- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Warlock, Doro
Wykonawca: | Doro Pesch - Warlock, Doro (wokal) |
strona: 1 z 2
Doro, Katowice 1.12.2016, fot. Verghityax
Swego czasu pewna polska piosenkarka próbowała wmówić wszystkim, a najbardziej chyba sobie samej, że królowa jest tylko jedna. Nic bardziej mylnego, bo co gatunek, to inna osoba. Tytuł Królowej Popu wciąż dumnie dzierży Madonna, soul miał swoją monarchinię w osobie Arethy Franklin, a w rock and rollu korona przez dekady zdobiła skronie Tiny Turner. W świecie metalu wyróżnienie to należy się zdecydowanie Dorothee Pesch. Chociaż dziś niemiecka wokalistka znana jest głównie za sprawą swojej kariery solowej, to pierwsze triumfy święciła w heavymetalowym zespole Warlock. Tej właśnie formacji postanowiłem poświęcić trwającą niespełna pół godziny rozmowę. Jeśli chcecie wiedzieć, dlaczego lepiej nie jeździć na wakacje z rodzicami, co sprawiło, że czarnoksiężnik na okładce "Burning the Witches" ma pośladki na głowie i którego muzyka Metalliki Doro polubiła najbardziej, to zapraszam do lektury.
rockmetal.pl: Warlock - twój pierwszy poważny zespół - przestał istnieć w 1989 roku, w dużej mierze za sprawą batalii sądowej z dawnym menedżerem (Peterem Zimmermannem - przyp. red.). Mimo to trzykrotnie udało ci się skrzyknąć niegdysiejszych kolegów i powrócić do tego tamtego materiału na żywo: w 2003 roku w Dusseldorfie, w roku 2004 na festiwalu "Wacken Open Air" i w roku 2009 w ramach "Metalway Festival" w hiszpańskiej Saragossie. Chyba ciągnie wilczycę do lasu, bo we wrześniu 2021 roku wydałaś koncertowy "Warlock - Triumph and Agony (Live)".
Doro Pesch: Jubileuszowe koncerty poświęcone "Triumph and Agony" (czwartemu i zarazem ostatniemu longplayowi Warlock - przyp. red.) zaczęliśmy grać kilka lat wcześniej. Odwiedziliśmy z tym repertuarem Stany Zjednoczone, Hiszpanię oraz szereg europejskich festiwali. Nie planowaliśmy żadnego związanego z tym wydawnictwa, lecz potem uderzyła pandemia i wszyscy zostaliśmy na lodzie, wobec czego postanowiłam przejrzeć nasze archiwum. Okazało się, że dysponujemy znakomitej jakości zapisem z występu na "Sweden Rock Festival" (z 8 czerwca 2017 roku - przyp. red.). Nagrywało nas bodaj piętnaście kamer, fani dopisali, panowała diabelnie gorąca atmosfera. Co więcej, był to pierwszy raz, kiedy w całości wykonaliśmy "Triumph and Agony" na żywo i to jeszcze na trzy gitary. Na scenie towarzyszyli mi Luca Princiotta i Bas Maas - moi etatowi gitarzyści - a także Tommy Bolan. Powierzyliśmy mu odtworzenie solówek, ponieważ to on zarejestrował je na oryginale z 1987 roku.
"Warlock - Triumph and Agony (Live)" ukazał się w formacie CD i Blu-ray. Wersja audio to mieszanka najlepszych wykonań z Hiszpanii i Szwecji, z kolei materiał wideo pochodzi wyłącznie ze "Sweden Rock Festival". Ponadto zamieściliśmy na Blu-ray dokument traktujący o kulisach powstania "Triumph and Agony". Kocham wszystkie albumy Warlock, ale uważam, że ostatni z nich jest naszym szczytowym osiągnięciem. Na dodatek w paru utworach zagrał Cozy Powell, w tym w moim ulubionym "Touch of Evil". To była złota era metalu. Kapele ściągały tłumy, a stacje telewizyjne na okrągło emitowały teledyski z ciężkimi brzmieniami.
Pozwól, że z kronikarskiego obowiązku się upewnię: bas i perkusję na "Warlock - Triumph and Agony (Live)" obsłużyli członkowie twojej solowej formacji, prawda?
Tak. Na basie usłyszeć można Nicka Douglasa, który jest z nami od ponad trzech dekad, a za bębnami zasiadł Johnny Dee.
Doro, Katowice 1.12.2016, fot. Verghityax
Przed założeniem Warlock, na początku lat 80. udzielałaś się w dość enigmatycznym projekcie o nazwie Snakebite. To byli ci sami muzycy, co w Warlock?
Nie, Snakebite tworzyła w większości inna ekipa: Wolfgang Bohm na gitarze, Rene Gajus na perkusji i ja na wokalu. Mieliśmy wprawdzie Franka Rittela (późniejszego basistę Warlock - przyp. red.) na basie, lecz on nie potrafił się jednoznacznie zadeklarować - co dołączył, to wkrótce nas opuszczał, dlatego zwykle zastępował go koleś imieniem Romano. Następnie śpiewałam w Beast, gdzie zaprzyjaźniłam się z gitarzystą Peterem Szigetim. Z Peterem powołałam też do życia grupę pod szyldem Attack. Niestety nie pamiętam już reszty składu. Wreszcie - na przełomie 1982 i 1983 roku - sformowaliśmy Warlock. Ja stanęłam za mikrofonem, Peter Szigeti i Rudy Graf zajęli się gitarami, basistą został Thomas Studier, a za perkusję odpowiadał Thomas Franke.
Bardzo szybko wypracowaliśmy sobie ostry dryl. Żyliśmy zgodnie z niepisaną zasadą, że codziennie odbywamy próbę i nie godziliśmy się na żadne odstępstwa od tej reguły. Nie jestem nawet pewna, kto z nas narzucił ten reżim. Któregoś razu Thomas Franke zjawił się i obwieścił, że musi pojechać na dwutygodniowe wakacje z rodzicami. "Nie ma mowy!" - zaprotestowaliśmy gwałtownie. Kazaliśmy mu to natychmiast odkręcić. Poszedł z nimi negocjować, po czym wrócił ze zwieszoną głową. "Przepraszam, ale nie mam wyjścia" - powiedział. Przez kilka dni ćwiczyliśmy bez bębnów i szło nam jak po grudzie. W końcu Peter nie wytrzymał i oznajmił, że ma znajomego perkusistę. To był Michael (Eurich - przyp. red.), liczący sobie wówczas czternaście lat. Gdy go poznaliśmy, fascynował się punkiem i nosił irokeza. Usiłował nas przekonać, że podoła zadaniu, my jednak się wzbranialiśmy, głównie z uwagi na jego wiek. Po kolejnej koszmarnej próbie w czwórkę ugięliśmy się. "Jak długo grasz?" - spytaliśmy Michaela. "Pół roku" - padła odpowiedź. "Dobra, jesteś przyjęty". Kiedy Thomas wrócił z wakacji, czekała go dość niemiła niespodzianka. Nie wierzył, że znaleźliśmy kogoś na jego miejsce.
Warlock (od lewej do prawej: Frank Rittel, Peter Szigeti, Doro Pesch, Rudy Graf i Michael Eurich), materiały prasowe
Niebawem rozstaliśmy się również z Thomasem Studierem. To był wysoki gość z wąsikiem i krótkimi włosami, nieco starszy od nas. Uwierał nas jego wizerunek, zupełnie nieprzystający do archetypu metalowca. Uznaliśmy, że potrzebujemy kogoś, kto bardziej by do nas pasował. Thomas ewidentnie wyczuł, co się święci, bo na następnym spotkaniu sam zainicjował rozmowę: "Nie musicie nic mówić. Wiem, co się dzieje. Chcecie mnie wywalić z zespołu. W porządku, odchodzę". Nie zachowaliśmy się zbyt dojrzale. Mimo to ulżyło nam, że obyło się bez kłótni. Nowym basistą Warlock został Frank Rittel.
Jak zetknęłaś się z Frankiem, Peterem i Rudym, zanim trafiliście do jednej kapeli?
Wszyscy mieszkaliśmy w Dusseldorfie. Nawet, gdy udzielaliśmy się w innych projektach, regularnie na siebie wpadaliśmy. Nasze salki prób mieściły się w tym samym budynku starej, nieczynnej fabryki. Święta czy Sylwester stanowiły idealną okazję do wspólnych imprez i nie były to spokojne prywatki, tylko dzikie, suto zakrapiane balangi.