zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 22 listopada 2024

wywiad: Acid Drinkers

8.06.1999  autor: Krzysztof Kowalewicz

Wykonawca:  Titus - Acid Drinkers (wokal, gitara basowa)

strona: 1 z 1

Krzysztof Kowalewicz: Tomek, czy ktoś jeszcze zwraca się do ciebie po imieniu?

Tytus: Niech pomyślę. Chyba jest parę osób, tylko teraz nie specjalnie mogę sobie ich przypomnieć. Mama mówi do mnie Tytus, dzieci też.

Najpierw twoja ksywa(??) była pisana i wymawiana po angielsku - Titus, później zmieniłeś ją na bardziej swojską.

To jest wszystko jedno. Nie ma znaczenia, której wersji używasz.

Jakie masz wykształcenie?

Podstawowe.

Nauka nigdy nie była dla ciebie ważna.

Nie interesowała mnie szkoła jako instytucja. Wiadomości starałem się zdobywać na własną rękę z książek, które mnie wciągały, głównie historycznych.

Jak nauczyłeś się angielskiego? Od samego początku w Acid Drinkers śpiewasz tylko w tym języku.

Od trzeciej klasy szkoły podstawowej chodziłem na prywatne lekcje. Tam poznałem podstawowe zasady. Reszty nauczyłem się ze słuchu, dzięki piosenkom.

Często również na koncertach do publiczności mówisz po angielsku.

Tylko jak mi się popier....(??), bo zapominam, że powinienem używać mowy ojczystej. Tytuły kolejnych utworów podaję po angielsku, potem je tłumaczę. Oczywiście czasem wymknie mi się jakieś obce słowo. Zawsze podobało mi się zapowiadanie numerów po angielsku.

Twierdzisz przewrotnie, że zostałeś wokalistą, bo perkusiści mają za mało zdjęć w kolorowych magazynach. Ale kiedy pojawił się bas?

Jakoś latem 1986 roku. Wcześniej w Los Desperados byłem tylko wokalistą. W pewnym momencie zainteresowały mnie te cztery struny. Myślałem, że łatwiej będzie mi się nauczyć grać na basie niż na zwykłej gitarze, co nie do końca było prawdą.

Na kim wzorowałeś swoją technikę gry?

Na Stevie Harissie z Iron Maiden. Na naszej pierwszej płycie ("Are You a Rebel?" - przyp. kk) dosyć się do niego zbliżyłem. Później nieco zmieniłem brzmienie tego instrumentu, schowałem go, starałem się grać bardziej melodyjnie niż slangiem. Podobno jestem jednym z niewielu gitarzystów, który gra jeszcze typową starą hard rockową szkołą, czyli mało dźwięków, ale bardzo konkretnych.

Zespół Acid Drinkers działa nieprzerwanie od ponad dziesięciu lat. Czy kiedykolwiek na początku przypuszczałeś, że osiągnięcie w naszym kraju pierwszoplanową pozycję?

Tak, taki był mój cel, kiedy zakładałem zespół.

Na początku lat 90. jako jedyni w Polsce byliście grupą równorzędną dla zachodnich wykonawców - duże sceniczne show, zabawowy styl bycia, anglojęzyczne teksty i bardzo oryginalna muzyka.

Chcieliśmy być jak Metallica. Byliśmy ich fanami. Pierwsza nasza płyta miała być podobna do "Master of Puppets" (jeden z albumów Metalliki - przyp. kk). Na szczęście udało nam się zrobić coś innego, bardziej oryginalnego.

Jak po latach zmienił się Acid Drinkers?

Praktycznie się nie zmieniliśmy. Przybyło nam dużo dzieci. To wszystko.

Lica mówił mi, że nie upijacie się już tanimi winami, a raczej markowymi trunkami.

No tak. Tę zmianę wychwyciłeś genialnie. Zdarza się też, że fani częstują nas jabolami. Nigdy nie odmawiam, bo nic cię bardziej nie wzmocni niż łyk dobrego taniego wina.

Do tej pory wyglądało, że wasza formacja może istnieć tylko i wyłącznie w nie zmienionym składzie. Tymczasem Licę zastąpił Perła i jakby nic się nie stało. Czy zatem możliwe są kolejne zmiany?

Perła jest podobny do Licy jeśli chodzi o wrażliwość muzyczną, również fizycznie istnieje pewne podobieństwo. Jednak nie chciałbym, żeby miały miejsce kolejne zmiany muzyków. Ślimak jest tak zakręconym "Kwasożłopem" (tak bezpośrednio tłumaczy się nazwa Acid Drinkers na język polski - przyp. kk), że, kiedy w ubiegłym roku w wakacje graliśmy jakiś koncert dla powodzian z Beatą Kozak na perkusji, a on się o tym dowiedział, to przerwał urlop i przyjechał do nas z awanturą, że nie powiadomiliśmy go o występie. Tymczasem ja po prostu nie chciałem przerywać mu odpoczynku dla zagrania pięciu kawałków.

Mnie zawsze imponowaliście sumiennością nagrywania kolejnych albumów. Często bywało i tak, że pomiędzy premierami kolejnych płyt Acid Drinkers nie zdążył upłynąć nawet rok.

W ubiegłym roku wydaliśmy dwie płyty. Na jesieni planujemy wydać bootleg z trasy, czyli nieoficjalne wydawnictwo w nakładzie jakichś 2 tysięcy egzemplarzy. Chciałbym rejestrować wszystkie nasze trasy i wydawać na płytach. Każdy szanujący się zespół heavy-metalowy robi takie rzeczy. Marzy mi się spory katalog bootlegów Acid Drinkers.

Do takiego tempa pracy zachęca was sama rockowa pasja grania?

Tak, tylko i wyłącznie. Nie ma żadnych innych dodatkowych nacisków.

Z tego powodu również najnowszy album zatytułowaliście "Amazing Atomic Activity"?

Chcieliśmy jakoś podsumować to nasze szybkie tempo pracy.

Kto był pomysłodawcą kształtu nowego albumu?

Każdy po części. Nie było jednego głównego pomysłodawcy. Ja jedynie pierwszy zacząłem namawiać resztę chłopaków do takiej normalnej Acidowej płyty. Jednak sam materiał powstał zespołowo.

Uważasz, że tworzenie w ten sposób konsoliduje grupę?

Nie wiem.

Lica powiedział mi kiedyś: "każda płyta Acidów musi być po prostu inna".

To prawda. Inaczej byśmy się zanudzili na śmierć. Nie można ciągle grać w podobnym brzmieniu, w tym samym klimacie.

Mówi się, że muzycznie nowy album jest czymś pomiędzy "Dirty Money Dirty Tricks" a "Infernal Connection". Zgadzasz się z tym?

Tak. Jest rock and rollowa żywiołowość z "Dirty..." i przytłaczające brzmienie "Infernal...".

Podobno pisanie tekstów zaczynasz od tytułów. Czy tak też było i tym razem?

Zawsze tak piszę. Najpierw pojawia się tytuł, czyli temat, którym chcę się zająć. Do tego powstaje reszta. Natomiast piosenki na konkretny album piszę dopiero, gdy jest gotowy tytuł krążka.

Wiem, że nigdy nie piszesz do szuflady.

Zgadza się. Wszystko się we mnie długo kumuluje i później wylewa w jeden, dwa wieczory. Pracując nad "Amazing Atomic Activity" przyjechałem do studia w Wiśle z gotową niewielką ilością tekstów. Reszta powstała na miejscu.

Czy w trakcie sesji nagraniowej byliście abstynentami?

Nie, absolutnie. Zawsze nagrywamy przy udziale płynów. Oczywiście bez przesady. Pijemy tyle, żeby mieć siłę utrzymać instrumenty w ręku. Granie w zespole to nie jest praca w zakładach Cegielskiego. Nie musimy siedzieć w studiu kilka miesięcy i cyzelować każdy dźwięk po kilkaset razy. To jest rock'n'roll.

Chcesz autoryzować naszą rozmowę?

Nie, wszystko jest O.K.

« Poprzednia
1
Następna »
Komentarze
Dodaj komentarz »

Materiały dotyczące zespołu

Na ile płyt CD powinna być wieża?