zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 22 listopada 2024

wywiad: Virgin Snatch

3.01.2007  autor: RJF

Wykonawca:  Łukasz "Zielony" Zieliński - Virgin Snatch (wokal)

Odejście Titusa raczej nie zaszkodziło grupie Virgin Snatch, a wręcz nadało jej rozpędu, który jest tak potrzebny przy promocji nowej płyty. Z Piotrem "Aniołem" Wąciszem (Corruption) na basie zespół wydał album, zatytułowany "In the Name of Blood" i gotowy jest ruszyć na podbój scen w kraju. Czy tylko w kraju? O tym już więcej opowie wokalista grupy - Łukasz Zieliński.

strona: 1 z 1

rockmetal.pl: Kiedy rozmawialiśmy przy okazji wydania "Art of Lying" już wtedy powiedziałeś, że nowy album Virgin Snatch będzie trzy razy lepszy od tamtego. Czy nadal tak uważasz?

Zielony: Uważam, że jest lepszy. Jest troszkę inny niż "Art of Lying", ale jest chyba bardziej "nasz". Więcej w nim naszego grania. Mam nadzieję, że styl Virgin Snatch powoli się wykluwa.

Przy pierwszym przesłuchaniu "In the Name of Blood" sprawia wrażenie ostrzejszego od poprzednika. Ale gdy się wsłuchać, jest na nim wiele klasycznych brzmień gitarowych. Czy był to celowy zabieg?

Głupio było nie wykorzystać potencjału, jaki tkwił w gitarzystach Jacku Hiro i Grysiku [Grzegorzu Bryle - przyp. red.]. Oni zawsze lubili solić, więc gdzieś te swoje melodie do naszej muzyki pchają. A że są razem ze mną, głównymi kompozytorami utworów, dużo ich rzeczy się pojawia. Riffy są ciężkie, w gitarach jest więcej melodii, ale w dalszym ciągu jest to dość ostry thrash-death metal.

Na płycie jest też więcej czystego śpiewu. Czy to twój hołd w stronę klasycznego metalu, którego wiem, że jesteś wielkim miłośnikiem?

To prawda, że jestem wielkim fanem klasycznych rzeczy i lubię ich słuchać, więc tym bardziej gdzieniegdzie przemycam je w śpiewie. Mam wielki szacunek do metalowo-rockowej klasyki, ale zawsze dbam o to, aby pozostawało to w zgodzie ze stylistyką, którą uprawia Virgin Snatch. Chciałem też, żeby ta płyta była bardziej urozmaicona. Gdybym "jechał" growlami przez cały czas płyta nie byłaby tak czytelna i mogłaby się nudzić. Myślę, że jest to zabieg o tyle interesujący, że pozwala albumowi się rozpędzać za każdym przesłuchaniem. Takie przynajmniej dochodzą mnie słuchy i z tego się cieszę. Nie lubię oceniać własnej twórczości i wolę, żebyście robili to wy, ale myślę, że to dobry wybór. Na "Art of Lying" czystych wokali było trochę mniej, ale generalnie było podobnie. Rozwijamy nasz styl i kontynuujemy to, co robiliśmy wcześniej. Nie chcemy się cofać, idziemy do przodu, ale bez komercyjnych dodatków i w zgodzie z metalowym undergroundem. Thrash till death!

Niedawno musieliście odwołać udział w "Rat Race Tour" z powodu opóźnień prac nad płytą. Co było ich powodem?

Tak, mieliśmy zarezerwowane terminy w Hertzu. Z różnych względów musieliśmy je poprzestawiać, a do tego Hertz miał remont studia. Chłopaki zrobili dla nas wyjątek i wpakowali nas w termin, który wcześniej zupełnie nie wchodził w grę. Zadzwonił do mnie Sławek [Wiesławski - przyp. red.] i powiedział, że musimy się zmieścić w kilku dniach, a potem wrócić i dograć to, czego nie zdążymy. Nie bardzo nam to pasowało, więc umówiliśmy się z chłopakami, żeby zrobili remont, a my przyjedziemy później, żeby skończyć prace w maksymalnie dwóch przyjazdach. Z Krakowa do Białegostoku mamy kawał drogi, więc jeżdżenie tam co dwa tygodnie na kilka dni bardzo by utrudniło prace. Ostatecznie musieliśmy wybrać studio zamiast trasy. Ale nadrobimy to w przyszłym roku, bo już wiem, że będzie dużo koncertów w całej Polsce. Na początek zagramy na "Mystic Tour 2007".

Ostatnio miejsce Titusa w zespole zajął Anioł, znany jako basista Corruption. Czy był to oczywisty wybór?

Wcześniej Titusa zastępował Felo [Grzegorz Feliks, ex-Sceptic i ex-Atrophia Red Sun - przyp. red.], tylko że on nie był pewien, czy będzie mógł na 100% z nami grać. Wielka szkoda, bo to bardzo oddany sprawie przyjaciel zespołu i mamy dla niego ogromny szacunek. W takiej sytuacji oczywistym wyborem był Anioł, który jest dobrym znajomym nas wszystkich i nie było problemu z dokooptowaniem go do składu. Był to najbardziej oczywisty i świadomy wybór.

Czy praca z Aniołem w studiu różni się od pracy z Titusem?

Wiesz co? Nie. Powiem ci, że charakterologicznie są nawet podobni (śmiech). Zarówno Titus, jak i Anioł to kolesie z jajami. Bardzo jestem zadowolony z tego wyboru. Titus nie mógł pogodzić występowania w trzech kapelach na raz i musieliśmy dokonać wyboru. To nasza decyzja, na którą Titi przystał, rozumiejąc naszą niezręczną sytuację. Felo, jak wspomniałem, nie mógł do końca poświęcić się Virgin Snatch, więc wybór padł na Anioła. Jak dla mnie wszyscy trzej panowie mogliby być muzykami w naszym zespole, ale nie zmieścilibyśmy się na scenie (śmiech).

Prawie każdy z was gra w innych zespołach. Czy to nie koliduje z Virgin Snatch?

Nie koliduje dlatego, że Virgin Snatch traktujemy priorytetowo. Może pomijając Anioła, który na równi - podkreślam na równi - z Virgin Snatch traktuje Corruption. Chcemy przyłożyć się do promocji tego albumu, trochę pograć i ciągnąć ten wózek dalej. Zupełnie nie ma mowy o kolidowaniu z innymi kapelami. Na tym etapie bardzo poważnie podchodzimy do spraw związanych z grupą.

Chciałbym wrócić do początków Virgin Snatch. Jeszcze zanim nagraliście debiutancką płytę "S.U.C.K." kombinowaliście ze stylami. Co zadecydowało, że postanowiliście pójść w kierunku thrash metalu?

Nie chcę mówić o mojej skromnej osobie, ale wraz z moim dojściem do składu zdecydowaliśmy, że będziemy uprawiać thrash metal. To mój ukochany, metalowy gatunek, ale reszta chłopaków z zespołu również z rozrzewnieniem wspomina te piękne czasy płyt analogowych, gdy thrash metal święcił triumfy... Jesteśmy oldschoolowcami, ale zdajemy sobie sprawę, że czas poszedł do przodu. Czerpiemy więc inspiracje również z rzeczy, które stworzone zostały trochę później, jak na przykład Nevermore. Na "S.U.C.K." były jeszcze pozostałości starszych brzmień, więc był to taki miszmasz naszej ówczesnej działalności. Z perspektywy czasu uważam "S.U.C.K." za nasz najsłabszy album i dla mnie prawdziwym debiutem jest "Art of Lying". Początki nie należały do najłatwiejszych, ale każdy musi przez to przejść. Nieważne, że Virgin Snatch od początku zasilali doświadczeni muzycy. Chrzest bojowy należy się każdemu! Nie ma taryfy ulgowej. Zespół musi się dotrzeć i chwilę "pobyć" w nowej rzeczywistości, by udowodnić, że ma sens bytu. Według mnie "Art of Lying" był najdobitniejszym dowodem tego, że nam się udało. Trzeba było pójść za ciosem, naprawić błędy debiutu i zrobić wszystko lepiej... Nie odcinamy się od pierwszego albumu, nic z tych rzeczy, ale następne płyty są naszym zdaniem po prostu lepsze. To ciężka próba i naturalny rozwój. Nabraliśmy pewności i wiedzieliśmy, czego chcemy. Skład się ustabilizował na dobre, więc mogliśmy zająć się komponowaniem materiału na następną płytę.

Jak już wcześniej wspomniałeś, waszą nową płytę nagrywaliście w studiu Hertz, podobnie jak poprzedni album. Wygląda na to, że się dobrze rozumiecie z załogą studia. Co na to wpływa?

Bracia Wiesławscy to bardzo mało konfliktowi ludzie i generalnie lubimy się. To jest chyba główny powód, dlaczego nam się tak dobrze z nimi nagrywa. Poza tym są to fachowcy, bez dwóch zdań. Wiedzą, jak nagrać płytę. Przyjeżdżasz do nich do studia i mówisz "chcę to i to", a oni w dziesięć minut wszystko tak ustawią, żeby osiągnąć pożądany efekt. Wszystko jest na swoim miejscu w odpowiednich proporcjach, bez rzeczy, których nie powinno być. Dokładnie wiedzą, czego chcą i czego chce zespół. Możesz poświęcić się pracy w studiu nie martwiąc się, czy dobrze wszystko zostanie nagrane. Nie mam im nic do zarzucenia. Myślę, że nową płytę też będziemy nagrywać w studiu Hertz. Mamy wstępnie zarezerwowany termin na marzec 2008, więc jeśli nic się do tego czasu nie zmieni, to będziemy tam nagrywać kolejną płytę.

Mając na koncie takie płyty jak "Art of Lying" i "In the Name of Blood", a także "S.U.C.K." macie dobry materiał na koncerty. Jakie są wasze najbliższe plany koncertowe?

W marcu zagramy najprawdopodobniej trzydzieści koncertów w Polsce w większych i mniejszych miastach razem z Hunterem, Frontside i Rootwater pod szyldem "Mystic Tour 2007". Później chcemy zagrać trochę plenerowych festiwali, a na jesieni, jak wszystko dobrze pójdzie, chcemy pojechać z kolegami z Horrorscope w trasę stricte thrashową. To jeszcze dość odległe plany, ale zarówno my, jak i chłopaki z Horrorscope bardzo chcemy to zrobić, więc mamy nadzieję, że się uda. Taki zestaw "Blood & Demons" brzmi całkiem nieźle! Tyle jeśli chodzi o konkrety, a co się wydarzy w międzyczasie to zobaczymy.

Na tylnej okładce "Art of Lying" była postać w garniturze z zamazaną twarzą. Na okładce "In the Name of Blood" postacie w garniturach odsłaniają swoje oblicza. Co one wyrażają?

Wyrażają przede wszystkim to, co dzieje się w polskiej polityce. Szarganie autorytetów, dziwne osobistości sprawujące władzę, niepoważne koalicje i cały pomysł na IV Rzeczpospolitą, która jest tylko nic nie reprezentującą nazwą... Trochę mnie to przeraża i piszę, co mnie boli. Nastały trudne czasy. Myślę, że chyba jedne z najtrudniejszych, jeżeli chodzi o naszą młodą demokrację, bo jest to chyba jeden z najgorszych rządów, oprócz rządu Millera, od piętnastu lat. A przynajmniej rząd, który otacza się złymi ludźmi: nacjonalistami w pseudo-religijnej skórze, tandeciarzami w narodowych barwach i z takimi samymi krawatami. Do tego układ z rozgłośnią "harcerską" z Torunia. Takie rozstawienie na politycznej scenie niepokoi mnie bardzo, mimo że nie mam nic wspólnego z poprzednim, gównianym systemem, z PZPR-em na czele. Tylko, że to jakby powtórka z rozrywki... Bliźniacze jedynowładztwo, nie znoszące jakiegokolwiek sprzeciwu w prasie i telewizji w Polsce i na świecie. Przecież nie tak miało być! Postsocjalistyczny Andrzej Lepper i "wszechpolski" Roman Giertych, który jeszcze tak niedawno bił na alarm pełen sprzeciwu dla wejścia naszego kraju do struktur Europejskich. To polityk, który usilnie chce odzyskać przychylność Ojca Tadeusza, kosztem zmieniania historii i obalania ostatnich autorytetów. Polska niby się rozwija, jesteśmy w Unii, jesteśmy w NATO, a jednak nasze piekiełko jest coraz gorętsze. To zakrawa na mesjanizm narodowy...

Okładkę albumu zaprojektował Seth, znany ze współpracy z Paradise Lost i Vader. Jak do niego trafiliście?

To była propozycja naszego wydawcy. Napisałem do Setha, przedstawiłem mu moje pomysły, wyjaśniłem, o czym są teksty i co chciałbym mieć na okładce. Zrobił rzecz, która bardzo nam pasuje i jesteśmy z niej zadowoleni. Przez moment szukaliśmy jeszcze innych osób, ale propozycja Setha tak nam się spodobała, że tylko trochę poprawiliśmy projekt, który nadesłał.

Czy po wydaniu "In the Name of Blood" Virgin Snatch jest gotowy, aby zaistnieć poza granicami naszego kraju?

Nie mi to osądzać. Prywatnie uważam, że w tym biznesie trzeba mieć dużo cierpliwości i mamy jeszcze dużo do zrobienia w Polsce. Jestem nastawiony na to, żeby zdobywać nasze tereny. Zagranica nie zając, nie ucieknie. Są niezłe odzewy z zachodu odnośnie tej płyty, ale trzeba czekać i uzbroić się w cierpliwość. Jeżeli nie teraz, to przy następnej płycie. Mamy chęć grania, więc nie ma żadnego parcia w stronę zachodu. Jasne, że bym chciał pograć na większych festiwalach na zachodzie, ale zależy mi przede wszystkim na tym, żeby wypromować zespół w kraju. I to jest główny cel na rok 2007. Z tego, co wiem, jest szansa, żeby zaistnieć na za granicą, ale za bardzo się tym nie ekscytuję, bo znam ten biznes od lat i wiem, jak to w praktyce wygląda. Jak coś się wydarzy, to zajebiście, ale możemy jeszcze trochę poczekać.

« Poprzednia
1
Następna »
Komentarze
Dodaj komentarz »

Materiały dotyczące zespołu

Na ile płyt CD powinna być wieża?