- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Yob
Wykonawca: | Mike Scheidt - Yob (wokal, gitara) |
strona: 2 z 2
Yob, Wrocław 20.09.2014, fot. Verghityax
Czy Steve von Till (założyciel Neurot Recordings - przyp. red.) nie miał do was żalu?
Nie, zachowaliśmy przyjacielskie stosunki. Neurosis to nasz ulubiony zespół, co do tego wszyscy w Yob jesteśmy jednomyślni. Ich wizja artystyczna nieodmiennie stanowi dla nas źródło inspiracji.
Dobrze się znacie?
Scotta Kelly'ego poznałem w 2002 albo 2003 roku. Zaprosił mnie do swojego programu radiowego (Combat Music Radio - przyp. red.), by przeprowadzić ze mną wywiad. Ze Stevem zetknąłem się dopiero kilka lat później, kiedy wystąpiliśmy przed Neurosis, promując "The Great Cessation".
Nim zrealizowaliście "The Great Cessation", przez trzy lata Yob pozostawał nieaktywny. Co sprawiło, że w 2006 roku odpuściliście?
Wyczerpujące trasy koncertowe. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że nie jesteśmy wielką kapelą, toteż mieliśmy konkretnych oczekiwań finansowych. Mimo to znikaliśmy na pięć tygodni, zazwyczaj zapożyczając się i wykorzystując cały urlop, by wrócić z pięciuset dolarami w kieszeni. Zmuszało nas to do mnóstwa wyrzeczeń. Dotarliśmy wreszcie do punktu, w którym Travis i Isamu (Sato, były basista Yob - przyp. red.) mieli już po dziurki w nosie takiego trybu życia. Zaproponowali, by ograniczyć naszą działalność do nagrywania płyt i okazjonalnych występów, co dla mnie było nie do przyjęcia. Wiedziałem, że zespół nie ma szans przetrwać w takich warunkach, a nie miałem siły formować nowego składu Yob. W rezultacie założyłem Middian z Willem Lindsayem i Scottem Headrickiem. To był krótkotrwały projekt. Zrobiliśmy album ("Age Eternal" - przyp. red), pojechaliśmy w trasę - długą i ciężką - a na koniec wydarzył się cały ten ambaras z pozwem (w październiku 2007 roku zespół Midian z Wisconsin wniósł pozew o wyłączne prawo do nazwy - przyp. red.). Nasze morale legło w gruzach, to położyło kres istnieniu Middian.
W tamtym czasie odezwał się do mnie Travis, pytając, czy nie zagralibyśmy razem koncertu. Zgodziłem się, chociaż nie wierzyłem, by reaktywacja Yob miała wywołać jakikolwiek odzew. W najśmielszych snach nie przypuszczałem, że pod naszą nieobecność status grupy tak bardzo urośnie. Z Holandii niemal od razu nadeszło zaproszenie na "Roadburn Festival 2010".
Yob, Kraków 10.11.2018, fot. Verghityax
Jeśli nie masz nic przeciwko, chciałbym teraz pomówić o początku twojej kariery. W Wikipedii natknąłem się na informację, że pierwszą kapelą, w której się udzielałeś, był Chemikill.
Pierwszą przyzwoitą kapelą. Przedtem, w liceum, pogrywałem z paczką kolegów, nic poważnego. Z Chemikill mieliśmy kilka fajnych dokonań, ale nie znajdziesz ich w internecie. To była muzyka w stylu hardcore punka, coś na modłę wczesnego Neurosis i Poison Idea.
W 1995 roku na świat przyszły moje dzieci, bliźnięta, więc inne zajęcia musiały zejść na dalszy plan. Chodziłem do pracy, byłem tatą na pełen etat, toteż debiutancka demówka Yob powstała dopiero w 1999 roku, trzy lata po tym, jak powołałem swój projekt do życia. Zanim wypuściłem ten materiał, nikt nie traktował mnie poważnie ani nie chciał zrozumieć moich pomysłów. Partie perkusji zarejestrował dla mnie kumpel z liceum (Greg Ocon - przyp. red.), niezły bębniarz metalowy, aczkolwiek średnio radził sobie z wolniejszymi tempami.
Co sprawiło, że zdecydowałeś się zostać muzykiem?
Nigdy nie sądziłem, że będę się tym trudnił zawodowo. Dorastałem słuchając rozmaitych wykonawców, szczególnie ukochawszy sobie brzmienie perkusji. Około 1984 albo 1985 roku poznałem ekipę punkowych dzieciaków, które sprowadziły się do Eugene z Los Angeles, u jednego z nich w salonie odbywały się próby. Nagle przestałem być kolesiem, który muzykę zna wyłącznie z płyt i telewizji. Sterczałem w tym pokoju, obserwując, jak dają z siebie wszystko, i wówczas mnie olśniło. Ja też tak chciałem.
Yob, Wrocław 20.09.2014, fot. Verghityax
Co to był za zespół?
Nie pamiętam, jak się wtedy nazywali, ale parę lat później funkcjonowali jako Dirtclodfight. Przewodziła im para identycznych bliźniaków (Phil i Fred Merwinowie - przyp. red.), wydali mnóstwo albumów i koncertowali bez wytchnienia. Zabójcza kapela.
Podobno w latach 80. byłeś mocno zaangażowany w ruch wymiany kaset magnetofonowych.
Miałem znajomka, który na bieżąco kupował wszelkie nowinki metalowe. To, co uznał za godne uwagi, przegrywał na taśmę i rozpowszechniał. W ten sposób w moje ręce trafiły takie albumy, jak "Fire in the Brain" Oz, "Haunting the Chapel" Slayer, "Ride the Lightning" Metalliki, od niego dostałem również Black Sabbath i Piledriver.
W punkowe klimaty wprowadził mnie kuzyn, który wyjechał do San Francisco. Pomieszkał w Bay Area, po czym wrócił z irokezem na głowie, w wojskowej kurtce i koszulce Dead Kennedys. Jego nowy wizerunek zrobił na mnie piorunujące wrażenie, sięgnąłem więc po Black Flag i Suicidal Tendencies.
Zabrzmię pewnie teraz jak stary człowiek, ale działo się to w czasach, kiedy metalowcy nie dogadywali się zbyt dobrze z punkami. Oba środowiska zaczynały się dopiero wzajemnie przenikać, wpływając nawzajem na swoją twórczość i kładąc podwaliny pod crossover. Jeśli spojrzysz na wczesne zdjęcia Slayer, ujrzysz grupę chłopaków w koszulkach D.R.I. i Verbal Assault. Nim to jednak nastąpiło, ciągle dochodziło do utarczek. Idąc na koncert Motorhead, mogłeś natknąć się na metalowców, punków, skinheadów i motocyklistów. To była niebezpieczna mieszanka.
Yob, Kraków 10.11.2018, fot. Verghityax
Słuchałeś czegoś przed metalem i punkiem, czy od razu zafascynowały cię cięższe brzmienia?
Muzyka gości w moim życiu odkąd pamiętam. Nie kojarzę dnia, który upłynąłby bez niej. Rodzice uwielbiali takie rzeczy, jak The Beatles, Led Zeppelin, Elton John, Earth, Wind & Fire, Crosby, Stills, Nash & Young i Three Dog Night. Odebrałem solidną szkołę.
Czy rodzice wspierali cię w twoich muzycznych dążeniach?
Tak, choć niektóre z moich wyborów napawały ich niepokojem. Zmartwiła ich zwłaszcza koszulka z Ozzym Osbournem plującym krwią, mieli też problem z zaakceptowaniem tatuaży.
Dziękuję ci bardzo za poświęcony czas.
Dzięki, nie ma sprawy.