
Wykonawca: | Andrzej Nowak - TSA, Złe Psy |
Z Andrzejem Nowakiem, pionierem hard rocka i heavy metalu w Polsce, założycielem i liderem legendarnego zespołu TSA spotkałem się w hotelu Holiday Inn, by porozmawiać o jego nowej formacji Złe Psy, a także o dobrych psach, motocyklach, przemyśle muzycznym, Ameryce, Polsce i paru innych sprawach. Przed Wami Andrzej Nowak.
strona: 1 z 1
rockmetal.pl: Pierwsze pytanie - wydaje mi się, że ważne - czy jako zły pies jesteś szczepiony?
Andrzej: Zależy na co. Szczepionek jest na świecie parę rodzajów. No, ja jestem szczepiony, zgadza się.
Czyli nie jesteś groźny?
Nie, no taki groźny to chyba nie jestem. W sumie zależy dla kogo. (śmiech)
Rozumiem, że nazwa zespołu wynika z twojej skłonności do dużych, niekoniecznie kanapowych czworonogów?
Oczywiście. Jestem zakochany w psach i myślę, że moje psy są zakochane we mnie. Mam cztery pitbulle.
Jak to jest - żyć pod jedynym dachem z tyloma zwierzątkami, teoretycznie groźnymi?
Nie odbywa się bez awantur, oczywiście. Właśnie jestem po kolejnej awanturze z psami. Bo wiesz jak to w stadzie: zawsze jeden musi dowodzić, a zawsze najmłodszy się rzuca. Z reguły jest tak, że słabszy odpada. A w tej chwili w moim stadzie znalazł się młody pitbull, który zaczyna hasać. I doświadczone pitbulle dają mu popalić, żeby zrozumiał gdzie jest jego miejsce.
Przejdźmy zatem do samego zespołu. Jak, w jakich okolicznościach i w jakim celu powstał zespół Złe Psy?
Słuchaj, ja pomysł na taki zespół miałem już w Stanach. W Stanach miałem też swoje psy - ja z tymi psami przyleciałem tu do Polski. No i żyjąc z psami, będąc z nimi, będąc z moimi kolegami, którzy mają podobne charaktery jak ja, pomyślałem sobie, że trzeba założyć zespół Złe Psy. Zresztą tam w Stanach nazywali mnie "Bad Dog" - ze względu nie tylko na motocykle, jakimi jeżdżę i towarzystwo, w jakim się obracam, ale też ze względu na psy, które hoduję.
Powiedz może kilka słów o składzie zespołu...
To jest warszawski skład - młodzi, fajni ludzie. Rafał - gitara, Filip - bas, Darek - perkusja. Zespół powstawał tu w Polsce gdzieś około roku temu. Przewinęło się przez zespół mnóstwo ludzi, no ale na szczęście ci zostali. Zostali, jestem w tym momencie bardzo zadowolony, mamy świetną grupę ludzi i po prostu gramy.
Wydaje ci się, że ten skład będzie stały?
Wydaje mi się.
A jakie są w związku z tym plany zespołu? Teraz nagrywacie - będziecie coś wydawać?
Właśnie, nagrywamy. Dzisiaj jest próba, jutro wchodzimy do studia, nagrywamy singla. Postaramy się nagrać trzy numery. A po singlu oczywiście parę koncertów, żeby ograć program. Gramy nie tylko zwykłe koncerty - gramy też na zlotach motocyklowych. W maju, może trochę wcześniej, pod koniec kwietnia - zobaczymy, wejdziemy do studia i spróbujemy nagrać całą płytę.
W tych czterech utworach, które słyszałem, a których większość naszych czytelników nie miała pewnie okazji posłuchać - usłyszą, kiedy opublikujemy je u siebie (wkrótce na rockmetal.pl muzyczna wizytówka Złych Psów! - przyp. red.) - czuć, przynajmniej moim zdaniem, dużo różnych odcieni i pochodnych bluesa. Jak ty scharakteryzowałbyś tę muzykę?
Słuchaj, tam są dwie piosenki, które ja śpiewam - nie wiem czy kojarzysz. Jest "Księżycowa" i taka ballada ("Ogień" - przyp. red.). I to jest właściwie cała charakterystyka Złych Psów. W tym zespole było wielu wokalistów - drugich wokalistów, ale jednak zdecydowaliśmy się, żeby pociągnąć to w tym kierunku. "Księżycowa" to jest typowy ostry, agresywny numer. Ballada jest spokojna, ładna i miła. Tak, jak pies. Kiedy ma być agresywny - to jest. Kiedy ma być spokojny, miły i kochany - to też jest.
Czyli takie jak gdyby dwa nurty?
Tak. Te dwie piosenki, które ja tam śpiewam, to jest wykładnik naszej muzyki. A ta muzyka - tak żeśmy ją nazwali i będziemy to dalej ciągnąć - nazywa się pitbull rock. (śmiech)
A jaki jest właściwie w chwili obecnej status TSA?
Status TSA ciągnie się za moją osobą tak, jak za Mikulskim status "Stawki większej niż życie". Powiem ci szczerze, że on też kiedyś w wywiadach, jako aktor, był zdenerwowany, podniecony tym, że każdy go kojarzy z Hansem Klossem, mimo tego, że jest - myślę - bardzo dobrym aktorem w innych kwestiach. A za mną, widzisz, TSA się ciągnie i będzie się ciągnąć. Wiadomo: Nowak - TSA. To wszystko.
Ale jak to jest? TSA istnieje, nie istnieje?
TSA jest w tej chwili zawieszone w działalności. Nie wiadomo kiedy będzie reaktywowane. Nie wiadomo czy w ogóle będzie reaktywowane, dlatego że ja w tej chwili całą energię wkładam w Złe Psy. Może oczywiście dojść do jakiegoś okazjonalnego koncertu, ale to tylko od nas będzie zależało.
Chodziło mi po prostu o skutki tej ugody, która została podpisana...
Ugoda musiała być natychmiastowo podpisana po moim powrocie ze Stanów. Przez te 10 lat, kiedy mnie nie było tutaj w Polsce, różne rzeczy się działy, różne plotki i różne sprawy, które po przyjeździe zostały wyprostowane natychmiast w pięć minut.
Wielu ludzi wiązało po prostu z tym wydarzeniem wielkie nadzieje, dlatego pytam. A jak, biorąc pod uwagę lub też nie to "ciągnące się za tobą" TSA, czujesz się z tym, że słuchają cię już dwa pokolenia fanów, którzy może niewiele mają ze sobą wspólnego, ale mają wspólną tę muzykę? Jakie uczucie to w tobie wywołuje?
Słuchaj... nie wywołuje to właściwie żadnego uczucia, dlatego że moi przyjaciele z reguły są dwadzieścia lat młodsi ode mnie - a także mam przyjaciół o dwadzieścia lat starszych. Wiek nie gra żadnej roli. Ja dobieram przyjaciół pod względem osobowości. I sądzę, że fani, którzy słuchają muzyki, myślą tak samo. Po prostu jak muzyka pasuje dla dwudziestolatka - fajnie. Jak muzyka pasuje dla kogoś, kto ma czterdzieści lat - też fajnie. Ja myślę, że nie ma dla mnie różnicy do jakiej grupy ludzi ja uderzam, bo wiem, że akurat chyba wszyscy nas lubią. (śmiech)
Nie czujesz się w związku z tym - to zabrzmi pompatycznie - wielką personą polskiego rocka czy kimś takim?
Nie, ja w ogóle nie zwracam uwagi na takie rzeczy, jak gwiazda rock'n'rolla czy w ogóle gwiazda sceny. Absolutnie nie. Ja jestem, myślę, normalnym Harleyowcem. (śmiech)
A jak się ma do tego na przykład występ na Fryderykach?
To znaczy?
Mówię o roli wręczającego. (Andrzej wręczał w tym roku Fryderyka w kategorii "Hard & Heavy" - przyp. red.)
A z przyjemnością. Bardzo to przyjemnie przeżyłem. Po iluś tam latach była to okazja do odnowienia kontaktów, do poznania nowych ludzi. No i jakoś tak... tak miło mi było wtedy.
Wręczyłeś nagrodę Acid Drinkers. Czy sądzisz, że słusznie - że tak powiem?
Słuchaj, to był wybór...
(przerywam) Ja wiem. Ale chodzi mi o to, co ty na ten temat sądzisz.
Aha. To znaczy "słusznie"... Ja myślę, że na tę nagrodę wiele zespołów zasługuje, jeżeli chodzi o heavy metal czy hard rock. A że akurat padło na Acid Drinkers - ja się bardzo cieszę, oni na pewno też. I to wszystko. Jest to bardzo dobry zespół i z przyjemnością wręczyłem im Fryderyka.
A co w ogóle sądzisz o czymś takim, jak Fryderyki? Wiele jest głosów bardzo krytycznych: że wytwórnie nawzajem sobie wręczają nagrody i tak dalej, i tak dalej...
Słuchaj, na całym świecie są takie imprezy, praktycznie w każdym państwie. A myślę, że jest to następna okazja do wspólnej zabawy, do wspólnego spotkania i do następnej przygody, którą można przeżyć - nie tylko dla widza, który ogląda, ale też i dla muzyków, którzy oczekują jakiegoś wyróżnienia, ewentualnie oczekują następnej przygody.
Czyli nie odrzuca cię to tak, jak wielu "prawdziwych rockmenów", którzy bojkotują tego typu imprezy?
Nie, absolutnie. Ja nie wiem w jakim celu bojkotować takie imprezy. W sumie gra się dla ludzi, prawda? My, muzycy gramy dla ludzi, a ludzie z kolei czegoś oczekują od nas. Jak nie koncertu, to jakiegoś następnego wydarzenia, jakim na przykład są Fryderyki. I to wszystko. Ja bym tam nigdy nie zbojkotował takiej imprezy, bo po co? No po co?
Na przykład Kazik, który przez ileś tam kolejnych lat dostawał nagrody za teksty i ostentacyjnie ich nie odbierał...
Nie wiem, nie znam osobiście Kazika, nie wiem co to jest za człowiek. Może akurat ta postawa to jest jego własna postawa, może chce tym coś zamanifestować. Nie mam pojęcia. Nie zastanawiałem się nad tym.
Ty byś z przyjemnością odebrał, gdybyś został nagrodzony?
Z pewnością. I napiłbym się szampana z moimi nowymi przyjaciółmi.
Przejdźmy teraz do pytań "przekrojowych". Gdybyś miał podać nazwy i nazwiska, które na samym początku sprawiły, że w ogóle złapałeś się za gitarę i zacząłeś cokolwiek brzdąkać - jakie byłyby to nazwy i nazwiska?
No... Grand Funk Railroad. To jest amerykańska kapela, bardzo dobra. Od tej kapeli zaczynałem wszystko. Oni mnie ukierunkowali. Wtedy byłem wielkim hippisem, jeździłem na zloty hippisowskie, słuchałem ich nagrań. Zresztą to ewenement: Grand Funk Railroad jest w tej chwili na listach w Ameryce i to jest bardzo dobrze sprzedawana kapela, której w ogóle nie ma, która nie istnieje. Czyli wszystkie ich stare płyty, stare kompozycje są na listach i są dalej sprzedawane. Oczywiście Deep Purple, John Mayall, Eric Clapton i Motorhead. To były kapele, których słuchałem na okrągło.
A czego teraz słuchasz, tak dla przyjemności?
Teraz słucham polskiego radia (śmiech), różnych stacji siedząc na okrągło w warsztacie. No i chcę się dowiedzieć, co się w kraju dzieje, porównuję... Raz się śmieję, raz słucham z niecierpliwością, raz się wkurwiam... A jeżeli chodzi o zespół, którego na okrągło słucham... to nie ma takiego mojego ulubionego. Raczej wracam do starych korzeni, do tego, co było. Czyli najlepsze zespoły - i rockowe, i bluesowe. Więcej powiem: wracam jeszcze bardziej do korzeni, bo coraz bardziej lubię ludzi, z których kiedyś się śmiało. Na przykład ci wszyscy młodzi, początkujący gitarzyści, którzy uważają, że grają tysiąc dźwięków na minutę - kiedyś też tak było, kilkanaście lat temu - śmiali na przykład się z Muddy Watersa, że nie potrafi grać na gitarze, czy z innych tak zwanych "dziadków" - od których ta muzyka się zaczęła. Od tych paru koślawych dźwięków, jakimi jest blues, powstało wszystko. Nie tylko muzyka - powstał cały ruch hippisowski i Harleyowski, powstał ruch filmowy, powstały różne dziwne kultury. Ale do tego trzeba dojść dopiero po latach.
A z tym radiem polskim to jak to jest? Częściej się śmiejesz, częściej się ciekawisz?
Wiesz co, to jest pół na pół. Zależy, wiesz, czego słucham. Ale czasami... (śmiech) Czasami naprawdę mnie rozśmieszają. Te, jak by to nazwać...? Kompozycje...? Nie wiem, nie wiem na czym to polega... Ale widocznie są to dobre kompozycje naszych polskich piosenkarzy, bo wszyscy ich słuchają. (śmiech) Nie będę mówił po nazwiskach, bo nie chcę sobie robić wrogów. Jak każdy pitbull ja mam bardzo dużo przyjaciół i bardzo dużo wrogów, i ja myślę, że w Polsce już mi wrogów wystarczy. (śmiech) Zresztą ci, którzy kochają rock'n'rolla dokładnie wiedzą o co mi chodzi i nie muszę mówić o jaki nurt muzyki chodzi. (śmiech)
No to w takim razie może teraz porozmawiajmy chwilę o tych Harleyach. Jeśli wziąć Harleye, motocykle i wziąć muzykę - czy to się w ogóle da porównać? Co z tego jest dla ciebie ważniejsze? Czy to jest jednak, tak jak mówisz, jedno z drugim połączone - z muzyki wynikają te Harleye, z Harleyi wynika ta muzyka? Jak to właściwie jest?
Dokładnie. Powiedziałeś moimi słowami. To nie tylko Harleye, to cały ruch motocyklowy...
No tak, ja tylko uprościłem...
Ja myślę, że jest z tym związany. I jedno z drugiego wypływa. Ja myślę, że motocykle i to, że siedzę w warsztacie i że mam dookoła siebie akurat takich przyjaciół, a nie innych - to wpływa na to, że robię taką, a nie inną muzykę.
A żeby sobie tak pogdybać: co by cię bardziej bolało - gdyby ci zabrali motor i nie pozwolili jeździć, czy gdyby ci zabrali gitarę i nie pozwolili grać? Jacykolwiek oni.
No to pokaż mi tych onych. (śmiech) Nie, słuchaj, to jest niemożliwe. Nikt nie ma prawa mi niczego zabrać. A niech spróbują! (śmiech)
Zjeździłeś i poznałeś właściwie całą Amerykę. Jaka jest według ciebie prawdziwa Ameryka, ta od środka? Co to właściwie jest?
To jest właśnie prawdziwa Ameryka - ta od środka. Nie ta, którą widzimy na filmach, istna jedna bzdura, którą się zachwycamy - typu, wiesz, piękne samochody... czyste ulice... szerokie ulice... nikt nie pracuje, wszyscy mają pieniądze... wszystkim jest dobrze, z uśmiechem. Nie, to nie jest Ameryka, to jest wszystko plastik. Prawdziwa Ameryka zaczyna się właśnie tam, gdzie jest brud... gdzie jest kombinacja... gdzie jest gorąco... gdzie jest sucho... gdzie człowiek czasami się boi, czasami się cieszy. Czyli cała ta podszewka, od której ta Ameryka wyszła. Zresztą wiemy, Ameryka jak to Ameryka - jest to kraina uciekinierów, kowboi, oszustów, bandytów (śmiech), kombinatorów. I to jest prawdziwa Ameryka.
A jak to się ma do Polski? W ogóle, kulturowo.
Polska jest Polską. Jesteśmy zupełnie inaczej wychowani. Nie będę mówił: lepiej czy gorzej, bo to już każdy powinien sam wiedzieć o co chodzi. Ale ja myślę, że w sumie tutaj, w kraju powinniśmy iść jako Polacy - i za bardzo nie naśladować tak zwanych amerykańskich reguł gry. Bo - z tego, co zaobserwowałem - kończy się tutaj na naśladownictwie, a nie kończy się na efektach. Powinniśmy najpierw myśleć o tym jak dojść do efektów, a nie najpierw naśladować. Ja myślę, że powinniśmy się uczyć. Więcej się uczyć: na temat stylu życia, stylu bycia, stylu robienia pieniędzy czyli biznesu - a dopiero później zaczynać to robić. Najpierw powinniśmy iść do tak zwanej szkoły życia, a dopiero potem działać. Jeżeli chodzi o politykę, to od razu mówię, co mnie tutaj w Polsce drażni - z tego, co zaobserwowałem: wielki chaos. Jeden wielki chaos i jeden wielki kwik zarzynanych prosiąt. Wszystkim się nic nie podoba, wszyscy starają się zrobić nie wiadomo co, a to jest jeden wielki zamęt, z którego praktycznie... może nie to, że nic nie wynika, ale zamęt jest. To mnie drażni. Nie mogę słuchać polityków, powiem ci szczerze. Przestałem obserwować w telewizji, przestałem słuchać walk między ugrupowaniami, z których - powtarzam - nic dalej nie wynika. Wolę skręcić następny motocykl. I czekać.
Myślisz, że na świecie w polityce jest inaczej? Mnie się wydaje, że politycy to jest taka dziwna kasta ludzi, którzy tak są zbudowani, że kwiczą i że się kłócą...
No ale nie tak jawnie jak w Polsce! Wiesz, może to są ostre słowa, ale w Polsce nikt nie ma dużego szacunku do siebie, rozumiesz? Sądząc po wypowiedziach, po oczernianiu jednych przez drugich, jeśli chodzi o wielkie osoby - po prostu nie ma... może nie to, że stylu - nie ma klasy. Bo z klasą można napluć komuś w twarz. A można też napluć bez klasy...
A jednak na powrót się tutaj zadomowiłeś, prawda?
Tak, zadomowiłem się z powrotem. W sumie jest to mój kraj. Wychowałem się tutaj. Wiesz, Amerykę traktowałem jako jedną wielką przygodę. Ja lubię przygody, nie potrafię usiedzieć na miejscu. Wiesz co, czasami starałem się - przez to całe moje życie - dojść do wniosku gdzie ja mieszkałem, ile ja miałem przeprowadzek, ile miałem kobiet (śmiech), ile nowych domów, ile starych domów - i powiem ci szczerze, że już zaczyna mi się mieszać. Tak, jak mojemu ojcu, któremu przedstawiłem moją nową dziewczynę. On na to powiedział: "Ty mi już nic nie mów, bo mi się w głowie miesza". (śmiech) Jedna wielka przygoda. Czyli ekspres, który się rzadko zatrzymuje, zawsze pędzi dalej.
I będziesz tak dalej pędzić?
Tak. Póki starczy paliwa.
Z tego, co czytałem, w młodości miałeś zakusy na aktorstwo. Różne tak zwane - choć ustaliliśmy, że o tobie tak nie mówimy - gwiazdy rocka są zapraszane do różnych filmów. Nie myślałeś, żeby u nas się na przykład komuś tam podstawić i grać? Na przykład w jakieś nowej pasjonującej ekranizacji kolejnej powieści...
Zastrzeliłeś mnie tutaj. (śmiech) Faktem jest, że nie myślałem, absolutnie. Nie wiem, może kiedyś pomyśle. Może dałeś mi jakiś nowy pomysł. (śmiech)
Wracając natomiast do muzyki - czy potrafisz wskazać jeden, albo kilka najlepszych, najważniejszych utworów, jakie nagrałeś, skomponowałeś w życiu? Coś z czego jesteś najbardziej dumny, swoje osiągnięcia muzyczne...
Najbardziej dumny... ja nie wiem. Jest parę piosenek, których ludzie słuchają do tej pory. Czy dumny? Też się nie zastanawiałem nad tym, czy jestem dumny z tego... Chociaż cieszę się. Cieszę się, myślę, że jest fajnie.
Czy jesteś w stanie wskazać jakieś swoje własne ulubione utwory czy raczej nie?
Słuchaj, ulubione piosenki to zawsze są te najnowsze.
No właśnie nie zdążyłem zaznaczyć, że może poza najnowszymi. (śmiech Andrzeja) Bo to zazwyczaj tak jest, że jeśli zapyta się artystę o jego najlepszą płytę, to powie: ostatnia - i tak dalej. Z nią jest najbardziej emocjonalnie związany. Ale może poza tym...
Emocjonalnie związany? To ja myślę, że to są te dwie piosenki, od których zaczęło się w ogóle całe TSA. To jest "51" i "Trzy zapałki". Te piosenki były zrobione bez wokalisty, nie wiem czy wiesz...
Tak, oczywiście.
I TSA wyszło na szerokie wody między innymi dzięki tym dwóm piosenkom, granym instrumentalnie. Ja myślę, że chyba właśnie te piosenki. Tu są emocje. Bo wiem, że praktycznie od nich się wszystko zaczęło.
Czyli jednak tak pół-paradoksalnie te emocje lokujesz głównie w tym muzycznym spokoju i jakiejś takiej melancholii, tak? Tak by z tego wynikało, z tych dwóch utworów...
To zależy jak je zagrasz, prawda?
Oczywiście.
Zależy jak je zagrasz. Niektórzy mi zarzucali - i dalej zarzucają, że "Trzy zapałki" i "51" co koncert są grane inaczej. Że jest inna solówka, troszeczkę inne aranżacje. A ja uważam, że jest to bzdura, bo to właśnie wychodzi z emocji. Jak się czujesz, tak zagrasz. A jak będziemy grać tak, jak na płytach i każdy będzie przyzwyczajony do każdego dźwięku - no to wyjdzie następny playback.
Na przykład dwa lata temu graliście akustycznie. Jesteś z tego zadowolony?
Bardzo. Bardzo jestem z tego zadowolony. Pomysł praktycznie wyszedł na trasie TSA, nagle. I nagle weszliśmy do Trójki, zagraliśmy akustyczny koncert bez próby. Powiedziałem wszystkim, że nie musimy mieć próby - zagramy tak, jak czujemy. Uważam, że było to następne bardzo fajne przeżycie.
I to był ten pierwszy koncert, który trafił na płytę?
Tak jest, tak jest. I to było zagrane bez próby - tak, jak czujemy. Każdy złapał, o co chodzi, Duane (Cleveland - przyp. red.) - perkusista wyrzucił bębny, zostawił sobie werbelek i talerzyk, wzięliśmy smyczki, w garderobie - praktycznie w garderobie - dowiedzieli się, co mają grać po funkcjach, no i... tak jakoś to poszło. Wszystkie tematy, te nowe, które zostały opracowane, wszystkie te rzeczy wyszły od razu na koncercie. Praktycznie nie było żadnej próby. Czyli możemy zagrać akustycznie, myślę. (śmiech)
Czy często masz okazję korzystać z internetu?
No nie mam - na razie. Bo w tej chwili czekam na komputer, dzięki tutaj koledze. (wskazuje na siedzącego obok Darka Przewoźniaka, swego "pomocnika") Doszliśmy do wniosku, że jednak w domu bez komputera nie ma w dzisiejszych czasach szans bytu. No ale jeśli chodzi o internet, to cały czas jestem w kontakcie, bo codziennie dostaję parę telefonów od mojego menadżera - jakie są nowinki, co się dzieje. Tak że bezpośrednio z komputerem nie mam kontaktu, ale pośrednio - codziennie.
A co myślisz o całym zjawisku pod tytułem internet? Są różne głosy: że to dobrodziejstwo, że to niebezpieczeństwo - co ty o tym sądzisz?
Zależy jak kto wykorzystuje internet. Internet jest bardzo dobry, bo można sprzedać, można kupić, można poznać nową panienkę (śmiech), można się pozbyć starej panienki (śmiech). No i co?
No ale można też znaleźć na przykład przepis na bombę albo, nie wiem, jakieś... dziecięce porno i tak dalej...
Ale to można znaleźć wszędzie. Pamiętajmy, że każdy ma to, na co zasłużył i każdy ma to, czego szuka. Jeden szuka przepisu na bombę, drugi szuka nowinek technicznych. Tak że w tym momencie nie możemy obwiniać internetu o to, że jest to czy tamto... Ale też nie wiem czy ludzi obwiniać za to, co ich interesuje. Ja myślę, że każdy to sobie wybiera, prawda? Jedna dziewczyna wybiera życie prostytutki, inna - gospodyni domowej.
Żeby w takim razie już zakończyć wątek internetowy - co sądzisz o innych zarzutach pod adresem internetu: że powoduje alienację od świata, że łatwiej nawiązać kontakt i znajomość w internecie - kiedy nie wiadomo kim jesteś, niż w świecie rzeczywistym?
Mówisz, że to jest zabawa w chowanego?
Nie wiem, tak mówią ludzie. No i poniekąd jest to prawda.
Nie wiem... no nie wiem. Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, bo w sumie nigdy nie zastanawiałem się nad tym. Nie wiem.
Jak zamierzasz spędzić zbliżające się święta? (wywiad przeprowadzony był przed świętami, niestety nieprzewidziane trudności uniemożliwiły wsześniejszą publikację - przyp. red.)
Święta? Świątecznie. Świątecznie w garażu, z moimi psami, które też będą świętować, z kumplami, z motocyklami... Po prostu zrobimy sobie następne święta.
No to dziwne pytania na koniec: kiedy ostatnio przycinałeś te włosy?
Nie wiem. Nigdy - powiem ci szczerze, że nigdy. Nigdy praktycznie nie przycinałem włosów - przynajmniej z tyłu. Bo raz panienka, jak grałem z Martyną Jakubowicz... były to lata mojej młodzieńczej fascynacji - no to raz się dałem namówić. Obcięła włosy z góry, pamiętam i zrobiła ze mnie pudla domowego. (śmiech) Ale szybko stałem się z powrotem pitbullem i już włosów nie ruszam. Niech sobie rosną. (śmiech)
I nie ruszysz?
Nie. (śmiech)
A wygodnie ci z tymi wszystkimi pierścieniami na palcach? (wskazuję na pierścienie zdobiące dłonie Andrzeja. Jeśli się nie pomyliłem, na każdej ręce trzy krzyże i jedna czaszka - przyp. red.)
To kwestia przyzwyczajenia. Kiedy je pierwszy raz założyłem, to mi coś grzechotało i tak dalej... Wiesz, zacząłem od jednego, a skończyłem na ośmiu. (śmiech)
I lubisz?
I lubię.
No dobrze, poproszę cię o jakieś podsumowanie naszej rozmowy, przesłanie końcowe dla czytelników i fanów, pozdrowienia...
No wiadomo, że wszystkich pozdrawiam! Życzę wesołych świąt, smacznego jajka, no i... no i to wszystko. Żyjcie szczęśliwie, kochajcie się, uważajcie na swoich wrogów, ceńcie swoich przyjaciół.