- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Twisted Sister
Wykonawcy: | Mark Mendoza - Twisted Sister (gitara basowa), A. J. Pero - Twisted Sister (instrumenty perkusyjne) |
strona: 1 z 2
Twisted Sister, okładka płyty "The Essentials"
rockmetal.pl: Wkrótce będzie miała miejsce 30. rocznica wykrystalizowania się klasycznego składu Twisted Sister. Zamierzacie jakoś uczcić ten fakt?
A. J. Pero, Twisted Sister: Pewnie urządzimy małą imprezę z tortem i kanapkami...
Mark Mendoza, Twisted Sister: ...grupką striptizerek.
A. J. Pero: Tak, coś w tym rodzaju.
Od ukazania się "A Twisted Christmas" minęły już cztery lata. Czy zamierzacie wydać nowy album?
Mark Mendoza: Wiesz, bezustannie słyszymy to pytanie. I odpowiedź brzmi: nie. Ludzie przychodzą na nasze koncerty, żeby usłyszeć stare kawałki. Kiedy kapela wychodzi na scenę i stwierdza, że teraz zaprezentuje numer z nowej płyty, wszyscy zbierają się i idą do kibla. Bo zwykle nie znają nowych piosenek i nie obchodzą ich one. Preferują to, czego słuchali przez ostatnich dwadzieścia lat. W tym momencie nie mamy żadnych planów odnośnie pisania czy nagrywania nowej muzyki. Czy to oznacza, że nigdy do tego nie dojdzie? Od pewnego czasu wolimy już nie mówić "nigdy", ponieważ w ogóle się nie spodziewaliśmy, że znajdziemy się w miejscu, w którym teraz jesteśmy, podobnie jak nie przypuszczaliśmy, że po rozpadzie w 1987 roku jeszcze się na powrót zbierzemy. Nie mówimy już "nigdy".
W zeszłym roku obchodziliście 25. rocznicę wypuszczenia na światło dzienne "Stay Hungry", z której to okazji przygotowaliście specjalną edycję tego albumu. W tym roku przypada 25. rocznica wydania "Come Out and Play". Czy w tym przypadku również chcecie zmontować jakąś rozszerzoną wersję?
Mark Mendoza: Nie, na razie nie rozważaliśmy tego. Ale mamy w planach parę innych rzeczy. Niedawno skończyłem grzebać w ścieżce dźwiękowej do koncertu, który daliśmy w 1982 roku. Wydamy to na DVD, więc będziecie mieli szansę zobaczyć, jak Twisted wyglądało w czasach, gdy jeszcze graliśmy po klubach. Pracujemy także nad DVD z zapisem naszego występu na "Reading Rock Festival", również z 1982 roku. Powinno się to ukazać do końca tego roku.
Krążą plotki, że nie zamierzacie więcej występować w waszym specjalnym makijażu i kostiumach. Czy to prawda?
Mark Mendoza: Podobnie jak w poprzednim przypadku, wolimy nie mówić "nigdy". Obecnie nie mamy takich planów, ale nigdy nie wiadomo. Może jeszcze kiedyś to zrobimy.
Skąd właściwie wziął się wasz specyficzny image sceniczny?
Mark Mendoza: Grupa zaczynała na początku lat 70-tych jako przedstawiciel glamowego nurtu, w którym chodziło o to, by mieć wyszukany, szalony, wyróżniający się image, by ludzie myśleli, że masz nie po kolei w głowie. To miało wiele wspólnego z takimi wykonawcami, jak New York Dolls czy David Bowie z tamtego okresu. Formacje robiły sobie makijaże i pudla na głowie. To ewoluowało z biegiem lat ze strojenia się i szokowania w bycie bardziej twardym i drapieżnym. Glam nie wyglądał identycznie przez cały czas.
Coś, co zawsze mnie zastanawiało. Skąd wzięła się dosyć niecodzienna, jakby nie patrzeć, nazwa Twisted Sister?
Mark Mendoza: (śmiech) To miało miejsce, zanim ja i A. J. wstąpiliśmy do zespołu. Pewnego wieczoru w 1973 roku, niedługo po powstaniu grupy, chłopaki grali jeden ze swoich pierwszych koncertów w jakimś małym klubie. Wtedy jeszcze nazywali się Silverstar. Gdzieś o piątej nad ranem siedzieli przy barze i starali się wymyślić lepszą nazwę. I taki jeden zakumplowany koleś, który w tamtej epoce często z nimi balował, podniósł głowę z blatu, wybełkotał: "nazwijcie się Twisted Sister", po czym stracił przytomność. Do teraz nie wie, że to on jest autorem tego miana.
Gdy widziałem was w zeszłym roku na "Sweden Rock Festival", Dee wspomniał o tym, że Lemmy wierzył w was od początku i że to on pomógł wam w pierwszych etapach waszej kariery.
Mark Mendoza: Tak, to prawda. Zanim udało nam się podpisać jakikolwiek kontrakt na początku lat 80-tych, wystąpiliśmy w brytyjskim programie telewizyjnym. Lemmy, którego już wcześniej zdążyliśmy poznać, polubił nas i zjawił się, by wspomóc nas na wizji. Kiedy wreszcie udało nam się zawrzeć umowę z wytwórnią i zabieraliśmy się do rejestrowania debiutanckiego albumu w 1981 roku, otrzymaliśmy ofertę zagrania na festiwalu, na którym Motorhead był headlinerem. Przyjęliśmy rolę supportu i tuż przed naszym gigiem Lemmy wszedł na scenę i przedstawił nas, nie szczędząc ciepłych słów. Od tego momentu połączyła nas wspaniała przyjaźń. Lemmy pomógł nam na starcie i to bardzo. Zawsze będziemy mu za to wdzięczni.
O ile dobrze pamiętam, to Lemmy dołączył do was wtedy na scenie w Szwecji na kilka utworów...
Mark Mendoza: Tak, czasami zapraszamy ludzi na scenę, ale Lemmy może wpaść, kiedy tylko zechce. On nie potrzebuje żadnego specjalnego zaproszenia - on tak wiele dla nas znaczy.
Jaka finezja XD
Normalnie jakby rzec: Była więziona, przez zboczeńca przez 5 lat, bita, głodzona i gwałcona, a miała tyle fajniejszych rzeczy do roboty.