zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku czwartek, 21 listopada 2024

wywiad: Turbo

31.03.2010  autor: Paweł Domino

Wykonawca:  Wojtek Hoffmann - Turbo (gitara)

Zespół Turbo powstał trzy dekady temu i mimo lat chudych, a nawet sporej przerwy w życiorysie, udało mu się powrócić na scenę. W dodatku jego działalność zdaje się nabierać rozpędu, czego świadectwem są coraz ciekawsze płyty. Najnowsza, "Strażnik Światła", należy do zdecydowanie najlepszych pozycji w dorobku grupy, co może tylko cieszyć. Nawet mnie, choć droga rozwoju zespołu dziwnie zbiegając się pojawianiem się różnych trendów muzycznych - zawsze nasuwała mi myśli o koniunkturalnym podejściu lidera Wojciecha Hoffmanna. Nie omieszkałem zatem zadać Wojtkowi kilku kłopotliwych pytań, wedle zasady - ile lat, tyle pytań!

strona: 1 z 1

Wojtek Hoffmann - Turbo, Kraków 20.03.2010, fot. kriz
Wojtek Hoffmann - Turbo, Kraków 20.03.2010, fot. kriz

rockmetal.pl: Witam! Nowa płyta, trasa. Czy po latach chudych można powiedzieć, że Turbo znów złapało wiatr w żagle?

Wojciech Hoffmann, Turbo: Mam taką nadzieję, chociaż dzisiaj w Polsce nie da się nic przewidzieć. Możesz zrobić znakomitą płytę rockową, a i tak mają cię w dupie. Rockowe rozgłośnie nie puszczają cię na antenie, chociaż mają w swoich szumnych zapowiedziach, że są "rockowymi". Ale jakoś się trzymamy i widzę, że rzeczywiście zainteresowanie kapelą jest największe od wielu, wielu lat.

Odejście Grzegorza Kupczyka mogło stanowić pewien problem. Wszak dla wielu był on, podobnie jak ty, elementem nieodzownym tej kapeli. Mocno ryzykownym zagraniem był wybór nowego wokalisty w osobie Tomasza Struszczyka. W końcu Pathology jeszcze nie jest zbyt znanym zespołem. Były obawy, czy zostanie zaakceptowany?

To już stara historia, do której nie chcemy wracać. Dla nas liczy się teraz. Tomek śpiewa z nami prawie trzy lata i znakomicie się wpisał w kapelę. Nie wszystkim się taki ruch udaje. Nam się udało i to chyba jakiś znak! Nie żyjemy już przeszłością tylko przyszłością.

Nowa płyta jest albumem koncepcyjnym, pierwszym w waszej historii. Czyżby zaistniała tu chęć dorównania klasykom?

Nie, nie było żadnej kalkulacji. Po prostu w pewnej chwili tak nam się poukładało, że wyszedł nam koncept album. Mnie się zawsze podobała muzyka progresywna. Chociaż na naszym albumie tego zbytnio nie widać, to jednak cała zawartość literacka to właśnie progresja, ale tekstowa. Wiele kapel nagrywa takie płyty. Myślę, że łatwiej wtedy zachować spójność, bo trzeba zastanawiać się nad każdym utworem i to zarówno w kwestii muzycznej jak i tekstowej.

Nie da się ukryć, że płytą tą stajecie po jasnej stronie mocy. Skąd ten optymizm? Czyżby to takie pierwsze życiowe podsumowania?

Być może tak to wygląda, ale pomimo trzydziestu lat istnienia kapeli jeszcze nie dokonujemy rozliczenia czy podsumowania. Jeszcze chyba mamy czas, bo zostało do zrobienie bardzo dużo i może po kolejnych albumach zrobimy jakieś podsumowanie. Jedno wiem, że nigdy nie byliśmy tak świadomi tego, co robimy i co chcemy robić, jak właśnie teraz.

W szczególności owo podejście stoi w opozycji choćby do "Kawalerii Szatana". Nie sądzisz, że taki przeskok stawia pod znakiem zapytania szczerość waszego ówczesnego przekazu?

Wojtek Hoffmann - Turbo, Warszawa 31.08.2009, fot. Lazarroni
Wojtek Hoffmann - Turbo, Warszawa 31.08.2009, fot. Lazarroni

Nie mam z tym problemu. Zawsze byliśmy szczerzy i być może dlatego jesteśmy dzisiaj w tym miejscu, w którym jesteśmy. Mieliśmy na początku taki okres "błędów i wypaczeń", ale powodowany był raczej troską o losy zespołu. To też przecież była muzyka, może stylistycznie odbiegała od tego, co pokazaliśmy na "Dorosłych Dzieciach", ale przecież nasza. "Kawaleria" to najbardziej szczera nasza wypowiedź muzyczna. Koło się już toczyło i byliśmy w rozpędzie i stąd ta moc "Kawalerii". Dzisiaj uznawana za najlepszą płytę metalową w historii tej muzyki w Polsce i to zostawia twoje pytanie w zasadzie bez odpowiedzi. W przeciwnym razie byłoby zupełnie inaczej.

Nasza najnowsza płyta nie jest żadnym przeskokiem tylko łagodnym powrotem do klasycznego turbowego grania. Chcemy, żeby muza przynosiła radość słuchaczom i chyba przynosi. Reakcje na koncertach na "Strażnika" są znakomite. Ludzie utożsamiają się z tymi treściami. Nareszcie mamy jakieś normalne teksty, które rzeczywiście podobają się ludziom i to cieszy.

Rozumiem, że podoba ci się wizja człowiek w głębi ducha dobrego - "Strażnik światła w każdym z nas gdzieś głęboko ciągle trwa, czeka wciąż na lepszy czas". A jak ci się podoba "W każdym z nas siedzi policjant i dobrze wypełnia swoje zadanie"? To Dezerter. A jako pesymista co do ludzkiej natury raczej zgadzam się z tym drugim cytatem...

Ja jestem totalnym optymistą i nie zastanawiam się nad całą ludzkością. Wokół mnie przez całe moje życie było tyle zła, zawirowań politycznych i innych wariactw, że radzę sobie z tym bardzo dobrze. Uważam, że człowiek sam w sobie jest istotą dobrą. Jednak są różne okoliczności i powody, dla których bywa inaczej. Najważniejsze jest wychowanie w domu, potem w szkole. A czasy, w których żyjemy, są przedziwne i dlatego też ludzie są przedziwni. Generalnie jednak nie jest tak źle, a nawet jeśli się mylę, to umiem powiedzieć sobie, że jest świetnie.

"Strażnik" z okładki bardziej kojarzy mi się z aniołem śmierci z wrocławskiego pomnika katyńskiego. To potwierdza moją wcześniejszą diagnozę? ;)

Może masz rację. Nie zastanawiałem się dotąd nad tym i może też nie będę aż tak dopatrywał się szczegółów w podobieństwie. Akceptacja okładki to był odruch. Było parę zmian, ale wybraliśmy taką spośród jeszcze dwóch propozycji. Myślę, że można jednak naszego Strażnika potraktować jako obrońcę tych wartości, o których śpiewamy. Skrzydła przecież mogą pełnić rolę ochrony. Tak, jak wielki ptak stoi i chroni swoje gniazdo. Tak to widzę.

Wojtek Hoffmann - Turbo, Warszawa 31.08.2009, fot. Lazarroni
Wojtek Hoffmann - Turbo, Warszawa 31.08.2009, fot. Lazarroni

Ostatnie płyty Turbo wydają mi się być bardzo szczere w powrocie do korzeni. To chyba styl, z którym czułeś się najlepiej i którego musiał ci brakować przez lata grania thrash, speed i death metalu?

Wtedy nie brakowało mi tego. Ja po prostu tak czułem. Taka muzyka wypływała bezpośrednio ze mnie. Byłem dwie dekady młodszy i bardzo podobała mi się ta coraz ostrzejsza muzyka. Byłem zakochany w Kreatorze, Sepulturze, Panterze,Slayerze i Anthraxie, i tych kapelach, co łoiły jak diabli - ale zabrzmiało (śmiech). Chciałem iść do przodu. Nienawidzę stagnacji. Miałem prywatnie wielką stagnację, wiesz rodzina, dzieci, no i chciałem na scenie jak pocisk do nieba polecieć. Być może miałem za dużo napędu w sobie i dlatego ten ruch był różnie traktowany. Dzisiaj po latach myślę, że troszeczkę przesadziłem z tym rozpędem. Ale powtarzam, tak czułem wtedy i nie brakowało mi klasycznego grania. No i jak zauważyłeś, powróciłem do klasyki. Wyobraź sobie, że nawet polubiłem bluesa, za którym nigdy nie przepadałem, bo był za nudny i za wolny. Teraz zupełnie inaczej podchodzę do muzyki. Teraz interesuje mnie jej wnętrze, jej przekaz, a nie ilość dźwięków. Lubię grać, jak ludzie wiedzą, co do nich mówię. To piękna sprawa. Jeśli chodzi o powrót do klasyki, to nawet instrumentarium zmieniłem na bardziej klasycznie brzmiące gitary i wzmacniacze. Chcę brzmieć tak, jak w latach siedemdziesiątych. Chodzi mi przede wszystkim o ten magnetyzm, jaki dawała gitara podłączona tylko przez kabel do wzmacniacza. Oczywiście teraz po drodze mam parę kostek, ale brzmię już bardzo klasycznie.

Inna sprawa, że kiedyś wydawało się wam mocno imponować TSA? Zdjęcie z okładki "Dorosłych dzieci" jest dość wymowne pod tym względem...

TSA zawsze mi imponowało. To genialna i bardzo stylowa kapela. Zazdrościłem im kiedyś profesjonalnego działania. Mieli wszystko dokładnie poukładane. Natomiast jeśli chodzi o okładkę do "Dzieci", to nie ma ona nic wspólnego z TSA. Śp. Antoni Zdebiak wymyślił całą historię tego zdjęcia. Do dzisiaj zastanawiamy się, jak to możliwe, że cenzura dopuściła to do druku. Przecież wszystkie elementy figury pokazywały znak wolności "V". Ja trzymałem gitarę w rozłożonych rękach. Perkusista Wojtek Anioła trzymał pałeczki w kształcie "V". Nawet nikt nie wpadł na to, że Andrzej Łysów, nasz ówczesny gitarzysta, ma gitarę wymierzoną w Związek Radziecki i po prostu udaje, że strzela. Mieliśmy albo cenzorów debili, albo trafiliśmy na super inteligenta?

Wojtek Hoffmann - Turbo, Kraków 20.03.2010, fot. kriz
Wojtek Hoffmann - Turbo, Kraków 20.03.2010, fot. kriz

"Obietnica lepszego dnia" wyraźnie zapożycza się u Iron Maiden. A w dodatku bardzo krytycznie podchodzi do nowego, wspaniałego, cyfrowego świata. To, co stare, chyba nie zawsze lepsze niż nowe? W końcu nawet nasz wywiad robimy za pośrednictwem nowych technik i dzięki nim zostanie opublikowany.

To są teksty Tomka. I Tomek nie do końca zgadza się z tym pędem do nowoczesności. Ja jednak lubię wszelkiego rodzaju nowinki. To przecież tylko przestawienie się psychiczne. Jest coś w tym szaleństwie i podążaniu do nowoczesności. To tylko narzędzia, które pomagają nam zobaczyć rzeczy, których nigdy byśmy nie zobaczyli czy usłyszeli bez tych nowinek. Martwi mnie tylko to, ze płyta CD jest wypierana przez mp3. Ale pewne rzeczy dzieją się bez naszego udziału i bez naszej woli i bez naszej winy, jak kiedyś śpiewały Czerwone Gitary.

Dużo tu kompozycji, w których miesza się klasyczny heavy z thrashem, np. "Na skrzydłach nut". Tekst tego utworu jest dodatkowym potwierdzeniem tezy o tym, że jesteś obecnie w fazie mocno nostalgicznej?

Jak już powiedziałem teksty są Tomka. Ja jestem od urodzenia bardzo nostalgiczny i mocno romantyczny. Tak więc to permanentny stan. A utwory powstają zazwyczaj przy okazji mojego ćwiczenia na gitarze. I takie ballady powstają nawet wtedy, gdy obok szaleją dzieciaki, hałasuje telewizor, a w kuchni smażą się kotlety. Ja pracuję i tak przeważnie w słuchawkach i nic mi nie przeszkadza. Po pierwszych akordach pojawia się dopiero właściwy nastrój, a potem już jakoś idzie.

Najbardziej na tym krążku podoba mi się utwór "Tunel" - instrumentalny, z ciekawymi, dramatycznymi riffami, bardzo wiarygodnie brzmiący. Czy ma on dla ciebie jakieś szczególne znaczenie?

Bardzo dziękuję i cieszę się, ale odpowiedzieć na to pytanie jest mi bardzo trudno. Myślę, że to najlepszy utwór instrumentalny, jaki zrobiłem dla Turbo. Zawsze bardzo lubiłem muzykę instrumentalną. Jak byłem dzieciakiem, słuchałem dużo radia, a zwłaszcza PR I. A tam gościła przeważnie muzyka poważna, często fortepianowa. Tam nie było wokalu i tak jakoś to we mnie wlazło. Staram się zawsze tak pisać utwory instrumentalne, żeby słuchacz nie odczuwał braku wokalu. Każdy taki utwór powinien być w odczuciu piosenką. Moja solowa płyta "Drzewa" jest też instrumentalna i chyba tylko kilka głosów słyszałem, że mogłaby być w postaci śpiewanej. No i w końcu tradycją tego zespołu jest, że na każdej płycie umieszczamy jeden utwór instrumentalny. Myślę, że dalej też tak będzie. Utwór instrumentalny trzeba tak skonstruować, żeby właśnie nie było tego odczucia braku śpiewu. Powinien mieć swoje napięcie i logikę. Zawsze przesłuchuję każdy zrobiony utwór po kilkadziesiąt razy i dopiero jak jestem pewny, to przybiera formę ostateczną. W Turbo koledzy jeszcze mi pomagają i często moja myśl ulega całkowitej zmianie, a czasami zostaje tak, jak było na początku. Nie jest wcale łatwo zrobić dobry utwór instrumentalny, ale nam się to udało...

"Tożsamość" to pierwsza płyta od lat nawiązująca do klasycznego heavy metalu, ale jednocześnie nie da się nie zauważyć, że takie granie jest obecnie bardzo na fali. Ale może to jest tak, że takie zespoły jak twój wreszcie mogą grać to, co im leży na sercu i jednocześnie wiedzieć, że są na to odbiorcy?

Co jakiś czas moda zatacza koło. Ta muzyka i ta w latach dziewięćdziesiątych to przecież nic innego jak rock & roll z poprzednich lat. Ta sama energia, ten sam przekaz, tylko środki wyrazu troszkę inne. Lata 60. i 70., a nawet 80. to sama prawda w muzyce. Wtedy wszystko się rodziło i jestem pewien, że stoi za tym tylko i wyłącznie miłość do gitary i do rocka samego w sobie. Potem przyszła kasa i wszystko zaczęło przybierać formę przelicznika. Nawet solówki zniknęły, bo wytwórnie szukały chłopaków, którymi można sterować, więc nie było czasu na naukę solówek. Miało być prosto, miałko, a czasami beznadziejnie. Słuchacza przyrównywało się do jakiegoś półgłówka. Wkradło się straszne prostactwo do muzyki. I nie mylić proszę z prostotą, bo ta daje znakomite formy. Na szczęście ludzie zauważyli, że tęsknią za swoją młodością, która niesie prawdę i za tą muzyką, której słuchali za młodu. A młodzi teraz też szukają prawdy. I nie da się ich tak bardzo oszukać. Niestety w Polsce cały czas obowiązuje kłamstwo. Serwuje się muzykę, która ma zabarwienie rocka, a rockiem nie jest. Rozgłośnie radiowe i TV to kupa gówna i blagierstwa. Ale powoli na szczęście i to się zmienia. I cieszymy się, bo chcemy docierać do serc ludzi naszą klasyczną i turbową muzyką.

Wydaje mi się, że trochę idealizujesz, w końcu w latach 80. czy 70. też były jakieś kiły pokroju new romatic czy bubblegum music. Ale mówmy o współczesności. "Awatar" był jak dla mnie taka płytą próbną, dużo tam ukłonów w stronę numetalowego, trącącego corem, siłowego grania. Skąd taki pomysł?

Wielokrotnie już mówiłem, że był to bardzo świadomy wybór. Nie było nas dziesięć lat na rynku, więc minęła pewna epoka. Przyszło nowe pokolenie, które nas nie znało. Przyszły nowe nurty muzyczne. Zdawaliśmy sobie sprawę, że nasi starzy słuchacze poubierali się w garnitury i robią interesy, i nie są zainteresowani chodzeniem na koncerty. Pomyśleliśmy więc, że może warto powalczyć o nowych fanów i pokazać młodym ludziom, że właśnie wrócił zespół Turbo i wrócił na tym samym poziomie, na którym zakończył działalność. Nas interesowało pokazanie naszej świadomości muzycznej, że poszliśmy do przodu. Nie interesowało nas wyprodukowanie następnej "Kawalerii", bo to śmierdziałoby odcinaniem kuponów. Mogliśmy iść też w stronę stylistyki utworu "Smak ciszy", a wtedy wyglądałoby to na zamach na kasę, że robimy to dla pieniędzy. Chcieliśmy więc pokazać, że nie jesteśmy tępakami i idziemy cały czas do przodu, że się rozwijamy. A po "Awatarze" mogliśmy ze spokojem i powoli powracać do klasyki i tak też się stało.

Wojtek Hoffmann - Turbo, Warszawa 31.08.2009, fot. Lazarroni
Wojtek Hoffmann - Turbo, Warszawa 31.08.2009, fot. Lazarroni

Podejrzewam, że starsi fani najwyżej cenią wasze dokonania na "Kawalerii Szatana" i "Ostatnim wojowniku". A co ty uważasz za swoje największe muzyczne osiągnięcia?

Myślę, że "Dorosłe dzieci", a potem "Kawaleria", a może jednakowo. To bardzo dobre płyty. Ja lubię wszystkie do "Epidemii". Ostatnio słuchałem "Epidemii" i złapałem się za głowę. To przecież nie Turbo. Dla mnie ta płyta nigdy nie powinna powstać. Moja wina, bo odpuściłem wtedy na rzecz Litzy, a trzeba było panować nad sytuacją. Ale nie ma co rozpamiętywać. Najważniejsze jest teraz to, że mamy "Strażnika" i ta płyta jest według mnie największym naszym osiągnięciem, bo zaczęliśmy zupełnie nowy rozdział naszej pogmatwanej historii. Nowy wokalista, nowa płyta, nowe trzydziestolecie. "Na nowo", jak mówią słowa tytułowej piosenki.

Dzieła wszystkie Turbo doczekały się reedycji w postaci boksu. Czy jesteś zadowolony z tej edycji?

Ja bardzo. To przecież fantastyczne podsumowanie mojej i zespołu twórczości. Wpisałem się w historię mojego kraju. Jestem bardzo dumny z tego powodu.

Moim podstawowym zarzutem wobec zespołu był zawsze wasz koniunkturalizm. Nie da się nie zauważyć, że podążaliście za bieżącymi trendami. Najdobitniejszym przykładem był przeskok pomiędzy "Smakiem ciszy" i "Kawalerią Szatana" to były dwa zupełnie różne zespoły. Ale pewnie się ze mną nie zgodzisz...

Oczywiście, że się nie zgodzę do końca. Wszystko zależy od interpretacji. Koniunkturalizm łączy się z kasą. W naszym przypadku nie było żadnej kasy. Wprost przeciwnie. Nigdy nie zarobiliśmy na żadnej płycie. Tak więc posądzanie nas o coś takiego to nieporozumienie. Różnica między płytami jest, ale wynika to z tego, że byliśmy młodzi i chcieliśmy się rozwijać... iść do przodu. A ponieważ wszystko szło do przodu, to nie chcieliśmy zostać na przystanku i czekać na następny autobus. Różnice duże są w warstwie tekstowej. Na "Kawalerii" teksty pisał już Grzegorz i to rzeczywiście są już zupełnie inne teksty. Bardzo metalowe. Muzyka jest troszkę mocniejsza i szybsza. "Smak ciszy" jest zakończony utworem instrumentalnym, który ma w tytule "Narodziny demona". Ten utwór zapowiada, co będzie na następnej płycie, czyli na "Kawalerii".

Jedynym przebłyskiem stylu z "Kawalerii..." jest "Wariacki taniec". Zamienię się w advocatus diaboli - może zawsze było w was parcie na ekstremę, taką jaka w danym momencie była dostępna?

Nie, nie, nie! Parcie było na rozwój i poziom zespołu i to wszystko!

"Wariacki taniec" łatwo powiązać w parę z "Niebezpiecznym tańcem" z ostatniej płyty. To chyba nie jest przypadek?

Zupełnie nie łączyłbym tych dwóch tytułów. To zupełny przypadek tekstowy. Po prostu Tomkowi tak rytm refrenu pasował, że wpadł na pomysł tak zatytułować ten kawałek. Jeśli chodzi o podobieństwo, to oczywiście jest jakieś w warstwie muzycznej. Zapowiadałem po nagraniu "Tożsamości", że następny krążek będzie wypadkową naszych czterech pierwszych płyt. I tutaj widzę celowe podobieństwa...

Podobnie ma się sprawa z "Epidemiami" czy zwłaszcza "Dead End". Ale tu chyba za bardzo dałeś się zdominować Litzy? W końcu to była właściwie jego płyta?

Też bym tego nie łączył. Jedyne podobieństwo to osoba Litzy. Ja zrobiłem na tę płytę tylko trzy kawałki. Z perspektywy lat wydaję mi się, że był to mój wielki błąd. Robert - geniusz w swojej postaci - był tak silną osobowością, że bez wahania oddałem pałeczkę. Jego temperament muzyczny wybiegał jednak daleko poza nasze ramy i dlatego powstała "Epidemia". Nie jest to płyta w charakterze Turbo. To bardzo inteligentna progresywna, ale nie turbowa płyta. Ale w końcu to jest część naszej historii i tak już zostanie. Nie trzeba przecież, a raczej nie da się chyba nagrywać ciągle doskonałych płyt.

Zastanawiam się, czy kiedykolwiek spotkaliście się z Litzą i wyjaśniliście sobie sprawę sprzed lat? W końcu kradnąc ci nazwę zespołu i próbując cię z niego wyrzucić dokonał rzeczy haniebnej? Tym bardziej, że skazał zespół na lata poniewierki?

Ja tak tego nie widzę. Za wszystko, co się działo w zespole, jestem odpowiedzialny tylko ja.

Nie jestem osobą pamiętliwą i obrażalską. W końcu to ja rozwiązałem zespół, a nie Robert. Koledzy byli bardzo młodzi i chcieli po prostu grać. Nie mogłem im tego przecież zabronić. Zagrali trzy koncerty jako Turbo, ale to była sprawa MMP. A ponieważ nazwa i znak graficzny jest mój, to nie mogli już nazywać się Turbo. I sprostuję twoje zapytanie - Litza nigdy mnie nie próbował i nigdy mnie z zespołu nie wyrzucił, ani nie ukradł mi nazwy! (Przyjmuję do wiadomości, ale jakoś inaczej zapamiętałem tę historię - PD) To była moja decyzja. Dziubiński, jak się dowiedział, że nie chcę już nagrywać następnej płyty, powiedział, że nagrają płytę beze mnie, a ja wtedy zakomunikowałem jemu, że właśnie rozwiązałem Turbo. To było na początku stycznia 1991 roku. I tak zakończyła się nasza historia. Potem było jeszcze "One Way" i cisza na cztery lata. Z Robertem mam czasami kontakt, ale są to spotkania bardzo miłe. Trzeba mieć dystans do pewnych niezrozumiałych przez człowieka spraw.

Wojtek Hoffmann - Turbo, Warszawa 31.08.2009, fot. Lazarroni
Wojtek Hoffmann - Turbo, Warszawa 31.08.2009, fot. Lazarroni

Zastanawia mnie też, że powróciłeś do wytwórni Metal Mind, która zdawała się mieć wiele wspólnego z tym zamieszaniem?

W latach dziewięćdziesiątych chciałem wydać naszą muzykę na CD. Wiedziałem, że jest to szansa przypomnienia zespołu w mediach i wśród fanów, bo płyta kompaktowa rządziła na rynku muzycznym. Nikt nie chciał wziąć nawet za darmo tych taśm. Nie pamiętam, jak to się stało, że zagraliśmy na "Metalmanii 1999". Potem Dziuba zaproponował nam kontrakt na nowe płyty i był zainteresowany wszystkimi materiałami. Ja patrzyłem na to z rezerwą, ale Grzegorz i Bogusz chcieli, bo Dziuba dawał budżet na nagranie, co oczywiście było bardzo ważne i to przeważyło na korzyść MMP. Co z tego potem wynikło, to już wiadomo. Wypełniliśmy na szczęście kontrakt i teraz możemy się rozglądać.

W przerwie, jaką ci zafundowano, wszedłeś w skład Czerwonych Gitar. Czy to była dla ciebie jedyna szansa zawodowego grania, czy też chciałeś sobie pograć "Dozwolone od lat osiemnastu"? Jak by nie patrzeć, pachnie to chałturą...

Ostatniego zdania troszkę nie rozumiem i nie zgadzam się. Czerwone Gitary to przecież korzenie rock & rolla w Polsce. Dla mnie to wspaniały zespół, który grał jak Beatlesi. Pierwsze trzy płyty to wspaniała dawka bardzo fajnej muzyki, jak na tamte lata. Owszem, potem to już inna sprawa. Ale "jaki kraj, taki terroryzm!". Oni sobie wybrali drogę prostego rock & rolla. To były przecież bardzo piękne piosenki. Młodzież ich wtedy uwielbiała. Potem przyszła inna epoka. I można byłoby do CG przyrównać Lady Pank lub Oddział Zamknięty. Te zespoły grały też bardzo proste piosenki z dobrymi tekstami. Cała Polska też ich kochała w latach osiemdziesiątych. Ja nie oceniam tego zjawiska aż tak źle. Zapewniam cię, że obecnie jest wiele więcej chałtury w radio i TV w wykonaniu tzw. gwiazd, które zostały stworzone dla zrobienia przez kilka osób kasy. Śladu po nich za chwilkę nie będzie i tyle! Byłem tydzień temu na koncercie CG z okazji ich czterdziestopięciolecia. I powiem szczerze, że byłem bardzo wzruszony. "Sala Kongresowa" pękała w szwach. I pokaż mi jakiegokolwiek polskiego artystę z tzw. gwiazd, który zapełni całą salę, a bilety kosztowały 100 i więcej zł. To może tylko Perfekt, Bajm, Kult, może Lady Pank, czyli gwiazdy tamtych lat. A obecne malowane gwiazdy...

Daj spokój!

Dla mnie granie w tym zespole było czymś wspaniałym. Grałem na miejscu mojego idola, czyli Krzyśka Klenczona. Cały czas czułem jego obecność. To metafizyczne uczucie...

"Czy mnie nie ma" ze "Smaku ciszy" wokalnie przypomina "Gdybyś lubił mnie choć trochę" Breakoutu. "Toczy się po linie" z "Dorosłych dzieci" też ma klimat z linią melodyczną trochę jak "Dmuchawce, latawce, wiatr" w wersji heavymetalowej. W ogóle na pierwszych dwóch płytach sporo jest lekkich, zupełnie niemetalowych zagrań. Z tego względu chyba było ci łatwiej się przestawić?

O Matko. Skąd ci do głowy to przyszło. Niezłe jaja. My, którzy tworzymy, nie widzimy często pewnych podobieństw. A teraz, gdy mi to powiedziałeś, przesłucham na tę okoliczność te utwory bardziej wnikliwie.

To moje przestawienie nie było trudne. Zauważ, na jakich zespołach się wychowałem? To przecież Czerwone Gitary, Beatlesi i tamte zespoły z lat sześćdziesiątych. Te kapele preferowały totalną melodię. To zostaje przecież w człowieku.

"Człowiek i Bóg" dotyczy wojen religijnych, wątpliwości tam przedstawione rozstrzygnięte zostały chyba na "Strażniku". Czy czeka nas totalne starcie cywilizacji, które tak mocno naznaczyło naszą dekadę?

Myślę, że możemy spać spokojnie. Przynajmniej moje pokolenie. W najbliższych 40 latach nic się takiego nie wydarzy. A potem... kto wie? Niebezpieczne jest południe. To zapalnik, który może wybuchnąć w każdej chwili. Nie rozumiem tego zacietrzewienia i przedkładania jakiejkolwiek religii nad inną. Człowiek jest jeden, ale południowcy mają chyba jednak inne mózgi. To nieprawdopodobne, jak można zabijać innego człowieka tylko dlatego, że wyznaję inną religię. A kto dał w ogóle człowiekowi prawo ustanawiania warunków życia innego człowieka? Niestety wątpliwości jest wiele i są one nie do rozstrzygnięcia, niestety...

W waszych utworach pojawiają się nawiązania literackie - mitologia nordycka, "Eneida". Ale teksty mieliście raczej proste, ze srebrnym nożem z "Kawalerii..." na czele. Ten i inne kwiatki chyba wzbudzały wtedy i później sporo emocji?

Wtedy nie. Myślę, ze to były teksty na czasie, lecz już dekada lat 90. i początek nowego wieku to zupełnie inna historia. Ludzie potrzebują więcej rzeczywistości, która ich otacza, niż mitologii. Dzieciaki chcą się utożsamiać z piosenkami. A trudno się utożsamić np. z "Legendą Thora"? Z naszej twórczości pozostały dwie pierwsze płyty. Teksty pisał wtedy Andrzej Sobczak. I to były bardzo dobre teksty. Potem przyszła "Kawaleria". I ona jeszcze jest akceptowana. Bo to chyba najlepsze teksty Grześka. Nie chcieliśmy teraz jednak kontynuować przesłania Grzegorza. Tomek napisał bardzo dobre teksty, które natychmiast trafiły do ludzi. Są bardzo podobne do tych, które pisał Andrzej.

Wojtek Hoffmann - Turbo, Warszawa 31.08.2009, fot. Lazarroni
Wojtek Hoffmann - Turbo, Warszawa 31.08.2009, fot. Lazarroni

"Potrafimy pięknie gadać, nie potrafimy żyć". To chyba w dużym stopniu pozostaje aktualne?

Wszystkie teksty z "Dorosłych dzieci" są cały czas aktualne.

"Dorosłe dzieci" są gorzkim podsumowaniem świata, w którym przyszło ci dorastać. Ale pokolenia dorastające po przełomie też są, już na własne życzenie, takimi dorosłymi dziećmi, tylko zabawki się trochę zmieniły?

Każdy człowiek potrzebuje matkowania. Nie jesteśmy winni do końca, że nic się nie zmieniło. Niektórzy muszą być poprowadzeni za rękę. Tekst "Dorosłych dzieci " to chyba najlepszy protest song w historii polskiej muzyki. I o dziwo cały czas aktualny. Wtedy nie wiedzieliśmy, że po trzydziestu latach cały czas będzie na czasie. Zmieniły się warunki życia. Jest niby łatwiej, a jednak ciężej. Brak pracy, perspektyw. Hołubienie cwaniactwa, beznadziejne prawo, beznadziejna opieka społeczna. Można by wymieniać jeszcze wiele zła, ale to i tak nic nie zmieni. Myślę, że należy robić swoje i dążyć do jakiegoś celu. Wiem, że i to jest trudne, bo przecież też biorę udział w tym wszystkim, ale jaki jest wybór...?

Więc róbmy swoje, jak kiedyś śpiewał Wojtek Młynarski...

"A gdy zmienią się reguły tej gry" - czy mieliście nadzieję, że te reguły kiedyś się zmienią? W 1986 system mimo głasnosti i pieriestrojki trzymał się mocno.

Tak. Nadzieja była przeogromna. Byłem dumny z powstania Solidarności, z Okrągłego Stołu i pierwszych wolnych wyborów. Troszkę zostało to jednak wypaczone i reguły tej gry się niestety jakoś nie zmieniają!

Czy masz marzenia, które się jeszcze nie ziściły?

Oj tak. Mam tysiące marzeń. Przede wszystkim chciałbym pojeździć jeszcze troszkę po świecie i pograć z kapelą w innych, normalnych warunkach. Chciałbym wydawać płyty na uczciwych warunkach i zarabiać z tego tytułu normalne pieniądze. Chciałbym być cały czas zdrowym i w formie, i grać, grać, grać, aż do odejścia w stronę "Strażnika światła"...

I tego ci życzę! Dzięki za wywiad!

« Poprzednia
1
Następna »
Komentarze
Dodaj komentarz »
!!! brawo !
igor (gość, IP: 83.23.160.*), 2010-04-07 14:40:24 | odpowiedz | zgłoś
naprawde swiete słowa ! w Polsce jest mnostwo swietnyvh kapel , a prawdziwa sławe osiagaja tylko gówna ! taka jest prawda !! cxarno na białym ! pieprzona komercja !!!
to idealista, lubie takich ludzi, zmarnowal sie w
artystyczny (gość, IP: 94.79.144.*), 2010-04-01 01:44:19 | odpowiedz | zgłoś
tym kraju jak jeszcze takich kilku, dlatego ten kraj powinien placic odszkodowania za skradziona przyszlosc tym pokoleniom.
Zajebisty wywiad. Tomasz dał rade mimo zaczepnych pytań
EndGame (wyślij pw), 2010-03-31 20:55:05 | odpowiedz | zgłoś
Miałem za złe że kolo tak mocno nagina rzeczywistość. Troche przegiął, sorry pitolenie młodego szczyla, ale p. Tomasz dał rade głupocie. Turbo jest jednym z fajniejszych kapel, nie magrywa w kółko tego samego. Nowa płyta jest strasznie dojrzała i świetna. Pozdrowienia dla Turbo !
re: Zajebisty wywiad. Tomasz dał rade mimo zaczepnych pytań
Boras... (gość, IP: 83.8.95.*), 2010-03-31 21:49:14 | odpowiedz | zgłoś
Jaki Tomasz ?
re: Zajebisty wywiad. Tomasz dał rade mimo zaczepnych pytań
EndGame (wyślij pw), 2010-04-05 17:32:25 | odpowiedz | zgłoś
Przepraszam, cos mi sie popierdolilo, oczywiście że Wojciech! Gdzies w glowie kolatal mi sie nowy wokalista (ktory tez daje rade!). Przepraszam, wszystko co napisalem dotyczy Wojciecha Hoffmanna.
wywiad
Pinokio (gość, IP: 89.161.41.*), 2010-03-31 20:41:53 | odpowiedz | zgłoś
Utwór "w sobie" to najcudowniejsza rzecz jaka wyszła spod palców p. Wojtka.Jeden z najpiekniejszych utworow na świecie.
re: wywiad
Wiwern (gość, IP: 79.184.94.*), 2010-03-31 23:24:41 | odpowiedz | zgłoś
zgadzam się z tym absolutnie!

Materiały dotyczące zespołu

- Turbo

Na ile płyt CD powinna być wieża?